Stałyśmy przez dobrą chwilę nad rzeką wpatrując się w widniejące po drugiej stronie małe domki. Nie byłam pewna, gdzie jest Andrei, ale z pewnością nie znajdował się w zabudowaniach, które widzimy, a w dalszej części wioski. Trzeba ruszać.
- Chodźmy - uśmiechnęłam się do Manti, która nie wyglądała na zbyt pewną siebie. Być może zaniepokoiła ją ta wycieczka do ludzkich siedzib, ale nie chciała tego pokazać.
W mgnieniu oka znalazłyśmy się po drugiej stronie potoku i przeszłyśmy przez ciche podwórza, które sprawiały teraz wrażenie bezludnych.
- Tutaj zawsze tak jest? - zapytała wadera rozglądając się wokoło. Wzruszyłam ramionami.
- Nie zawsze jest tak... cicho. Chociaż ostatnio to miejsce stanowczo się wyludniło. Dzieci tych staruszków mieszkających w większości zagród przenoszą się do miasta w poszukiwaniu szczęścia. To smutne, ale za kilkanaście lat nikogo w ogóle może tu nie być.
Naraz usłyszałyśmy donośne szczekanie i ujrzałyśmy wielkiego, puchatego psa pędzącego w naszą stronę. W pierwszej chwili przestraszyłam się, jednak w końcu uprzytomniłam sobie, że to tylko Bryś, nasz przyjaciel*.
Był to duży owczarek podhalański, którego już dawno temu Jaskier, Oleander i Alekei, kiedy jeszcze należał do naszej watahy, poznali nad rzeką.
- Witaj, Brysiu! - uśmiechnęłam się - pamiętasz mnie jeszcze?
Pies zatrzymał się i zamachał puszystym ogonem.
- Pamiętam.
- Wiesz, Brysiu - podeszłam do ogrodzenia, które dzieliło od nas psa - szukamy takiego jednego mężczyzny, który mieszka w domu obok świerków i ma dwa psy. Wiesz może, gdzie możemy go znaleźć?
- Wydaje mi się, że wiem. Tak, to na pewno chodzi o Iryska i Adolfa. One mieszkają w domku za świerkami. Ale to nie tutaj - zaszczekał.
- Gdzie zatem? - zapytała Manti niepewnie, również zbliżając się do metalowej siatki.
- Idźcie tą drogą, aż zabudowania się nie skończą. Później skręćcie w prawo, gdzie droga zalana jest świeżym jeszcze asfaltem, i idźcie nią cały czas aż nie zobaczycie domku za świerkami. Charakterystyczne drzewa, poznacie. To we wsi obok.
- To bardzo dobrze. Dziękujemy, Brysiu - odpowiedziałam radośnie. Może to głupie, ale nawet cieszyłam się na spotkanie z Andreiem. Miałam nadzieję, że czuje się już lepiej i niedługo będzie mógł wyjść stąd w końcu. Niepokoiło mnie bowiem, że miesiące mijają, a o nim słuch wszelki zaginął.
- Chyba jesteśmy - mruknęła podejrzliwie Manti, patrząc na przejeżdżające obok nas dwa samochody - widzę świerki i jakiś czerwony dach.
- Tak, masz rację. Ja też je widzę - uśmiechnęłam się.
Zanim jeszcze stanęłyśmy przed bordową furtką na podwórze, doszło nas stosunkowo cienkie ale dźwięczne szczekanie, brzmiące trochę jak sygnał policyjny. Do bramy doskoczył czarny, podpalany pies nieco większy od jamnika.
- Czy ty może jesteś Irysek? - zapytałam nieco zdziwiona zapalczywością psa.
- Nie jestem Irysek - zaszczekał, i gdy już pomyślałam, że musimy szukać gdzie indziej, dopowiedział jeszcze - Adolf moje imię.
- Adolf? - ożywiłam się - zatem Irysek też tu jest?
Pies pokiwał głową.
- I wasz właściciel?
- Również - odpowiedział.
- I Andrei?
- Ten chory wilk?
- Tak, tak jest - potwierdziłam z nadzieją.
- Tak - odrzekł krótko.
- A te drzewa to świerki? - brnęłam dalej, zamyśliwszy się.
- Te drzewa to właśnie świerki.
- Wszystko się zgadza - Manti rozejrzała się po ulicy i zapytała - wchodzimy? Można tu wejść?
- Tak, proszę - pisnął Adolf, naciskając na klamkę i otwierając nam furtkę.
Znalazłyśmy się na podwórzu. Po chwili poznałyśmy również drugiego psa o imieniu Irysek. Szczerze mówiąc, nie spotkałam się jeszcze z niczym tak wielkim. Irysek ów, przypominający zupełnie owczarka niemieckiego, pomimo iż był psem, był wyższy i większy zarówno ode mnie jak i od Manti. Nie wyglądał również przyjaźnie, a w jego oczach było coś dzikiego. Toteż starałam się omijać go szerokim łukiem.
- Gdzie jest Andrei? - pytałam Adolfa, gdy usiedliśmy wszyscy przed domem, pod schodami prowadzącymi do drzwi wejściowych.
- Jest w domu. Ale najczęściej śpi albo leży. Przez pierwsze dwa miesiące ciągle był nieprzytomny. Zabieraliśmy go do weterynarza i w końcu się obudził, ale ciągle śpi.
- Kiedy można go będzie odwiedzić? - zapytała Manti nie tracąc czasu.
- Jak Miłomir wróci. Pojechał do miasta.
- Kiedy wróci?
- Może po południu... może wcześniej - ziewnął pies.
< Manti? >
* Patrz: zakładka Inne Postacie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz