Powoli wstałem, nadal czując pod lekko opuchniętymi powiekami wszystko to, co robiliśmy wczoraj.
Musiałem jeszcze pójść po Mundurka. To dosyć daleko, a czasu coraz mniej. Poza tym nie chciałem, aby Max, gdy już przyjdzie, zastał pustkę w jaskini.
- Oleander?
Wzdrygnąłem się, słysząc głos sprzed jaskini.
- Mundus - westchnąłem machinalnie, widząc błękitnego ptaka wchodzącego do jaskini.
- Nie wiem dlaczego... - rozejrzał się przybysz - ale poczułem potrzebę odwiedzenia cię. Czegoś może potrzebujesz? - popatrzył na mnie pytającym głosem.
- A wiesz, że właśnie potrzebuję? - z radością skinąłem głową - mógłbyś pomóc nam z dokumentami, prawda?
- Tak, pewnie, jeśli chcesz...
Udałem, że nie zauważyłem, że mój gość jest dziś bardzo niepewny i chyba smutny. Obawiałem się rozpocząć ten temat, gdyż przypuszczałem, że ma to wiele wspólnego ze śmiercią Beryla. I sam odruchowo zacząłem o niej myśleć. Znów nadeszło to, o czym nie chciałem rozważać. Czym prędzej więc zabrałem się do porządkowania papierów. Mundus zrobił to samo. Po kilku czy kilkunastu minutach do jaskini weszli Max i Ami.
- Witajcie - przeciągnął się Max, patrząc z jakimś nieopisanym uczuciem na stertę kartek - zaczynamy od tego, na czym wczoraj skończyliśmy? - zapytał.
- Prawie. Kilka już ułożyliśmy - odpowiedziałem. Popatrzyłem na miejsce, w którym przed chwilą był Mundur, jednak ten już rozchmurzył się nieco i w dwie sekundy znalazł się przy Ami.
< Max? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz