Zaraz po Eclipse, wyszedł również Andrei. Na chwilę zostałem sam z Mundusem.
- Co ci jest? - mruknąłem, bardziej sam do siebie, niż do ptaka. Ten nadal stał wpatrując się w ziemię.
- I co ty tam takiego ciekawego widzisz?! - powiedziałem, już głośniej. Tylko wzruszył ramionami. Podniósł jednak wzrok. Po chwili powiedział:
- To rzadka przypadłość...
- Nie tak prędko! Zaraz wszystkiego się dowiemy. Murka poszła za kotką.
- Myślisz, że nie widziałem? Chcę już do domu... Berylu - popatrzył mi prosto w oczy z niewypowiedzianym żalem - ja tutaj zwariuję...
Przez chwilę żałowałem, że uniosłem się gniewem.
- Przepraszam... - położyłem uszy po sobie - nie chciałem nic złego powiedzieć.
- To nie o ciebie chodzi - popatrzył w okno - ale nie wiem nawet, kiedy będę mógł wyjść... i czy wcześniej mnie nogami do przodu nie wyniosą.
- Nie! - zaprzeczyłem - nie waż się. Wszyscy czekamy na ciebie w domu.
W tej chwili wrócił Andrei razem z Murką i drobną kotką. Popatrzyłem się na nich wyczekująco.
- Na tą chwilę, nie wiemy, co konkretnie dolega panu Mundusowi. Być może, to nic groźnego. Może to tylko podrażnienie... przez chociażby ziarno piasku. Albo jakiś odłamek skały. Aa... być może - dodała po chwili ciszy - to coś groźniejszego. Nie widzę jednak szczególnych powodów do paniki.
Przez okno domu zobaczyłem nadchodzącą Eclipse. Postanowiłem na chwilę wyjść na zewnątrz.
- Eclipse! - uśmiechnąłem się, widząc waderę.
- Co jest Mundusowi? - zapytała, odwracając się w moją stronę.
- Właściwie... - zawahałem się - jeszcze nie do końca wiadomo. Możliwe jednak, że to nic groźnego.
- Możliwe?! - zdziwiła się wadera.
- Nie... dziwnie to zabrzmiało, prawda? - starałem uśmiechać się przez cały czas. Nagle, zobaczyłem starszego mężczyznę, idącego w naszym kierunku. Nie zauważył nas. Wszedł do środka.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz