Nie wiedziałem, kim był obcy basior, ale nie wyglądał on przyjaźnie. Wąskie, złośliwe oczy patrzyły na mnie spod fioletoworóżowawej grzywki.
- Kim jesteś? - zdobyłem się w końcu na zapytanie obcego, który, wyraźnie oburzony moim postępowaniem, podnosił się właśnie znad brzegu.
- Conquest - odrzekł krótko, po czym po chwili zmiarkował się i dodał - to moje imię.
Pokiwałem głową.
- Moje, Jaskier. Kim właściwie jesteś, bo nie wyglądasz na członka tej watahy... - groźnie zmarszczyłem brwi, starając się wyglądać jak najpoważniej - ... i co robisz tutaj, tak daleko od jakiejkolwiek granicy? - dodałem, jeszcze bardziej podejrzliwie. Basior nie wyglądał na jednego z członków Watahy Szarych Jabłoni, nie mówiąc już o tym, że nie mógł przybyć z WWN.
- Jestem członkiem tej watahy - odparł - od kilku godzin. To chyba Ty powinieneś o sobie opowiedzieć, bo nachodzisz mnie podczas snu, również nie wiem, w jakim celu.
- Na to jeszcze nie zasłużyłeś - powiedziałem głosem pełnym wyższości. Zazwyczaj nie używałem tego tonu, ale ten basior wyjątkowo mocno nie wzbudzał zaufania. Po prostu coś mi w nim nie pasowało. Może po prostu źle patrzyło mu z oczu.
Wilk wstał i, przeciągając się, zaczął wolno iść w stronę lasu. Odprowadziłem go spojrzeniem.
- Gdzie idziesz? - postanowiłem w końcu zapytać. Krótko, nie liczyłem bowiem nawet na konkretną odpowiedź ze strony tego podejrzanego typa. Postanowiłem jednak mieć go na oku, przynajmniej na razie, dopóki nie okaże się, że ma czyste intencje. A odkrycia tego spodziewałem się już niedługo.
Jeszcze zanim usłyszałem odpowiedź basiora, niespiesznie podążyłem za nim, zatrzymując się po kilku krokach.
< Conquest? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz