Krążyłem bez celu po terenach watahy. Jako stróż, przez ostatnie osiem
lat życia nie robiłem praktycznie nic innego. Postanowiłem, jako, że
miałem chwilową przerwę w pracy, udać się na wieś, by odwiedzić Mundusa
znajdującego się u weterynarza. Miałem drobny kłopot, ze znalezieniem
domu weterynarza, lecz w końcu udało mi się tam dostać.
- Witaj,
Mundusie! - wyrzekłem, widząc ptaka leżącego samotnie pod ścianą. Chyba
spał. Widząc mnie, podniósł głowę i otworzył oczy.
- Witaj, Lenku! Co ty tutaj robisz...?
- Przyszedłem cię odwiedzić.
- Jakże mi miło! - ptak delikatnie przekrzywił głowę, zmrużył oczy i uśmiechnął się - masz więc problem?
-
Nie... - przeniosłem wzrok na podłogę - to znaczy, nie z problemem tu
przychodzę. Ale mimo wszystko, chciałbym ci go wyjawić. Tylko, że nie
wiem, czy mogę.
- Boisz się, że powtórzę komuś, kto nie powinien tego słyszeć? - uśmiechnął się ptak.
- W sumie, nie... nie powtórzysz.
- Więc boisz się, że cię nie zrozumiem.
- Nie... chyba nie. Na pewno chcesz wiedzieć? - skrzywiłem się, jakby chcąc powiedzieć: "to przecież takie nieważne!".
- Po to tu przyszedłeś - powiedział pewnie ptak.
- Skąd możesz to wiedzieć?! - oburzyłem się.
- Bo nie zapytałeś mnie o zdrowie - uśmiechnął się spokojnie.
Speszyłem się. Nie wiedziałem,co odpowiedzieć. Powinienem był jednak zapytać. Kompletnie wyleciało mi to z głowy.
- A jak zdrowie? - skuliłem się.
- Hrm...! Dobrze.
- Bo... - zacząłem po chwili ciszy - już dłużej tego nie wytrzymam.
- Więc powiedz jej to.
- Co? - to kompletnie zbiło mnie z tropu.
- Nic. Może nie o to ci chodzi.
- Chyba moje życie musi być nieszczęśliwe. Zakochałem się.
- Więc jednak o to.
-
I to musi być nieszczęśliwe, gdyż jedyna wybranka mojego serce jest już
mężatką. Nie zrozumiesz! Ciebie te problemy nie dotyczą.
- Masz rację, nie dotyczą - westchnął.
-
Czy ty w ogóle spotkałeś jakąś kobietę podobną do ciebie, oprócz swojej
matki i siostry? - zapytałem zirytowany - czy ty w ogóle spotkałeś
kogoś podobnego do siebie...
- Nie. Jesteśmy unikalne. Pojawiamy się i
znikamy nagle. A żyjemy pojedynczo. Jesteśmy gatunkiem stosunkowo
wymarłym. O ile kiedyś był bardziej 'żywy'.
- Widzisz - zwiesiłem łeb - nie zrozumiesz.
- Kto to? - zapytał.
- Nie! Tego ci nie powiem! - żachnąłem się.
- Nie musisz. Tak dziwnie patrzysz się na nią, gdy przechodzi, że pewnie już pięć razy zdradziłeś to bez słów.
- Co?! - aż podskoczyłem.
- Nic! - padła krótka odpowiedź.
-
Mimo wszystko, lepiej się komuś wyżalić. I spać spokojnie - wstałem i
ziewnąłem - Ech... cześć! Muszę już iść, bo kończy mi się przerwa w
pracy. Wpadnę jeszcze - pożegnałem się.
Na jednej z wiejskich dróg, spotkałem Eclipse i Beryla. Szli w przeciwną stronę.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz