niedziela, 12 maja 2019

Od Azaira Ethala - "Cienie Przeszłości", cz. 1

Azair nie miał pojęcia, co odpowiedzieć Mundusowi.
Miał przyznać się, że w głowie słyszy głos swojej martwej babki, która najwidoczniej jest wszystkowiedząca oraz która nie daje mu spokoju nawet w snach, które z każdą nocą robią się coraz bardziej brutalne? Doszło nawet do tego, że podczas marzeń sennych miał wątpliwą przyjemność zamordowania swojego szczenięcego ja.
Wybrał więc bezpieczną opcję półprawdy, która jeszcze nigdy go nie zawiodła.
— Ojciec nie miał wrogów — rzekł Aza, choć co do tego nie był zupełnie pewny. — Poza tym, ostatnio dziwnie się zachowywał. Nie był sobą.
Mundus nie zadał kolejnego pytania, chociaż widać było, że aż cisnęło mu się ono na dziób.
Zawilec odchrząknął, zapewne chcąc przejąć głos, chociaż nie wyglądał, jakby było to szczytem jego marzeń.
— Zaleciłbym jednak sprawdzenie, czy nie jest to morderstwo... Jesteś przecież śledczym — powiedział, po czym obejrzał jeszcze chwilę ciało razem z Mundusem. Jakiś czas później wyszli oboje, zostawiając Azę samego z martwym Ojcem, ponurymi myślami i głosem wadery w głowie.
Powinieneś sprawdzić, czy ktoś coś wie, doradziła mu Hadelle.
Jak?, zapytał.
Zacznij może od swojej matki. To chyba od niej wszystko się zaczę... 
Skąd to wszystko wiesz?, wpadł jej w słowo Azair. Nie żyjesz. Nie powinnaś mieć dostępu do świata żywych.
Niestety, rzeczywistość rzadko wypełnia swoje powinności, westchnęła smutno wadera.



Następnego dnia pochłonął śniadanie najszybciej, jak się dało i na złamanie karku poleciał do jaskini Rutena. Nie chcąc marnować ani sekundy, naprędce wyjaśnił mu całą sytuację i, nie czekając na jakąkolwiek reakcję, ruszył w drogę.
Nie był pewien, czy pamięta całą trasę powrotną do watahy jego Matki. Nie pamiętał nawet, jak ta wataha się nazywała. Wiedział jednak, że prędzej czy później znajdzie się tam i poprosi Matkę o wskazówki.
Pozostawało mieć tylko nadzieję, że po drodze nie zwariuje, mając za towarzyszkę jedynie Hadelle.
Ostatnim razem, gdy przenosił się stamtąd do Watahy Srebrnego Chabra, był małym szczeniakiem i nie miał pojęcia, co go czeka.
Skończyło się na tym, że znowu napadła go samotność, ale tym razem u boku Ojca, zamiast u Matki.
Chociaż... Znalazł przecież przyjaciela.
Czy może nazwać Rutena swoim przyjacielem?
Czy ich relacja wykracza poza płaszczyznę nauczyciel - uczeń?
Azair bardzo by tego chciał.
Nie przyznawał się sam przed sobą, ale czasem zapiera mu dech, gdy widzi Rutena. Jakby znowu widział go po raz pierwszy.
Słucha jego głosu zamiast jego słów.
Traci zdolność mowy, kiedy patrzył mu w oczy.
Budzi się w środku nocy, żeby sny nie zaszły za daleko.
I chociaż było to nietypowe – ba, można powiedzieć, że nawet nienormalne – musiał przyznać sam przed sobą, że jego serce wyrywało się do Rutena każdą swoją komórką.


Nawet nie zauważył, kiedy jego łapy wymówiły mu posłuszeństwo. Pogrążony w swoich myślach przegapił moment, od którego przestał orientować się w terenie. Musiał przystanąć i wytężyć umysł.
Na szczęście dobre Fatum miało go w opiece, bo rozpoznawał te okolice. Znajdował się dobry dzień drogi od watahy jego Matki.
Zakładając, że ona nadal tam jest.
Ta myśl przyszła mu do głowy po raz pierwszy, więc zatrzymał ją, żeby się przyjrzeć.
Faktycznie, nie zastanawiał się nad tym wcześniej. A jeśli Matka już tam nie mieszka? Jeśli nie żyje?
Odepchnął od siebie to wrażenie. Matka musi żyć. A jeśli się wyprowadziła, to on ją znajdzie. Nie schowa się przed nim nawet w piekle, bo on ją stamtąd wywlecze.
Zatrzymał się na postój pod jakimś drzewem. Wspiął się na nie sprawnie i umościł najwygodniej, jak tylko mógł, na jednej z grubszych gałęzi. Zapadł w sen, a tej nocy znowu odwiedził polanę, na której zabił Mundusa i Rutena.

< C.D.N. >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz