- To teraz naprawdę nieważne... - prychnąłem, kładąc uszy po sobie - ale my rozumiemy ich mowę.
- Pan Mundek musi być jeszcze dłuuugo w szpitalu - uśmiechnęła się, wstając i podnosząc ogon.
- Nie ma możliwości... wypuszczenia go wcześniej? Ma silny organizm. Nie potrzebuje lekarza - zakończył jękliwie Andrei, z żalem i niepokojem patrząc na chatkę.
- Nie ma możliwości - kotka znów usiadła. Spoważniała.
Pokiwałem głową ze smutkiem.
- Szkoda... będziemy go odwiedzać.
- Myślę, że to nie możliwe - znów uśmiechnęła się tajemniczo. Powoli traciłem do niej zaufanie.
- Dlaczego? - warknął Andrei.
- Wyjeżdża. My wyjeżdżamy - rozmarzyła się.
- Dokąd?! - krzyknął wilk.
- Niedaleko. ALE do innej wsi. Tam jest lepszy weterynarz. Do miasta, znaczy.
Ciąg dalszy nie nastąpił. Kotka uznała rozmowę za skończoną, z powrotem wskakując na płot. Odeszła z uśmiechem na pyszczku.
Popatrzyłem na Eclispe. Chciałem się dowiedzieć, czy była tak samo zdziwiona jak ja.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz