środa, 1 maja 2019

Od Rutena CD Azaira Ethala - "Motyl Nocny"

Po roślinach, jakie zastałem kwitnące na terenie naszej watahy w ostatnich dniach, mogę wnioskować, że mamy jeden z ostatnich dni kwietnia, lub pierwszych maja. Słońce zachodzi niemal równo o godzinie dwudziestej, natomiast wstaje niedługo po piątej. Właśnie wybieramy się na wycieczkę na tereny Watahy Szarych Jabłoni, aby wykorzystać zdobytą przez ucznia wiedzę w praktyce. Pogoda nam nie sprzyja, ale dzięki niej niezauważeni przedarliśmy się do celu.
Kolejny dzień
Napotkani przez nas bandyci zrezygnowali z prześladowania nas, spokojnie wróciliśmy do karczmy, w której wczoraj spędziliśmy noc. Nie mam czasu pisać wiele, bo czas goni. Wybieramy się z wizytą.
Uwaga, w tej części serii występują sceny powszechnie kojarzone z przemocą.

Mundus
Odkąd wyruszył, minęło już sporo czasu. Nie mógł mieć zupełnej pewności, że basiory dotrzymają słowa i zostawią Azaira i Rutena w spokoju aż do zachodu słońca. Musiał się śpieszyć, a zanim znalazł się na terenach WSC musiało minąć trochę czasu.
Zajęło to krócej, niż się spodziewał, ale wątpił, czy drogę powrotną zdoła pokonać w tym samym tempie. Gdzie teraz? Do jaskini Caeldori i Wrotycza, zdobyć płaszcz, który basior otrzymał na szkoleniach wojskowych prowadzonych przez NIKL*. Niepozorny kawałek wytrzymałego materiału o barwie butelkowej zieleni i paru błyszczących, czarnych guzikach. Powinien jeszcze gdzieś tu leżeć...
Gdy tylko znalazł się na miejscu, zaczął przetrząsać wnętrze groty. Nigdzie go nie było. Wewnątrz nie zastał też oczywiście nikogo, kto mógł wiedzieć, gdzie jest to, czego szukał Mundus.
Ptak na powrót znalazł się w lesie, nie będąc pewnym, co dalej. Odetchnął głęboko, raz, drugi. Pomyśl, Mundurek.
Kuraha, przecież byli wtedy razem. Musi mieć podobny.
Na całe szczęście wilk był w swojej jaskini. Nie wyglądał na zachwyconego odwiedzinami. Mundurek przyzwyczajony był do chłodnego względem siebie podejścia tego białego wilka. Częściowo był w stanie je zrozumieć, ponadto sam darzył Kurahę wyjątkowymi względami, co tłumaczył sobie faktem, że znał basiora od dzieciństwa. Pominął to, że był on w tej chwili jednym z dwóch wilków, które traktował w nieco bardziej specjalny niż resztę sposób, nie był natomiast jednym z dwóch, które Mundus znał od szczeniaka.
Mimo wszystko postanowił ograniczyć się do szczerej prośby, sformułowanej w jak najbardziej ugodowy sposób.
- Kuraha, pomóż nam, błagam cię.
- Coś się stało? - basior, pomimo iż, jak to miał w zwyczaju, zachowywał przykładny spokój, wyglądał na zaniepokojonego. Nic dziwnego, gdyby Mundurek usłyszał się z boku, również by się zdziwił.
- Masz jeszcze... ten płaszcz ze szkoleń wojskowych?
- Mam... - wilk zmarszczył brwi.
- Mogę go pożyczyć?
Po kilku sekundach ciszy Kuraha dał znak, aby jego gość zaczekał, a sam zniknął w głębi jaskini. Minęła krótka chwila, gdy wrócił, trzymając zielony materiał. Nie pytał o nic więcej. Szary ptak myślał już tylko o tym, aby zdążyć na czas. Kiwnął tylko głową w podziękowaniu a ich spojrzenia przez sekundę spotkały się po raz ostatni, po czym rozstali się bez słowa.
Było już prawie ciemno.

Ogół wydarzeń
- Czym jest NIKL? - Mundus popatrzył na szczenię siedzące obok jego nogi i kurczowo ją ściskające. Azair pokiwał głową. Szary ptak rzucił jeszcze jedno spojrzenie naradzającej się grupie wilków i zaczął mówić ściszonym głosem - Najwyższa Izba Kontroli Leśnej. To najważniejsza organizacja działająca na tych terenach, będąca rządem wszystkich pobliskich watah. Ustalają prawo, rozsądzają spory... Zarówno WSC, jak i ich WSJ są od niej zależne. Nie pytaj o więcej, jeśli nie chcesz wysłać nas wszystkich na stracenie...
Odwrócił wzrok. Zgromadzenie nadal szeptało między sobą. W końcu brązowy wilk wysunął się do przodu i oświadczył:
- Ponieważ do NIKL'u droga długa i nie opłaca nam się wyprawiać tam, by zweryfikować wasze pochodzenie, a zaistniało podejrzenie waszego powiązania z Najwyższą Izbą Kontroli Leśnej, idźcie swoją drogą, przybysze.
- Hej! - przerwała mu jego towarzyszka - zamierzasz ich tak po prostu puścić?! A jak się tam poskarżą na mafię, czy jeszcze co innego nagadają?
- Życzymy wam powodzenia w misji, która was tu sprowadziła... - kontynuował, nie zważając na nią, Teodrin - a gdy już wrócicie do siebie, powiedzcie słówko przełożonym o tym, jak dobrze rządzi się Wataha Szarych Jabłoni. I jak sprawnie działają tu te... tajne służby. Mamy tu samych wyszkolonych osiłków, a jeden kolega ćwiczył kiedyś rzucanie do celu - Ruten popatrzył na basiora, który prawie się zarumienił. Ach, to ten cwaniaczek, który rzucił w niego metalowym prętem. Opowieść Teodrina zaczynała brzmieć jak reklamowy spot polityczny. Ruten znów uśmiechnął się w duchu. Brązowy wilk wyrzekł jeszcze parę zbędnych słów i puścił ich wolno. Gdy znaleźli się poza terenem bandytów, Azair zapytał:
- Gdzie teraz idziemy?
- Wracamy do karczmy. Zostawiłem tam nasze rzeczy - odrzekł basior.
- A potem?
- Potem załatwimy jeszcze jedną sprawę - uśmiechnął się pod nosem, czując przyjemny dreszcz emocji.
Gdy dotarli do środka, szybko podszedł do siennika, na którym spali poprzedniej nocy i wygrzebał spod niego strzykawkę, małą buteleczkę i nożyk. Było już zupełnie ciemno, to jednak nie mogło przeszkodzić im w wykonaniu planu, który nauczyciel ułożył sobie w głowie. Gdy zaczęli ponownie zbliżać się do siedziby Teodrina i całej reszty tej hołoty, szczeniak ponownie zapytał:
- Co teraz? Nie mieliśmy stąd odejść?
- A kto tak powiedział? - zaśmiał się bordowy wilk - chyba ta dzicz nie będzie nam rozkazywać?
- Ruten, odejdźmy stąd, póki mamy możliwość - wtrącił nerwowo Mundus - nie rób niczego głupiego. To bez sensu.
- Nic co robię nie jest bez sensu, zapamiętaj to sobie - warknął wilk - podziękujemy naszym przyjaciołom za gościnę.
Gdy byli na miejscu, zobaczyli wilka, którego Ruten miał nadzieję spotkać. To Teodrin, najwyraźniej stał tej nocy na straży.
Trwało to zaledwie kilka chwil, napadli na niego znienacka, ogłuszając. Ruten ujął go za barki z większym niż wcześniej miał nadzieję trudem, unosząc jego wielki łeb, a Azair złapał za tylną kończynę, na której widniała jeszcze rana. Wszystko rozgrywało się w ciszy, basior nie zdążył nawet krzyknąć.
- Idziemy - mruknął Ruten - musimy znaleźć jakiś spokojny kąt.
To również nie trwało długo. Byli w górach WSJ, a tam niemal na każdym kroku można było natknąć się na jaskinię. Wszystko szło zaskakująco gładko, tak, jak Ruten lubił najbardziej.
- Zawsze powtarzam, że praktyczne i tanie zwycięstwo to doskonały ciąg dalszy takiego naprędce zaplanowanego działania - powiedział, gdy położyli powoli budzącego się wilka na środku niewielkiej, górskiej jaskini - nasz przyjaciel się budzi, a więc czas chyba zaczynać. Mam nadzieję, Aza, że nie przeszkadza ci niedobór światła... - dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ciemność będzie skutecznie utrudniać im zadanie - Mundus, ogień - rzucił w końcu. Ptak zawahał się na chwilę, ale w końcu wyszedł z jaskini, znikając w mroku nocy.
- Na szczęście mniej wymagające czynności możemy wykonać trochę na ślepo - wilk podniósł swój nożyk i pokazał Azairowi kilka miejsc na przednich łapach leżącego przed nimi wilka - tu będziemy robić nacięcia. Dzięki nim Teodrin będzie leżeć spokojnie, gdy będziemy kontynuować. Magiczne, prawda?
- Mogę też? - oczy szczenięcia zaświeciły się z zainteresowaniem.
- Ty będziesz to robić - przytaknął Ruten - a teraz skup się, pierwsze tutaj: to jeden z ważniejszych mięśni, mięsień ramienno-głowowy. Wbij nóż tutaj - pokazał miejsce na ramieniu wilka.
W grocie rozległ się wrzask basiora, który zdawał się już całkiem oprzytomnieć.
- Nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy, nie rozcinając najpierw strun głosowych - powiedział bordowy wilk w zamyśleniu - ale nic, nie będziemy teraz kombinować, bo możemy przez przypadek przeciąć mu trochę za dużo. Zaczyna się wiercić. Proszę kontynuuj z drugiej strony. To ważne, musisz przeciąć na całej szerokości, na dwie połowy. Mięsień ten ma swój początek tu, gdzie widzisz teraz ranę, na nasadzie przedniej łapy. Kończy niemal na głowie, o tutaj. W zasadzie chyba wystarczyłoby przeciąć tylko jego, ale my jesteśmy ambitni, więc zajmiemy się jeszcze mięśniami, których przecięcie unieruchomi jego łapy niemal całkowicie. Pierwszy, trójgłowy ramienia, jest tutaj. Teraz delikatnie, żeby nie uszkodzić klatki piersiowej...
Azair z przejęciem przejechał nożem po łokciu ich nowego obiektu badawczego. Nagle zrobiło się jasno.
- O, masz światło, pięknie - Ruten szybko zademonstrował aprobatę dla szybkiego wykonania zadania przez Mundusa, który położył obok nich płonące polano - no, Azair, teraz mięsień dwugłowy ramienia. Widzisz, pozbędziemy się ich, ponieważ działają antagonistycznie. Antagonistycznie, znaczy, przeciwnie. Kiedy ten kurczy się po tej stronie, tamten, po drugiej, robi to samo ale w niewielkim stopniu, aby ustabilizować ruch kończyny. Dzięki temu kość ma oparcie z dwóch stron. 
Przerażony Teodrin zaczął chaotycznie machać łapami, chcąc wyrwać się oprawcom. Nie był jednak w stanie prawidłowo kontrolować przednich łap, a jego ruchy ograniczały się niemal wyłącznie do bezsilnego zginania nadgarstków i rzucania w popłochu resztkami obolałych kończyn, nie zauważając już nawet krwi bryzgającej z ran przy każdym jego ruchu. Ruten przez chwilę patrzył na te słabnące zmagania.
- Wypadałoby unieruchomić jeszcze tylną nogę, ale nie mamy zbyt wiele czasu, zanim nasz dobroczyńca się wykrwawi. Zamiast tego... - Ruten jednym ruchem obrócił obiekt badawczy na brzuch i przejął nóż od Azaira, zamachnąwszy się nim. Znów popłynęła krew, a z nią jeszcze jakiś płyn o bardziej przejrzystej barwie i ostrym zapachu.
- Odcinek lędźwiowy kręgosłupa jest bardzo mocny, dlatego uszkodzenie rdzenia kręgowego w tym miejscu wymaga sporo siły - wyjaśnił bordowy wilk, oddając uczniowi nóż. Przy okazji rozejrzał się, by przekonać, że Mundusa znowu nie było w jaskini. Pewnie nie miał ochoty słuchać krzyków i wolał poczekać na zewnątrz.
- A teraz zaczynamy. No, Teodrin, jak się czujesz? Nie powinno cię chyba bardzo boleć - uśmiechnął się do leżącego pod nimi ciała. Ponieważ nie usłyszał odpowiedzi, złapał za pysk ofiary i zwrócił go w kierunku światła. Następnie podniósł jedną z opadających powiek i przysunął płonące polano bliżej - do czorta, mamy mało czasu - mruknął i zamachnął się łapą, trafiając basiora w policzek. Ten na chwilę się obudził.
- Dobrze, mamy to. Teraz powiedz nam, Teodrin, ilu liczy ta wasza banda? Czy to ładnie tak atakować niczemu nie winnych przechodniów? - Ruten strząsnął z łapy krew wilka, która rozpływała się wokół po ziemi.
- Kim... kim wy jesteście... ścierwa... - wydukał basior - nie jesteście z NIKL'u... niczego ode mnie nie... usłyszycie.
- A więc, Aza, do dzieła - westchnął nauczyciel - tylko delikatnie, po samej skórze. Tnij wzdłuż mostka.

< Azair? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz