Ostatni raz wymienili niespokojne spojrzenia. Już od dłuższej chwili słyszeli kroki i jakieś odległe głosy, odbijane echem od skalnych ścian i tłumione przez ostatnie zieleniące się w oddali krzewy. Zaraz wyjdą z lasu.
Mundus ukryty w cieniu, plecami wciskał się w ścianę zaraz przy wyjściu z jaskini, oddychając szybko i nasłuchując. W szponach kurczowo ściskał nożyk Rutena. Jeden ze strażników jest jego.
Ruten natomiast stał nieco dalej, trzymając w pysku tylko strzykawkę. Wierzył, że to wystarczy. Dlaczego tak bardzo się niepokoił? Przecież walka to element życia, czasem jest konieczna. A miał przy sobie sprzęt i towarzyszy.
Przymknął oczy, w głowie zaczynając obliczać.
"Siedem dziesiątych mililitra na kilogram masy... powiedzmy, będzie ważyć z pięćdziesiąt kilo... a więc trzydzieści pięć. Potrzebuję trzech miarek..." - położył strzykawkę na ziemi i popatrzył na nią. Pojemność piętnaście mililitrów.
Jeszcze chwila, jeszcze moment. Głosy były zupełnie wyraźne, wilki bełkotały coś przy akompaniamencie stukających kroków.
Pierwszy w jaskini znalazł się jakiś niegroźnie wyglądający grubas. Mundurek wiedział co ma robić, zaskoczył go jeszcze zanim ten zdołał zorientować się, co dzieje się wewnątrz. Basior nawet nie pisnął, przetoczył się pod ścianę i uderzył o nią głową z całą siłą. Ruten podszedł do niego i celując strzykawką w miejsce nad łopatką wilka, wpakował mu w żyłę całą miarkę... powietrza. Potem bezceremonialnie wykonał tę czynność jeszcze dwa razy.
Tymczasem w jaskini pojawiły się kolejne dwa pozostałe basiory. Teraz również zaatakował znienacka, chwytając umięśnionego basiora za szyję, po czym szybkim ruchem wepchnął strzykawkę między łopatkę a kręgi szyjne.
Gdy próbował trzymając swoją ofiarę równocześnie wyciągnąć tłok strzykawki, basior wyrwał się i odskoczył gwałtownie. Ruten jednak nie zamierzał cofać się, skoczył w kierunku swojej ofiary, która wydawała się nadal zupełnie oszołomiona i powtórzył czynność. Dla pewności uraczył ją jeszcze ciosem w tchawicę, aż w końcu gwałtownie odepchnął od siebie i rozejrzał się wokół, z ulgą orientując się, że trzeci, chudy jak patyk i wyglądający na słabego wilk dygocze przyparty do ściany i z przerażeniem godnym raczej spłoszonego zająca wpatruje się w stojących przed nim Azaira i Mundusa. Dopiero po chwili dostrzegł, że chuderlak wpatruje się w podłogę jaskini usłaną zakrwawionymi ciałami swoich towarzyszy. Ach, to był dodatkowy element zaskoczenia. Proszę, nawet się przydał.
Zaaplikowanie mu zawartości strzykawki było dziecinnie proste. Nie był najwyraźniej nawykły do oglądania tego, co widział w ostatnich chwilach swojego marnego życia, a więc Ruten mógł podejść do niego niemal jak do dziecka i szybko załatwił sprawę.
- Powietrze dostarczone do żyły, w tym przypadku żebrowo szyjnej, wpływa do serca żyłą główną. Na zastawce płucnej następuje zapowietrzenie. Serce próbuje przepompować powietrze, które pod wpływem jego siły rozbija się na mniejsze pęcherzyki, przedostające się do krążenia płucnego... a dalej chyba wiadomo - Ruten zakończył, łapiąc zadyszkę na ostatnim słowie. Przejechał nadgarstkiem po swoim pysku, ścierając z niego kilka kropel brudnej krwi. Jeszcze przez chwilę odpoczywał, dysząc ciężko i patrzył na wilka, który najpierw coraz słabiej szamotał się przytrzymywany przez Azaira i Mundusa, a potem zaczął kaszleć. A raczej próbować kaszleć.
- Puśćcie go - Ruten machnął łapą. Basior upadł na ziemię i zaczął kręcić się, w panice łapiąc powietrze. - słowo na dziś, Azair: hipoksja. Niedobór tlenu w tkankach w stosunku do zapotrzebowania, wiodący do niedotlenienia organizmu.
Ruten siedział w nieco przygarbionej pozycji, ze znużeniem patrząc na wijące mu się u stóp ciało. Wchodziło w ostatni etap. Zaburzenia świadomości, załamanie krążenia i koniec. Basior podniósł się trochę ociężale. Był zmęczony szamotaniną. Usiadł nad konającym wilkiem i otworzył mu pysk.
- Sinica. Ostatni objaw.
< Azair? 💃 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz