Apar popędził za piłką, która najpierw wesoło skakała między rzędami drzew, a następnie wolniej toczyła się. W końcu, zanim zatrzymała się na kępce trawy, wilk dopadł ją i zaczął szarpać z wielkim zaangażowaniem. Wszyscy podbiegliśmy do basiora, a Irysek i Adolf, szczekając zajadle, próbowali odebrać mu zdobycz. Po chwili Manti i ja dołączyłyśmy do zabawy.
Wreszcie cały sad wypełnił się wrzaskami, szczekaniem i wyciem. Piłka przechodziła z łap do łap i przez chwilę można było zapomnieć o wszystkich troskach tego świata.
- Apar? Apar, co się stało?! - krzyknęła nagle Manti, doskakując do wilka, który ni stąd, ni zowąd padł na ziemię i zaczął kaszleć.
- Co się dzieje? - krzyczała wadera z przerażeniem. Pozostali rzucili się w ich kierunku.
- Zabierzmy go przed dom - zakomenderował Irys. Szybko przenieśliśmy słaniającego się, kaszlącego Apara na schody przed wejściem do domu. Kiedy po ponad minucie zdołał złapać powietrze w płuca, usiadł na ziemi i począł gwałtownie dyszeć.
- Co się dzieje? - Manti usiadła obok partnera.
- Nie wiem... - odpowiedział - może to przez ten... - skrzywił się - poranny wypadek.
< Manti? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz