Wróciliśmy do wioski. Martwiłem się o Mundusa. Następnego dnia, byłem zupełnie roztrzepany i smutny. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić i czułem wewnętrzny niepokój.
Eclipse zauważyła to już rano. Kilka razy i mi zwracała na to uwagę. W końcu, pod wieczór nie wytrzymała i powiedziała z cieniem zmęczenia w głosie - Jeśli to o Mundusa tak bardzo się martwisz, możesz spróbować dowiedzieć się, dokąd pojechali. Chociaż właśnie teraz powinniśmy przestać się martwić. Jest pod dobrą opieką. Dużo lepszą, niż tutaj.
- Nie jestem pewny, czy moje domysły są prawdziwe... - wbiłem wzrok w dal - ale Mundus... nie jest pospolity, jeśli można to tak nazwać. Może, szczególnie w większej wsi wzbudzić duże zainteresowanie. Ludzie mogą próbować... umieścić go w muzeum. Albo, w najlepszym razie umieścić w ogrodzie zoologicznym. Ecilpse... oni bez powodu go tam nie zabrali.
- Masz może rację...
- Eclipse, polecę tam. Może uda mi się czegoś dowiedzieć. Ty zostań. To niebezpieczne. Proszę!
Wadera w odpowiedzi kiwnęła głową. Podeszła do mnie i powiedziała:
- Uważaj na siebie... wilk ze skrzydłami też nie jest pospolity. Wracaj szybko.
Na nic już nie czekając, wzbiłem się w powietrze i poleciałem w stronę, w którą poprzednio pojechał samochód. Po niecałym pół godziny, dotarłem do miejsca odpowiadającemu opisowi kotki. duża wieś, nie wiem nawet, czy nie małe miasto. Przy drodze stał duży morsko-biało-błękitny budynek. Stały pod nim cztery samochody. W tym jeden, już mi znany.
Wskoczyłem w krzaki, obrastające budynek. Zajrzałem przez okno. W środku, w dwóch klatkach siedziały myszy, a pod przeciwległym oknem spał wielki, czarny pies (wywnioskowałem, że to mieszanka sznaucera z jakimś owczarkiem). Na szafce obok tegoż ona, siedział Mundus. Próbował odnaleźć jakiś sens z liter napisanych w starej gazecie. Co chwila wyglądał przez okno. Już chciałem wejść przez okno, gdy nagle zobaczyłem kotkę idącą w kierunku mojego błękitnego towarzysza.
- Panie Mundusie, panu nie wolno czytać! - krzyknęła z teatralną grozą, podbiegając do ptaka.
- Ciszej! - Ptak zadrżał zdenerwowany. Potem dodał niewiele spokojniej - przecież i tak nie umiem!
- Och, co za szczęście, że jest pan z nami. Już nie ma zagrożenia życia! - uśmiechnęła się przymilnie.
- Już nie ma? Więc w następny czwartek wypisuję się. Nie mam po co tu siedzieć.
- Och! Ależ nie!
- Czekam do czwartku! - Mundek wyciągnął skrzydło w stronę kotki również teatralnie, jakby chcąc ją zatrzymać. Pies, śpiący pod oknem, otworzył jedno oko.
- Panie Mundusiu - zaczęła przymilać się łaciata istotka zwinnie wskakując na szafkę, na której siedział ptak - zostanie pan jeszcze z nami...
- Nie - ptak odwrócił głowę od kotki.
- A ze mną? - usiadła przy nim i zaczęła mruczeć.
- Czemu? - Mundus odsunął się z niepokojem.
- Bo, wiesz Mundusie... - spojrzała mu w oczy. Pozostałe zwierzęta zaczęły z ciekawością śledzić sytuację - ja ciebie...
- Idź, zła kobieto! - Mundus wstał i niemal nie spadł z szafki.
- Ja tak ciebie kocham...
Zamurowało mnie. Schowałem się za oknem, patrząc dalej.
- Koteczko! - nastroszył pióra Mundus - my nawet nie należymy do tego samego gatunku!
- Och! Ty tylko o tak przyziemnych rzeczach! - machnęła łapką kotka - łączą nas uczucia. To miłość platoniczna i musisz zostać ze mną na zawsze!
- Nic więcej! - z tym bojowym okrzykiem ptak rozłożywszy skrzydła poszybował z szafki, na ziemię. Zwinnym ruchem wskoczył we wnękę w ścianie między drzwiami a komodą.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz