Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że sprawianie Teodrinowi bólu Azair nie traktował jako "złamanie regulaminu". Zaznaczyć trzeba bowiem, że szczeniak ten od małego wychowywany był w duchu posłuszeństwa i dyscypliny, a wszelkie odstępstwa od zasad w jego wykonaniu były surowo karane przez jego wcześniejszą watahę, ale przede wszystkim przez Matkę.
Azair Ethal traktował Teodrina jako obiekt naukowy. Co jeszcze dziwniejsze, gotowy był porzucić całą moralność na rzecz nauki (dla sprostowania – na rzecz Rutena, jego guru, mistrza, nauczyciela... Myślę, że już załapaliście). Sumienie jego dawno ucichło, przyciśnięte pragnieniem edukacji.
— Kim... kim wy jesteście... ścierwa... — Basior, z cierpieniem w oczach, próżno szukał litości w kamiennych twarzach dwóch oprawców. Dukał słowo po słowie, a każdy oddech sprawiał mu widoczny ból. — Nie jesteście z NIKL'u... niczego ode mnie nie... usłyszycie...
— A więc, Aza, do dzieła. — Ruten westchnął, bardziej ze znużenia niż z czegokolwiek innego. — Tylko delikatnie, po samej skórze. Tnij wzdłuż mostka.
Azair posłusznie przejął nóż i przyłożył go do skóry przy początku mostka.
— Na pewno nic nie powiesz? — upewnił się Ruten, zerkając na Teodrina jeszcze raz.
Basior potrząsnął łbem i splunął bordowemu basiorowi pod nogi.
— Nie zostawiasz nam wyjścia, wiesz o tym... — mruknął wilk i skinął na Azę łapą. Szczeniak, ogarnięty niewytłumaczalnym podnieceniem, przycisnął nóż mocniej, a gdy zobaczył pierwszą krew, powoli, z rozmysłem, pociągnął narzędzie jeszcze dalej. Teodrin wrzasnął z bólu.
Gdy szczeniak zatrzymał się przy końcu mostka, zerknął pytającym wzrokiem na Rutena, jakby pytając o pozwolenie na kontynuację. Ten skinął tylko głową.
Azair przejechał więc nożem jeszcze dalej.
— Stój! Przestań! Jest nas dwudziestu! Trzy wadery! Siedemnaście basiorów! — wrzasnął w końcu Teodrin, a Ruten położył Azie łapę na ramieniu. Szczeniak posłusznie zatrzymał narzędzie.
— No dobrze więc... — mruknął basior, przyglądając się Teodrinowi badawczo. — Wiesz co, Aza? Od niego dużo się nie dowiemy. Pokażę ci coś teraz.
Pochylił się nad wilkiem i położył łapy na jego szyi.
— Proszę, to taki mały prezent — mruknął cicho. — Żeby nie było, że nie mam litości.
Zerknął na Azę.
— Podejdź bliżej — rzekł już głośniej, a gdy szczeniak się zbliżył, kontynuował — Pokażę ci, jak szybko i sprawnie skręcić kark.
Teodrin otworzył szeroko oczy, ale jego protesty i błagania zagłuszył Ruten, podnosząc głos.
— Jedną łapę kładziesz tu... — powiedział, jednocześnie wykonując to, co mówił. — Drugą tu... I jednym, szybkim ruchem, szarpiesz w obojętnie którą stronę.
Rozległo się nieprzyjemne chrupnięcie i całe ciało Teodrina zwiotczało. Ruten odrzucił je na bok.
Chwilę potem do jaskini wszedł Mundus i, obrzuciwszy truchło współczującym, ale jednak zniesmaczonym spojrzeniem, zaczął coś szeptać do Rutena. Azair, korzystając z wolnej chwili, wyszedł z jaskini, żeby się przewietrzyć.
Na zewnątrz rozglądnął się dookoła. Jedyną istotą w zasięgu wzroku był basior znajdujący się nieopodal, zapewne na warcie. Siedział jednak zbyt daleko, żeby usłyszeć wrzaski Teodrina.
Szczeniak podreptał do niego i z bliska zauważył, że to ten basior z dziwnymi kawałkami metalu w uszach i w nosie. Przysiadł obok.
Basior na początku spiął się, ale widząc, że ma do czynienia z młokosem, rozluźnił mięśnie. Najwidoczniej stwierdził, że w razie czego spokojnie sobie z nim poradzi.
— A, to ty — rzucił lekceważąco.
— Co to jest to w pana uszach? — zagadnął Azair bezpośrednio.
— To? — Wilk wydawał się zdziwiony pytaniem. — Kolczyki.
— Jak się robi takie coś? — zapytał szczeniak.
— Nie robiłem ich sam, mam znajomego, który się tym zajmuje — wyjaśnił basior.
— Mhm... — Aza jeszcze raz przyglądnął się kolczykowi w jego nosie.
< Ruten? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz