Ktoś kiedyś nazwał mnie reakcyjną świnią i choć sama nie użyłabym tego określania, to częściowo się z nim zgadzam. Nie znoszę niepewności i niepotrzebnych zmian. To nie jedyny powód tego, że nie przejęłam się tymi słowami. Prawda jest taka, że opinia społeczeństwa mnie nie interesuje. Jednak istnieją istoty umiejące zmusić mnie do przemyśleń. Dziś natrafiłam na młodego zająca. Spoglądając w jego oczy, czułam się, jakbym przeprowadziła niemą rozmowę. Siedząc przy nim, uświadomiłam sobie jedną rzecz – choć przynależę do watahy, staram się unikać jej członków. Nie potrafię przystosować się do życia w grupie. Czy rzeczywiście można w tym tłumie odnaleźć siebie? Życie społeczeństwa pędzi na łeb na szyję, nikt się nie ogląda, każdy patrzy wprost w przyszłość. Nie ma tu miejsca na kogoś, kto nie pogodził się z przeszłością. Jednakże mam nadzieję, że to tylko mylne pierwsze wrażenie. Zwierze przekręciło łepek. Jego oczy błyszczały zaciekawieniem. Właściwie wuj powiedział kiedyś, że mam polować zawsze, gdy przydarzy się okazja. Tylko… Po co? Jeśli nie jestem głodna to praktycznie zabijanie dla zabawy. Przede wszystkim jest to jednak męczące. Dlatego nigdy nie zrozumiem innych wilków. Wszędzie biegają, zaglądają, krzyczą, ryczą, ujadają i wyją. Tracą niepotrzebnie energię, a tej później brakuje do spożytkowania na samodzielne myślenie. Zawsze można ten czas przeznaczyć na spanie. To był właśnie mój cel na ten moment. A cień drzew przyciemniał moją jaskrawą sierść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz