Zmierzyłem samicę wzrokiem. Miała długi ogon, który wydawał się taki puchaty... zerknąłem Jej w szmaragdowe oczy, które wyraźnie unikały kontaktu wzrokowego.
- A jak nazywają Cię najczęściej? - zapytałem po wymianie spojrzeń z Jaskrem.
- Hm.. - mruknęła. Byłem przygotowany na to, że nie odpowie. Lecz ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu... - Raisa.
- Ładnie. - odparłem ze spokojem. Skoro tak mówią Jej najczęściej, to i ja będę używał tego imienia. Wadera nic nie odpowiedziała.
- Jesteś nowym członkiem watahy? - zapytał lekko podejrzliwie Jaskier.
- A no jestem. - wadera nie ukrywała, że chce zakończyć tę rozmowę. O nie, nie ma tak łatwo.
- Może przejdziemy się i opowiesz nam kilka słów o sobie? - zaoferowałem.
- Ja muszę zaraz i tak iść. - odrzekł Jaskier. Spojrzałem wymownie w Jego stronę. Jednakże byłem mu wdzięczny, chociażby za to, że towarzyszył mi w ostatnich godzinach, oraz pokazał tak piękne miejsce.
- Więc droga pani może się zgodzi? - uśmiechnąłem się do Raisy.
Wadera (choć z lekkim ociągnięciem) zgodziła się. Pożegnaliśmy Jaskra, podziękowałem mu za ten czas, po czym znów odwróciłem się w stronę wadery.
- To co, kierunek różany wodospad? - uśmiechnąłem się. Przyznam, że jestem optymistycznie nastawiony do prawie wszystkiego i wszystkich. Uwielbiam się uśmiechać i sprawiać radość innym. Niestety przez zbytni optymizm często mi się obrywa. No cóż, wbrew wielu trudom, raczej już nic nie zmieni mojego poglądu na świat.
- No dobrze - odpowiedziała łagodnie Raisa. Ten Jej spokój z jednej strony wpływał na mnie uspokajająco, a z drugiej... wręcz niepokoił.
< Raisa? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz