Przyjrzałem się ponownie kartce, a dokładniej widniejącemu na niej dziwnemu symbolowi.
- Chyba - zacząłem niepewnie - Chyba już gdzieś to widziałem...
- Co widziałeś ? - spytał Mundus wpatrując się we mnie
- Ten symbol... - wskazałem łapą - Kojarzę go skądś...
- Potrafisz sobie dokładniej przypomnieć skąd go kojarzysz ? - spytał Oleander zaciekawiony patrząc na mnie z wyczekiwaniem
Zmrużyłem oczy usilnie starając przypomnieć sobie gdzie ostatni raz coś takiego widziałem...
- W skale - powiedziałem - Był wyryty w skale...
- A gdzie dokładniej ? - spytał Mundus patrząc na mnie przenikliwie
Starałem sobie przypomnieć, lecz niestety...
- Nie wiem - odpowiedziałem ponuro
- Może spytamy się kogoś innego ? - spytał Oleander - Może ktoś inny będzie wiedział o co chodzi ?
< Oleander ? >
niedziela, 30 kwietnia 2017
wtorek, 25 kwietnia 2017
Od Murki CD Manti
Z podenerwowaniem przełknęłam ślinę. Co robić? Na nasze tereny daleko, za daleko, a nie wiadomo, czy Apar zgodziłby się na wizytę u człowieka. Niepewnie popatrzyłam na Manti. W tej chwili to chyba ona przejmie obowiązek tej trudnej decyzji. Apar to przecież jej partner, na pewno posłucha jej głosu.
- Manti? - mruknęłam - ty zadecyduj. Nie wiem, czy wychodzenie z nim teraz byłoby dobrą decyzją. Chyba, że udałoby się jakoś przyprowadzić Strzygę tutaj. Niestety w to wątpię...
- Sama nie wiem - zamyśliła się Manti - ale jeśli będziemy dłużej zwlekać, może się to źle skończyć dla Apara. Na razie zostajemy!
- Zostajecie? - przekrzywił głowę Adolf - w takim razie połóżcie go pod wierzbą. Niech chwilę odpocznie.
- Miałam na myśli, że nie odchodzimy jeszcze teraz. Aparze? Lepiej się czujesz?
Wilka słabo pokiwał głową.
- Kręci mi się przed oczami... - zacisnął powieki, po czym westchnął głęboko - ale chyba jest już trochę lepiej.
- Nie możemy dłużej zwlekać z podejmowaniem decyzji - Manti popatrzyła groźnie na partnera - jeśli nie przeszło ci od rana dotychczas, musimy czym prędzej wracać i zostawić cię pod opieką Strzygi.
< Manti? >
- Manti? - mruknęłam - ty zadecyduj. Nie wiem, czy wychodzenie z nim teraz byłoby dobrą decyzją. Chyba, że udałoby się jakoś przyprowadzić Strzygę tutaj. Niestety w to wątpię...
- Sama nie wiem - zamyśliła się Manti - ale jeśli będziemy dłużej zwlekać, może się to źle skończyć dla Apara. Na razie zostajemy!
- Zostajecie? - przekrzywił głowę Adolf - w takim razie połóżcie go pod wierzbą. Niech chwilę odpocznie.
- Miałam na myśli, że nie odchodzimy jeszcze teraz. Aparze? Lepiej się czujesz?
Wilka słabo pokiwał głową.
- Kręci mi się przed oczami... - zacisnął powieki, po czym westchnął głęboko - ale chyba jest już trochę lepiej.
- Nie możemy dłużej zwlekać z podejmowaniem decyzji - Manti popatrzyła groźnie na partnera - jeśli nie przeszło ci od rana dotychczas, musimy czym prędzej wracać i zostawić cię pod opieką Strzygi.
< Manti? >
Od Lerki CD Amber
- Lenek, Lenek! - zawołałam wilka, który przechodził właśnie pomiędzy drzewami. W mgnieniu oka odwrócił się do nas i uśmiechnął się.
- Chodź do nas - zamachałam ogonem. Miło było zobaczyć jednego z przyjaciół. Tym bardziej, że Lenek był bratem mojej matki, a więc bliską rodziną. Poza tym z pewnością mógł nam pomóc w tym aktualnym problemie.
- Czegoś potrzebujecie? - zayptał.
- Szukamy towarzysza dla Amber - oznajmiłam, po czym usiadłam na zimnym piasku wśród liści opadłych z pobliskich brzóz. większość drzew w naszych lasach była sosnami lub innymi iglakami, ale i brzozy zdarzały się dosyć często.
- Nie znam żadnych zwierząt, które odpowiadałyby Amber. Niestety, nie mogę wam pomóc - zasmucił się. Lenek zawsze chciał pomagać wszystkim naokoło, a gdy nie mógł tego zrobić, najczęściej popadał w chandrę.
- Nie szkodzi - ucięłam szybko - może przejdziesz się z nami po terenach, które przecież dobrze znasz i wspólnie czegoś poszukamy?
- Jeśli chcecie, czemu nie? - wzruszył ramionami - zawsze przyjemniej we troje.
- Gdzie zamierzamy pójść? - odezwała się w końcu Amber - może tylko mi się wydaje, ale ten las jest niepokojąco cichy.
Na chwilę umilkliśmy.Popatrzyłam na gałęzie drzew, poruszane delikatnym wiatrem. Ani jednego ptaka, ani jednego owada w powietrzu, czy na ziemi.
- Od dawna to widzisz? - zapytałam szeptem, nie chcąc przerywać tak głębokiej ciszy.
- Praktycznie odkąd tu jesteśmy - odpowiedziała cicho wilczyca.
- Może będzie burza - wyjaśnił niepewnie Lenek - wtedy zawsze jest cicho.
- Aż tak? - położyłam uszy po sobie i spojrzałam w niebo - nigdy nie zauważyłam.
- Zobaczmy, czy przed lasem też jest tak pusto - westchnęła Amber - i, przy okazji, może spotkamy jeszcze kogoś, kto mógłby nam to wyjaśnić.
< Amber? >
- Chodź do nas - zamachałam ogonem. Miło było zobaczyć jednego z przyjaciół. Tym bardziej, że Lenek był bratem mojej matki, a więc bliską rodziną. Poza tym z pewnością mógł nam pomóc w tym aktualnym problemie.
- Czegoś potrzebujecie? - zayptał.
- Szukamy towarzysza dla Amber - oznajmiłam, po czym usiadłam na zimnym piasku wśród liści opadłych z pobliskich brzóz. większość drzew w naszych lasach była sosnami lub innymi iglakami, ale i brzozy zdarzały się dosyć często.
- Nie znam żadnych zwierząt, które odpowiadałyby Amber. Niestety, nie mogę wam pomóc - zasmucił się. Lenek zawsze chciał pomagać wszystkim naokoło, a gdy nie mógł tego zrobić, najczęściej popadał w chandrę.
- Nie szkodzi - ucięłam szybko - może przejdziesz się z nami po terenach, które przecież dobrze znasz i wspólnie czegoś poszukamy?
- Jeśli chcecie, czemu nie? - wzruszył ramionami - zawsze przyjemniej we troje.
- Gdzie zamierzamy pójść? - odezwała się w końcu Amber - może tylko mi się wydaje, ale ten las jest niepokojąco cichy.
Na chwilę umilkliśmy.Popatrzyłam na gałęzie drzew, poruszane delikatnym wiatrem. Ani jednego ptaka, ani jednego owada w powietrzu, czy na ziemi.
- Od dawna to widzisz? - zapytałam szeptem, nie chcąc przerywać tak głębokiej ciszy.
- Praktycznie odkąd tu jesteśmy - odpowiedziała cicho wilczyca.
- Może będzie burza - wyjaśnił niepewnie Lenek - wtedy zawsze jest cicho.
- Aż tak? - położyłam uszy po sobie i spojrzałam w niebo - nigdy nie zauważyłam.
- Zobaczmy, czy przed lasem też jest tak pusto - westchnęła Amber - i, przy okazji, może spotkamy jeszcze kogoś, kto mógłby nam to wyjaśnić.
< Amber? >
niedziela, 23 kwietnia 2017
Od Manti CD Murki
- Jaki wypadek ? - spytał Adolf przekrzywiając głowę
- Apar wpadł we wnyki - wyjaśniłam mu, po czym spytałam się basiora - Czujesz się już lepiej ?
Mój partner w odpowiedzi tylko kiwnął głową.
- Jednak mogliśmy pójść do Strzygi - westchnęła Murka
- Kto to Strzyga ? - spytał Irysek
- To wadera żyjąca w naszej watasze. Jest pustelniczką - odpowiedziała wadera - Ona pewnie by wiedziała co robić...
- To co robimy ? - spytał Adolf - Idziecie do siebie, czy wolicie żeby nasz pan obejrzał go - tu pies wskazał ruchem pyska na Apara
< Murka ? >
- Apar wpadł we wnyki - wyjaśniłam mu, po czym spytałam się basiora - Czujesz się już lepiej ?
Mój partner w odpowiedzi tylko kiwnął głową.
- Jednak mogliśmy pójść do Strzygi - westchnęła Murka
- Kto to Strzyga ? - spytał Irysek
- To wadera żyjąca w naszej watasze. Jest pustelniczką - odpowiedziała wadera - Ona pewnie by wiedziała co robić...
- To co robimy ? - spytał Adolf - Idziecie do siebie, czy wolicie żeby nasz pan obejrzał go - tu pies wskazał ruchem pyska na Apara
< Murka ? >
sobota, 22 kwietnia 2017
Od Oleandra CD Maxa
- To świetnie - ziewnął Max, przeciągając się - idziemy?
- Idziemy - kiwnąłem głową.
Było już zupełnie ciemno, gdy po udanym polowaniu zaczęliśmy jeść jeszcze ciepłego, niewielkiego jelenia.
- Wiesz... - wymamrotałem w pewnej chwili do przyjaciela - powinniśmy czym prędzej zająć się sprawą tej kartki. Czuję, że to może być bardzo ciekawe - uśmiechnąłem się, czując na ciele miły dreszcz rozpoczynającej się właśnie przygody. Ta ostatnia była bardzo ciekawa. Zobaczymy, jak wyjdzie tym razem.
Byłem bowiem przekonany, że historia związana z karteczką zapisaną w innym języku jest ciekawsza, niż na początku nam się wydawało.
Nazajutrz spotkaliśmy się ponownie w mojej jaskini. Max, Mundus i ja. Wraz z Maxem odwiedziła nas również Ami. Postanowiliśmy we czworo przemyśleć, czym może być stare, obcojęzyczne pismo.
- To z pewnością nie jest nic, co mógłby napisać ktoś z WSC - powiedział pierwszy Mundus, stając nad dokumentem i uważnie mu się przyglądając.
- Na jakiej podstawie tak uważasz? - zapytałem, przekrzywiając głowę.
- Sam mógłbyś przez chwilę pomyśleć, Oleandrze - uśmiechnął się słabo ptak - charakter pisma nie zgadza się z żadnym, który znam. Nikt z tych, którzy sporządzali kroniki za mojego życia nie znał żadnego obcego języka. Z resztą ten papier znalazł się tutaj niedawno, jeśli się nie mylę. Albo był wyciągany i ponownie włożony w nasze akta.
- Skąd to wiesz? - zmarszczyłem brwi.
- To leżało na wierzchu - wtrącił Max - nie wśród innych pism z tego okresu, ale na szczycie tej sterty.
- Sam widzisz - zwrócił się do mnie Mundek - poza tym, jest lekko naderwana. A w środku rozdarcia papier jest jaśniejszy niż na zewnątrz. To najpewniej znaczy, że ktoś przerwał to niedawno. Być może specjalnie.
- Myślisz, że to może być ktoś z wrogiej watahy? - zapytała z niepokojem Ami.
- Nie wiem - mruknął ptak - myślę, że podłożyć to mógł prawie każdy. Nawet, jeśli sam nie zdołał tego napisać.
- Czy jednak jest to coś, czym należałoby się przejmować? - wzruszył ramionami Max, próbując uspokoić towarzystwo.
- Jeśli ktoś podkłada do najważniejszych dokumentów WSC obcojęzyczny napis, czymkolwiek by on nie był - odrzekł cicho Mundus - powinniśmy przejąć się tym na tyle, aby pozostawić pod strażą tą jaskinię.
Zapadła chwila ciszy. Chciałem zapytać, dlaczego jest to takie ważne, ale w ostatniej chwili powstrzymałem się.
< Max? >
- Idziemy - kiwnąłem głową.
Było już zupełnie ciemno, gdy po udanym polowaniu zaczęliśmy jeść jeszcze ciepłego, niewielkiego jelenia.
- Wiesz... - wymamrotałem w pewnej chwili do przyjaciela - powinniśmy czym prędzej zająć się sprawą tej kartki. Czuję, że to może być bardzo ciekawe - uśmiechnąłem się, czując na ciele miły dreszcz rozpoczynającej się właśnie przygody. Ta ostatnia była bardzo ciekawa. Zobaczymy, jak wyjdzie tym razem.
Byłem bowiem przekonany, że historia związana z karteczką zapisaną w innym języku jest ciekawsza, niż na początku nam się wydawało.
Nazajutrz spotkaliśmy się ponownie w mojej jaskini. Max, Mundus i ja. Wraz z Maxem odwiedziła nas również Ami. Postanowiliśmy we czworo przemyśleć, czym może być stare, obcojęzyczne pismo.
- To z pewnością nie jest nic, co mógłby napisać ktoś z WSC - powiedział pierwszy Mundus, stając nad dokumentem i uważnie mu się przyglądając.
- Na jakiej podstawie tak uważasz? - zapytałem, przekrzywiając głowę.
- Sam mógłbyś przez chwilę pomyśleć, Oleandrze - uśmiechnął się słabo ptak - charakter pisma nie zgadza się z żadnym, który znam. Nikt z tych, którzy sporządzali kroniki za mojego życia nie znał żadnego obcego języka. Z resztą ten papier znalazł się tutaj niedawno, jeśli się nie mylę. Albo był wyciągany i ponownie włożony w nasze akta.
- Skąd to wiesz? - zmarszczyłem brwi.
- To leżało na wierzchu - wtrącił Max - nie wśród innych pism z tego okresu, ale na szczycie tej sterty.
- Sam widzisz - zwrócił się do mnie Mundek - poza tym, jest lekko naderwana. A w środku rozdarcia papier jest jaśniejszy niż na zewnątrz. To najpewniej znaczy, że ktoś przerwał to niedawno. Być może specjalnie.
- Myślisz, że to może być ktoś z wrogiej watahy? - zapytała z niepokojem Ami.
- Nie wiem - mruknął ptak - myślę, że podłożyć to mógł prawie każdy. Nawet, jeśli sam nie zdołał tego napisać.
- Czy jednak jest to coś, czym należałoby się przejmować? - wzruszył ramionami Max, próbując uspokoić towarzystwo.
- Jeśli ktoś podkłada do najważniejszych dokumentów WSC obcojęzyczny napis, czymkolwiek by on nie był - odrzekł cicho Mundus - powinniśmy przejąć się tym na tyle, aby pozostawić pod strażą tą jaskinię.
Zapadła chwila ciszy. Chciałem zapytać, dlaczego jest to takie ważne, ale w ostatniej chwili powstrzymałem się.
< Max? >
Od Amber CD Lerki
Niemal zaraz po tym, jak opuściłyśmy jaskinię, zaczęłam się nad czymś zastanawiać. Dzieciństwo, choć nie tak odległe, pamiętałam jak przez mgłę. Spokoju nie dawało mi pewne niewyraźne wspomnienie. Pamiętałam przyjaciela z dzieciństwa. Towarzysz zabaw, z którym spędzałam naprawdę sporo czasu, zwłaszcza gdy rodzice na jakiś czas odchodzili i zostawiali mnie pod opieką rodzeństwa czy też jakichś ciotek. Pamiętałam dobrze wiele z naszych zabaw. Dodatkowo nawet teraz byłam pewna, że nie był to wilk. Z pamięci nie mogłam sobie jednak przywołać jego imienia czy też wyglądu. Gdyby mi się to udało, być może lepiej wiedziałabym czego szukać. W końcu westchnęłam zrezygnowana. Niezależnie od tego, jak bardzo bym chciała, nie było to coś, co tak po prostu nagle by mi się przypomniało. Nie podobało mi się to, nie lubiłam, gdy coś działo się zupełnie inaczej, niż bym to sobie wyobrażała. Spojrzałam na Lerkę, wadera wyglądała na lekko przygnębioną. Zrobiło mi się jakoś nieswojo. Do głowy przyszła mi niepokojąca myśl. Co, jeśli przygnębienie wszystkich bierze się ode mnie? Przeraziła mnie ta myśl.
- Hej Lerka... - Zaczęłam niepewnie.
Wadera podniosła na mnie wzrok. Już miałam ją pytać o przyczynę tego złego nastroju, gdy na drodze przed nami pojawił się czarny wilk. Nie był to jednak Jaskier, nie znałam tego wilka.
- Kto to? - Zapytałam, zapominając już o wcześniejszym pytaniu.
- To Lenek. - Odparła samica z już nieco weselszym wyrazem pyska.
< Lerka lub Lenek? >
- Hej Lerka... - Zaczęłam niepewnie.
Wadera podniosła na mnie wzrok. Już miałam ją pytać o przyczynę tego złego nastroju, gdy na drodze przed nami pojawił się czarny wilk. Nie był to jednak Jaskier, nie znałam tego wilka.
- Kto to? - Zapytałam, zapominając już o wcześniejszym pytaniu.
- To Lenek. - Odparła samica z już nieco weselszym wyrazem pyska.
< Lerka lub Lenek? >
piątek, 21 kwietnia 2017
Od Maxa CD Oleandra
Oleander westchnął z rozczarowaniem. Widocznie i on chciałby się dowiedzieć czegoś więcej o znalezisku.
- Tak, więc pozostaje nam wrócić do porządkowania papierów i później się zastanowimy co z tym zrobić - powiedział niezbyt zadowolony odkładając znalezisko na jedną ze znajdujących się w tym pomieszczeniu skał.
Kiwnąłem głową na znak zgody i dalej kontynuowałem mozolną pracę. Sekunda, za sekundą... Minuta za minutą... I w końcu nawet godzina za godziną... Czas dłużył się niemiłosiernie, na szczęście mogłem się pocieszyć faktem, że już powoli kończyliśmy porządkować papiery. Po niespełna piętnastu minutach wreszcie skończyliśmy swą pracę i mogliśmy trochę odpocząć. Wstałem i przeciągając się rozprostowałem wszystkie kości, po czym chciałem już wyjść, lecz zatrzymał mnie głos Oleandra :
- Zapomniałeś, że mieliśmy jeszcze rozwiązać zagadkę z tym ? - tu wskazał na kartkę, którą przedtem znalazłem wśród innych papierów
Wyjrzałem na zewnątrz, słońce już powoli chyliło się ku zachodowi.
- Nie możemy tego zrobić rano ? - spytałem - Niedługo już będzie ciemno, a ja jeszcze muszę zapolować. Z resztą, na głodniaka i tak bym nic nie wymyślił...
- Hmm... - zastanawiał się Oleander - A ty jak uważasz Mundusie ?
- Jutro - powiedział krótko ptak - I tak dziś niewiele wymyślę
- No to, ustalone - stwierdził basior, wyglądając nawet na trochę zadowolonego
Już się kierowałem do wyjścia, gdy ponownie zatrzymał mnie głos Oleandra :
- Max ?
- Tak ?
- Właściwie, chętnie zapoluję z tobą - oznajmił biały basior wesoło
< Oleander ? >
- Tak, więc pozostaje nam wrócić do porządkowania papierów i później się zastanowimy co z tym zrobić - powiedział niezbyt zadowolony odkładając znalezisko na jedną ze znajdujących się w tym pomieszczeniu skał.
Kiwnąłem głową na znak zgody i dalej kontynuowałem mozolną pracę. Sekunda, za sekundą... Minuta za minutą... I w końcu nawet godzina za godziną... Czas dłużył się niemiłosiernie, na szczęście mogłem się pocieszyć faktem, że już powoli kończyliśmy porządkować papiery. Po niespełna piętnastu minutach wreszcie skończyliśmy swą pracę i mogliśmy trochę odpocząć. Wstałem i przeciągając się rozprostowałem wszystkie kości, po czym chciałem już wyjść, lecz zatrzymał mnie głos Oleandra :
- Zapomniałeś, że mieliśmy jeszcze rozwiązać zagadkę z tym ? - tu wskazał na kartkę, którą przedtem znalazłem wśród innych papierów
Wyjrzałem na zewnątrz, słońce już powoli chyliło się ku zachodowi.
- Nie możemy tego zrobić rano ? - spytałem - Niedługo już będzie ciemno, a ja jeszcze muszę zapolować. Z resztą, na głodniaka i tak bym nic nie wymyślił...
- Hmm... - zastanawiał się Oleander - A ty jak uważasz Mundusie ?
- Jutro - powiedział krótko ptak - I tak dziś niewiele wymyślę
- No to, ustalone - stwierdził basior, wyglądając nawet na trochę zadowolonego
Już się kierowałem do wyjścia, gdy ponownie zatrzymał mnie głos Oleandra :
- Max ?
- Tak ?
- Właściwie, chętnie zapoluję z tobą - oznajmił biały basior wesoło
< Oleander ? >
środa, 19 kwietnia 2017
Od Murki CD Apara
Apar popędził za piłką, która najpierw wesoło skakała między rzędami drzew, a następnie wolniej toczyła się. W końcu, zanim zatrzymała się na kępce trawy, wilk dopadł ją i zaczął szarpać z wielkim zaangażowaniem. Wszyscy podbiegliśmy do basiora, a Irysek i Adolf, szczekając zajadle, próbowali odebrać mu zdobycz. Po chwili Manti i ja dołączyłyśmy do zabawy.
Wreszcie cały sad wypełnił się wrzaskami, szczekaniem i wyciem. Piłka przechodziła z łap do łap i przez chwilę można było zapomnieć o wszystkich troskach tego świata.
- Apar? Apar, co się stało?! - krzyknęła nagle Manti, doskakując do wilka, który ni stąd, ni zowąd padł na ziemię i zaczął kaszleć.
- Co się dzieje? - krzyczała wadera z przerażeniem. Pozostali rzucili się w ich kierunku.
- Zabierzmy go przed dom - zakomenderował Irys. Szybko przenieśliśmy słaniającego się, kaszlącego Apara na schody przed wejściem do domu. Kiedy po ponad minucie zdołał złapać powietrze w płuca, usiadł na ziemi i począł gwałtownie dyszeć.
- Co się dzieje? - Manti usiadła obok partnera.
- Nie wiem... - odpowiedział - może to przez ten... - skrzywił się - poranny wypadek.
< Manti? >
Wreszcie cały sad wypełnił się wrzaskami, szczekaniem i wyciem. Piłka przechodziła z łap do łap i przez chwilę można było zapomnieć o wszystkich troskach tego świata.
- Apar? Apar, co się stało?! - krzyknęła nagle Manti, doskakując do wilka, który ni stąd, ni zowąd padł na ziemię i zaczął kaszleć.
- Co się dzieje? - krzyczała wadera z przerażeniem. Pozostali rzucili się w ich kierunku.
- Zabierzmy go przed dom - zakomenderował Irys. Szybko przenieśliśmy słaniającego się, kaszlącego Apara na schody przed wejściem do domu. Kiedy po ponad minucie zdołał złapać powietrze w płuca, usiadł na ziemi i począł gwałtownie dyszeć.
- Co się dzieje? - Manti usiadła obok partnera.
- Nie wiem... - odpowiedział - może to przez ten... - skrzywił się - poranny wypadek.
< Manti? >
wtorek, 18 kwietnia 2017
Od Apara CD Manti
- A co to piłka? - spytałem patrząc na dziwny okrągły przedmiot
- Nie wiecie co to piłka? - spytał zdziwiony Adolf
- Nie... - odpowiedziała Manti
- To jest taka fajna rzecz, którą między innymi można się bawić - rzekł piesek
- Na przykład, turlać.. - dodał Irysek
- ... i rzucać, - stwierdził Adolf
- ... i gryźć,
- ... i szarpać.
- Chcecie wypróbować?
- Pewnie! - stwierdziłem i rzuciłem się na piłkę, która się odbiła i pognała dalej
Natychmiast popędziłem za zabawką.
< Murka? >
- Nie wiecie co to piłka? - spytał zdziwiony Adolf
- Nie... - odpowiedziała Manti
- To jest taka fajna rzecz, którą między innymi można się bawić - rzekł piesek
- Na przykład, turlać.. - dodał Irysek
- ... i rzucać, - stwierdził Adolf
- ... i gryźć,
- ... i szarpać.
- Chcecie wypróbować?
- Pewnie! - stwierdziłem i rzuciłem się na piłkę, która się odbiła i pognała dalej
Natychmiast popędziłem za zabawką.
< Murka? >
Od Manti CD Murki
- Tak. Już idziemy - odpowiedziałam po czym razem z Aparem zeszliśmy po schodach w dół, a następnie potruchtaliśmy do sadu, gdzie czekali już na nas Adolf i Irysek.
- Bawimy się w berka? - spytał mniejszy z psów kładąc przednie łapy i merdając ogonem
- Pewnie! - odkrzyknęłam radośnie i zaczęłam go gonić
Po chwili do gonitwy dołączyli również Apar i Irysek. W czwórkę zwinnie lawirowaliśmy między drzewami, w większości jabłoniami. Czasami miło było oderwać się od rzeczywistości i pobawić się jak za dawnych szczenięcych lat. Po niedługim czasie przyszła tutaj również Murka.
- O, jesteś! - powiedział Adolf - Właśnie się zastanawiałem kiedy przyjdziesz
Wadera rozejrzała się, przyglądając się naszym wywalonym językom i dyszeniu.
- Czemu wy wszyscy tacy zmęczeni ? - spytała zdziwiona
- Trochę pobiegaliśmy - odpowiedziałam
- Właśnie mi się coś przypomniało! - wykrzyknął niespodziewanie Adolf - Czekajcie zaraz będę !
- Gdzie on pobiegł ? - spytał Apar
- Nie wiem - odpowiedziałam wzruszając ramionami
- Pewnie poleciał po swoją nową... - zaczął Irysek, ale przerwał mu...
... Adolf, który przytruchtał niosąc z dumą niewielki, okrągły przedmiot w pysku. Po chwili postawił go przed sobą na ziemi.
- Co to? - spytałam przyglądając się owemu przedmiotowi
- Piłka - odparł piesek siedząc wyprostowany - Samemu ostatnio udało mi się ją znaleźć
< Apar? >
- Bawimy się w berka? - spytał mniejszy z psów kładąc przednie łapy i merdając ogonem
- Pewnie! - odkrzyknęłam radośnie i zaczęłam go gonić
Po chwili do gonitwy dołączyli również Apar i Irysek. W czwórkę zwinnie lawirowaliśmy między drzewami, w większości jabłoniami. Czasami miło było oderwać się od rzeczywistości i pobawić się jak za dawnych szczenięcych lat. Po niedługim czasie przyszła tutaj również Murka.
- O, jesteś! - powiedział Adolf - Właśnie się zastanawiałem kiedy przyjdziesz
Wadera rozejrzała się, przyglądając się naszym wywalonym językom i dyszeniu.
- Czemu wy wszyscy tacy zmęczeni ? - spytała zdziwiona
- Trochę pobiegaliśmy - odpowiedziałam
- Właśnie mi się coś przypomniało! - wykrzyknął niespodziewanie Adolf - Czekajcie zaraz będę !
- Gdzie on pobiegł ? - spytał Apar
- Nie wiem - odpowiedziałam wzruszając ramionami
- Pewnie poleciał po swoją nową... - zaczął Irysek, ale przerwał mu...
... Adolf, który przytruchtał niosąc z dumą niewielki, okrągły przedmiot w pysku. Po chwili postawił go przed sobą na ziemi.
- Co to? - spytałam przyglądając się owemu przedmiotowi
- Piłka - odparł piesek siedząc wyprostowany - Samemu ostatnio udało mi się ją znaleźć
< Apar? >
poniedziałek, 17 kwietnia 2017
Od Jaskra CD Kasai
- Oleander? Może być w swojej jaskini. Tak jest, najpewniej tam go znajdziemy - powiedziałem, nadal trochę przytłoczony tą smutną, nagłą wiadomością o śmierci Beryla.
- Możemy sprawdzić - odpowiedziała Kasai, pokiwawszy głową.
W przeciągu kilkunastu minut, znaleźliśmy się w pobliżu jaskini alf.
- To tutaj - powiedziałem, podchodząc szybkim krokiem do wejścia, a następnie zaglądając do środka - Oleander? Jesteś tam?
- Jestem - odezwał się przytłumiony głos. Zza ściany wyłonił się biały, puchaty wilk - czego chcecie? Czy o czymś zapomniałem?
- Tak mi się wydaje - czym prędzej wszedłem do jaskini - że zapomniałeś o wielkim zagrożeniu, jakie stwarza dla nas pewien wróg. Duży. Całe mnóstwo wrogów - wydaje mi się, że po tych słowach wszystko nastąpiło "czym prędzej".
Kasai, Shino i Sekretarz wkroczyli do jaskini zaraz za mną i wszyscy usiedliśmy w kole, rozpoczynając naradę. Oleander, nadal wahając się, usiadł obok mnie i potoczył po całym naszym gronie pytającym wzrokiem.
- O czym mówicie? - zmarszczył brwi Oleander.
- Mówimy o Watasze Szarych Jabłoni! - wyjaśniła prędko Kasai - powinieneś zająć się tym tematem, póki jeszcze pora.
- To zaczyna się robić nie do wytrzymania, no, oni zachodzą coraz dalej, robią coraz gorsze rzeczy, nie szanują nikogo, nie boją się nikogo - westchnął Sekretarz, załamując łapy.
- Poczekajcie - pokręcił głową Oleander - nie wiem, o czym mówicie. Ostatnio nikt nie zgłaszał żadnej skargi.
- Zatem ja zgłaszam - odezwał się Shino - i co teraz?
- Ja również - podłapała szybko Kasai.
- Ja też - przytaknął gorliwie Sekretarz.
- Ja też - popatrzyłem na alfę z wyczekiwaniem - to chyba najwyższa pora, by coś zdziałać.
< Kasai? >
- Możemy sprawdzić - odpowiedziała Kasai, pokiwawszy głową.
W przeciągu kilkunastu minut, znaleźliśmy się w pobliżu jaskini alf.
- To tutaj - powiedziałem, podchodząc szybkim krokiem do wejścia, a następnie zaglądając do środka - Oleander? Jesteś tam?
- Jestem - odezwał się przytłumiony głos. Zza ściany wyłonił się biały, puchaty wilk - czego chcecie? Czy o czymś zapomniałem?
- Tak mi się wydaje - czym prędzej wszedłem do jaskini - że zapomniałeś o wielkim zagrożeniu, jakie stwarza dla nas pewien wróg. Duży. Całe mnóstwo wrogów - wydaje mi się, że po tych słowach wszystko nastąpiło "czym prędzej".
Kasai, Shino i Sekretarz wkroczyli do jaskini zaraz za mną i wszyscy usiedliśmy w kole, rozpoczynając naradę. Oleander, nadal wahając się, usiadł obok mnie i potoczył po całym naszym gronie pytającym wzrokiem.
- O czym mówicie? - zmarszczył brwi Oleander.
- Mówimy o Watasze Szarych Jabłoni! - wyjaśniła prędko Kasai - powinieneś zająć się tym tematem, póki jeszcze pora.
- To zaczyna się robić nie do wytrzymania, no, oni zachodzą coraz dalej, robią coraz gorsze rzeczy, nie szanują nikogo, nie boją się nikogo - westchnął Sekretarz, załamując łapy.
- Poczekajcie - pokręcił głową Oleander - nie wiem, o czym mówicie. Ostatnio nikt nie zgłaszał żadnej skargi.
- Zatem ja zgłaszam - odezwał się Shino - i co teraz?
- Ja również - podłapała szybko Kasai.
- Ja też - przytaknął gorliwie Sekretarz.
- Ja też - popatrzyłem na alfę z wyczekiwaniem - to chyba najwyższa pora, by coś zdziałać.
< Kasai? >
Od Oleandra CD Maxa
Nie przejmowałem się zbytnio ciszą, która zapadła po moich ostatnich słowach. Po prostu przez chwilę nikt się nie odzywał. Wcześniej spodziewałem się jednak jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony Mundusa, więc po kilku sekundach podniosłem wzrok. Ptak patrzył na Maxa. Albo raczej na coś, co ten trzymał w łapie. Również wbiłem w to wzrok z zaciekawieniem.
- Co się dzieje...? - Max niepewnie przełknął ślinę.
- Co to jest? - zapytał Mundus z lekkim podenerwowaniem w głosie.
- Nie wiem - mruknął wilk, przypatrując się swemu znalezisku - leżało wraz z innymi papierami. Ale jest napisane w innym języku...
- To właśnie widzę - zmarszczył brwi Mundus i zapominając o całym świecie podszedł do dokumentu - ale z całą pewnością te bazgroły nie są czymś, co sporządzał którykolwiek z kronikarzy należących do WSC.
- W takim razie obejrzyj to sobie - wskazałem na kartkę - i może sobie przypomnisz, czym to jest. Powinniśmy wiedzieć. Nie jest to nigdzie opisane, ani nic?
Ptak wziął pismo od Maxa i usiadł obok niego na ziemi, lustrując je przez krótką chwilę.
- Nie wiem - powiedział w końcu, przekazując karteczkę w moje łapy.
- Nie ma tam czegoś takiego więcej? - zapytałem z zaciekawieniem - albo jakiegoś tłumaczenia? Albo klucza?
Max rozejrzał się, przekartkował pobieżnie przeglądane przed chwilą dokumenty, po czym pokręcił głową.
< Max? >
niedziela, 16 kwietnia 2017
Od Lerki CD Amber
Truchtałyśmy szybkim krokiem przez las. Rozglądałam się we wszystkie strony, w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby zostać towarzyszem Amber, albo chociaż jakiegoś wilka z naszej watahy.
Las przepełniony był piskiem i ćwierkaniem setek ptaków kryjących się między gałęziami wysokich sosen. Chociaż słońce skryte było za chmurami, wyraźnie dało się wyczuć atmosferę nadchodzącego lata. Zastanawiałam się, jakie zwierzę byłoby najlepsze dla Amber. Niewielkich stworzeń w lesie nie brakowało. Amber z resztą nie była chyba pewna, czego konkretnie szuka. Wyglądała, jakby coś innego zajmowało jej myśli.
- Amber? - zapytałam cicho.
- Co się stało? - odpowiedziała wadera w zamyśleniu.
- Czy coś cię trapi? Nie wyglądasz na zadowoloną.
Chwilę czekałam na odpowiedź. Gdy ta nie nadchodziła, westchnęłam głęboko, nie wiedząc już, co o tym myśleć.
- (...)
< Amber? >,
Od Kasai CD Jaskra
- Każda pomoc się przyda - stwierdziłam bez większego przekonania.
- Sekretarzu, co cię tu sprowadza? - zapytał Jaskier - Zwykle nie opuszczasz WWN.
Wilk westchnął ciężko.
- Mam złe wieści. Beryl nie żyje.
Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu.
- To... - zaczął Jaskier.
- Nie mamy czasu na żałowanie zmarłych. Wygląda na to, że nadchodzi wojna. Możemy doświadczyć śmierci na własnej skórze. - Lis wstał i powiódł wzrokiem po zebranych.
- Shino nie należy do bardzo optymistycznych stworzeń, ale ma racje. - westchnęłam - Skoro Beryl nie żyje, może powinniśmy znaleźć Oleandra i przedyskutować to także z nim? Shino może zadbać o to, byśmy nie wpadli po drodze na Mundusa.
- A jeśli Oleander będzie przeciwny? - zapytał basior.
- Będziemy nękać ich iluzją i ogniem póki się nie wyniosą. - Zaproponował lis.
- To brzmi niemal jak plan. - Zaśmiałam się. - Macie pomysł, gdzie może być Oleander?
< Jaskrze? >
- Sekretarzu, co cię tu sprowadza? - zapytał Jaskier - Zwykle nie opuszczasz WWN.
Wilk westchnął ciężko.
- Mam złe wieści. Beryl nie żyje.
Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu.
- To... - zaczął Jaskier.
- Nie mamy czasu na żałowanie zmarłych. Wygląda na to, że nadchodzi wojna. Możemy doświadczyć śmierci na własnej skórze. - Lis wstał i powiódł wzrokiem po zebranych.
- Shino nie należy do bardzo optymistycznych stworzeń, ale ma racje. - westchnęłam - Skoro Beryl nie żyje, może powinniśmy znaleźć Oleandra i przedyskutować to także z nim? Shino może zadbać o to, byśmy nie wpadli po drodze na Mundusa.
- A jeśli Oleander będzie przeciwny? - zapytał basior.
- Będziemy nękać ich iluzją i ogniem póki się nie wyniosą. - Zaproponował lis.
- To brzmi niemal jak plan. - Zaśmiałam się. - Macie pomysł, gdzie może być Oleander?
< Jaskrze? >
sobota, 15 kwietnia 2017
Od Maxa CD Oleandra
- Możemy na chwilę wyjść ? - spytał Mundus patrząc na Oleandra
Basior nawet nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ ptak razem z kotką zdążyli już pójść. Zabraliśmy się do porządkowania papierów. Zastanawiało mnie ile ta wataha już istnieje, z pewnością musiało to być już kilka lat, ponieważ inaczej by nie dali rady stworzyć tak pokaźną kolekcję tych dokumentów. Podczas ich przeglądania, znalazłem niewiele mniejszą od innych kartkę. Delikatnie ją podniosłem, by jej nie zniszczyć. Nie była zapisana w naszym języku. Zdobiły ją liczne znaki i symbole, których nigdy wcześniej nie widziałem na oczy. Nie wiem czemu, ta niepozornie wyglądająca rzecz bardzo mnie zaciekawiła. Wydawałoby się, iż skrywa wielkie tajemnice sprzed wielu lat... Przekląłem w duchu swoją wyobraźnię. " To tylko stary kawałek papieru, nie warty uwagi " - powiedziałem sobie w myślach. Lecz mimo tego ten " stary kawałek papieru " nadal wydawał mi się bardzo interesujący, więc postanowiłem, że spytam się o niego Oleandra. Właśnie chciałem to zrobić, lecz przeszkodził mi w tym Mundus, który akurat wszedł do jaskini. Z jego miny nie dało się odczytać niczego, czy jest szczęśliwy, smutny, zażenowany, zdziwiony, zupełnie niczego.
- Dużo już zrobiliście ? - spytał
- Niewiele - odpowiedział Oleander
Ptak kiwnął głową, po czym się rozejrzał i jego wzrok spoczął na kartce, którą trzymałem w łapach.
< Oleander ? >
Basior nawet nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ ptak razem z kotką zdążyli już pójść. Zabraliśmy się do porządkowania papierów. Zastanawiało mnie ile ta wataha już istnieje, z pewnością musiało to być już kilka lat, ponieważ inaczej by nie dali rady stworzyć tak pokaźną kolekcję tych dokumentów. Podczas ich przeglądania, znalazłem niewiele mniejszą od innych kartkę. Delikatnie ją podniosłem, by jej nie zniszczyć. Nie była zapisana w naszym języku. Zdobiły ją liczne znaki i symbole, których nigdy wcześniej nie widziałem na oczy. Nie wiem czemu, ta niepozornie wyglądająca rzecz bardzo mnie zaciekawiła. Wydawałoby się, iż skrywa wielkie tajemnice sprzed wielu lat... Przekląłem w duchu swoją wyobraźnię. " To tylko stary kawałek papieru, nie warty uwagi " - powiedziałem sobie w myślach. Lecz mimo tego ten " stary kawałek papieru " nadal wydawał mi się bardzo interesujący, więc postanowiłem, że spytam się o niego Oleandra. Właśnie chciałem to zrobić, lecz przeszkodził mi w tym Mundus, który akurat wszedł do jaskini. Z jego miny nie dało się odczytać niczego, czy jest szczęśliwy, smutny, zażenowany, zdziwiony, zupełnie niczego.
- Dużo już zrobiliście ? - spytał
- Niewiele - odpowiedział Oleander
Ptak kiwnął głową, po czym się rozejrzał i jego wzrok spoczął na kartce, którą trzymałem w łapach.
< Oleander ? >
piątek, 14 kwietnia 2017
Od Amber CD Lerki
- Jasne, chętnie poznam kogoś nowego, ale towarzysz... - Zakończyłam bez przekonania.
- Nie chciałabyś mieć towarzysza? - Zapytała Lerka.
- Nie o to chodzi. - Odpowiedziałam szybko. - Po prostu... myślę, że znalezienie kogoś odpowiedniego byłoby dość trudne.
- Oj, nie mów tak. Jeśli tylko chcesz, to mogę ci pomóc w znalezieniu towarzysza.
- No pewnie, że chcę! - Powiedziałam, machając radośnie ogonem. - Wtedy, nawet jeśli wszyscy będą zajęci, nie będę sama.
Lerka pokiwała przytakująco głową i uśmiechnęła się do mnie ciepło. Byłam niesamowicie podekscytowana. Oczywiście, że wizja posiadania towarzysza była dla mnie czymś wspaniałym. Drobny problem stanowiła tu jednak moja wizja świata. Nie wszyscy się do tej wizji wpasowywali. Nigdy nie miałam i nie mam nic przeciwko nim, ale nie chcę być blisko nich. Jak na złość, przywiało mi to na myśl obecną sytuację z WSJ. Tak, oni z pewnością nie pasowali do tej wizji.
- Więc, jakiego gatunku miałby być twój towarzysz? - Zapytała Lerka, jednocześnie wyrywając mnie z tego krótkiego zamyślenia.
- Oh, co do tego nie mam akurat większych wymagań. Chciałabym jednak, żeby był mniejszy ode mnie.
Czy to z powodu mojego niskiego wzrostu, czy też z jakiegokolwiek innego, ale po prostu lubiłam małe rzeczy. Dlatego właśnie chciałam, aby mój towarzysz również był raczej niedużych rozmiarów.
- Możemy pochodzić po lesie i się porozglądać. No i przy okazji kogoś odwiedzić, jeśli ci to odpowiada.
- Nawet bardzo. - Powiedziałam wesoło.
< Lerka? >
- Nie chciałabyś mieć towarzysza? - Zapytała Lerka.
- Nie o to chodzi. - Odpowiedziałam szybko. - Po prostu... myślę, że znalezienie kogoś odpowiedniego byłoby dość trudne.
- Oj, nie mów tak. Jeśli tylko chcesz, to mogę ci pomóc w znalezieniu towarzysza.
- No pewnie, że chcę! - Powiedziałam, machając radośnie ogonem. - Wtedy, nawet jeśli wszyscy będą zajęci, nie będę sama.
Lerka pokiwała przytakująco głową i uśmiechnęła się do mnie ciepło. Byłam niesamowicie podekscytowana. Oczywiście, że wizja posiadania towarzysza była dla mnie czymś wspaniałym. Drobny problem stanowiła tu jednak moja wizja świata. Nie wszyscy się do tej wizji wpasowywali. Nigdy nie miałam i nie mam nic przeciwko nim, ale nie chcę być blisko nich. Jak na złość, przywiało mi to na myśl obecną sytuację z WSJ. Tak, oni z pewnością nie pasowali do tej wizji.
- Więc, jakiego gatunku miałby być twój towarzysz? - Zapytała Lerka, jednocześnie wyrywając mnie z tego krótkiego zamyślenia.
- Oh, co do tego nie mam akurat większych wymagań. Chciałabym jednak, żeby był mniejszy ode mnie.
Czy to z powodu mojego niskiego wzrostu, czy też z jakiegokolwiek innego, ale po prostu lubiłam małe rzeczy. Dlatego właśnie chciałam, aby mój towarzysz również był raczej niedużych rozmiarów.
- Możemy pochodzić po lesie i się porozglądać. No i przy okazji kogoś odwiedzić, jeśli ci to odpowiada.
- Nawet bardzo. - Powiedziałam wesoło.
< Lerka? >
Od Murki CD Apara
Zapytałam Andreia, kiedy wyjdzie w końcu z tego ludzkiego domu i wróci do nas, do WSC.
- Niedługo. Na pewno niedługo. Może nawet w tym miesiącu.
Zapadłą chwila melancholijnej ciszy. Nawet Andrei, który nigdy nie lubił, kiedy w jego towarzystwie zapadała cisza - zawsze miał wrażenie, że coś przed nim ukrywamy, nie odezwał się. Dopiero Adolf, który przed chwilą pojawił się w pomieszczeniu, szczeknął cicho:
- Może powinien odpocząć? Nie sądzicie, że siedzenie tutaj teraz jest bezcelowe? Chodźcie lepiej do naszego sadu. Na drzewach są już liście. Możemy pobiegać miedzy drzewami!
- Jeśli chcecie - uśmiechnęłam się - to idźcie. Wiem, że przebywanie w ludzkiej siedzibie nie jest wygodne. Ja zaraz dołączę. Chciałabym jeszcze przez chwilę zostać.
- Jak wolisz - potrząsnął uszami Adolfik - a wy, idziecie? Jak idziecie, to czekamy na was z Iryskiem.
To powiedziawszy, potruchtał po schodach na dół i zniknął nam z oczu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. na metalowym wieszaku wisiały jakieś prześcieradła, pod ścianami stały dwie szafki i biurko, a z jednej nad wersalką, na której leżał Andrei, ściana była ukośna. Usiadłam obok mojego byłego partnera.
- Idziecie? - zapytałam Manti i Apara - zaraz do was przyjdę.
- (...)
< Manti? >
Od Apara CD Manti
- No to, działo się coś ciekawego, kiedy mnie nie było? - spytał Andrei
- Zaraz, a ty wiesz o tym, że Beryl...
- Co z nim ? - przerwał mi basior
Spojrzeliśmy po sobie z niepewnymi minami.
- Wiesz, Beryl nie żyje - wyjaśniła Murka
Andrei spochmurniał.
- Czyli alfą jest teraz...
- Oleander - powiedziała Manti
- Jak sobie radzi na nowym stanowisku?
- Chyba dobrze - odpowiedziała Murka, po czym spytała - Kiedy będziesz mógł z tąd pójść?
- (...)
< Murka ? >
- Zaraz, a ty wiesz o tym, że Beryl...
- Co z nim ? - przerwał mi basior
Spojrzeliśmy po sobie z niepewnymi minami.
- Wiesz, Beryl nie żyje - wyjaśniła Murka
Andrei spochmurniał.
- Czyli alfą jest teraz...
- Oleander - powiedziała Manti
- Jak sobie radzi na nowym stanowisku?
- Chyba dobrze - odpowiedziała Murka, po czym spytała - Kiedy będziesz mógł z tąd pójść?
- (...)
< Murka ? >
Od Manti CD Murki
- Tak - odpowiedziała Murka - Jak się czujesz?
- Nie najgorzej, nie najlepiej - stwierdził Andrei - A wy, kim jesteście ? - zwrócił się do mnie i Apara
- Nazywam się Manti, a to Apar - odpowiedziałam
- Miło mi was poznać - powiedział po czym spytał - A coś się ostatnio wydarzyło ciekawego w watasze pod moją nie... - tu przerwał krzywiąc się z bólu
- Nic ci się nie stało? - spytała zmartwiona Murka
- Nic, nic tylko czasami jeszcze coś mnie zaboli, ale przejdzie mi - odpowiedział słabo Andrei
< Apar? >
- Nie najgorzej, nie najlepiej - stwierdził Andrei - A wy, kim jesteście ? - zwrócił się do mnie i Apara
- Nazywam się Manti, a to Apar - odpowiedziałam
- Miło mi was poznać - powiedział po czym spytał - A coś się ostatnio wydarzyło ciekawego w watasze pod moją nie... - tu przerwał krzywiąc się z bólu
- Nic ci się nie stało? - spytała zmartwiona Murka
- Nic, nic tylko czasami jeszcze coś mnie zaboli, ale przejdzie mi - odpowiedział słabo Andrei
< Apar? >
wtorek, 11 kwietnia 2017
Od Oleandra CD Maxa
Wstałem wyjątkowo późno. Od dawna nie miałem takiego nawału obowiązków, jak przez ostatnie dni. Słońce było już stosunkowo wysoko na niebie, a dokumenciska nadal nie ułożone. Ileż oni tego naprodukowali przez te wszystkie lata. Jedyną pociechą było to, że Max jeszcze nie przyszedł. Może tak jak ja musiał odespać wczorajszą pracę.
Powoli wstałem, nadal czując pod lekko opuchniętymi powiekami wszystko to, co robiliśmy wczoraj.
Musiałem jeszcze pójść po Mundurka. To dosyć daleko, a czasu coraz mniej. Poza tym nie chciałem, aby Max, gdy już przyjdzie, zastał pustkę w jaskini.
- Oleander?
Wzdrygnąłem się, słysząc głos sprzed jaskini.
- Mundus - westchnąłem machinalnie, widząc błękitnego ptaka wchodzącego do jaskini.
- Nie wiem dlaczego... - rozejrzał się przybysz - ale poczułem potrzebę odwiedzenia cię. Czegoś może potrzebujesz? - popatrzył na mnie pytającym głosem.
- A wiesz, że właśnie potrzebuję? - z radością skinąłem głową - mógłbyś pomóc nam z dokumentami, prawda?
- Tak, pewnie, jeśli chcesz...
Udałem, że nie zauważyłem, że mój gość jest dziś bardzo niepewny i chyba smutny. Obawiałem się rozpocząć ten temat, gdyż przypuszczałem, że ma to wiele wspólnego ze śmiercią Beryla. I sam odruchowo zacząłem o niej myśleć. Znów nadeszło to, o czym nie chciałem rozważać. Czym prędzej więc zabrałem się do porządkowania papierów. Mundus zrobił to samo. Po kilku czy kilkunastu minutach do jaskini weszli Max i Ami.
- Witajcie - przeciągnął się Max, patrząc z jakimś nieopisanym uczuciem na stertę kartek - zaczynamy od tego, na czym wczoraj skończyliśmy? - zapytał.
- Prawie. Kilka już ułożyliśmy - odpowiedziałem. Popatrzyłem na miejsce, w którym przed chwilą był Mundur, jednak ten już rozchmurzył się nieco i w dwie sekundy znalazł się przy Ami.
< Max? >
poniedziałek, 10 kwietnia 2017
Nowy nagłówek
Drodzy członkowie,
jak z pewnością zauważyliście, nasza strona otrzymała piękny, nowy nagłówek!
Bardzo dziękuję za niego Maxowi - na Howrse wiki974. Zwłaszcza dziękuję za zaangażowanie i wykonanie go dla nas z własnej inicjatywy.
Wasz samiec alfa,
Oleander
jak z pewnością zauważyliście, nasza strona otrzymała piękny, nowy nagłówek!
Bardzo dziękuję za niego Maxowi - na Howrse wiki974. Zwłaszcza dziękuję za zaangażowanie i wykonanie go dla nas z własnej inicjatywy.
Wasz samiec alfa,
Oleander
niedziela, 9 kwietnia 2017
Od Maxa CD Oleandra
Poszedłem do jaskini, która była w pobliżu i zasnąłem.
Nazajutrz rano zaraz po typowych czynnościach wykonywanych po obudzeniu się, czyli : wstanie, przeciągnięcie się, ponowne położenie się, kolejna próba wstania... i wreszcie wstanie bez kolejnego kładzenia się, usłyszałem za sobą ciche miauknięcie. Odwróciłem się szybko i moim oczom ukazała się Ami patrząca na mnie z zażenowaniem.
- Naprawdę, aż tyle potrzeba czasu żeby wstać ? - spytała przewracając oczami - Cóż ty takiego wczoraj męczącego robiłeś ? Miałeś wyjątkowo trudne polowanie, czy co ?
- Gorzej - odpowiedziałem - Porządkowałem papiery
Kotka spojrzała się na mnie zdziwiona.
- A właściwie co cię do mnie sprowadza ? - spytałem z innej beczki
- Szukam Mundusa, wiesz gdzie może być ?
- Może być u Oleandera - odpowiedziałem - Możesz iść ze mną jak chcesz, gdyż właśnie do niego idę, Mundus powinien nam dzisiaj pomóc przy tych papierach
- Z chęcią pójdę - uśmiechnęła się Ami
< Oleander ? >
Nazajutrz rano zaraz po typowych czynnościach wykonywanych po obudzeniu się, czyli : wstanie, przeciągnięcie się, ponowne położenie się, kolejna próba wstania... i wreszcie wstanie bez kolejnego kładzenia się, usłyszałem za sobą ciche miauknięcie. Odwróciłem się szybko i moim oczom ukazała się Ami patrząca na mnie z zażenowaniem.
- Naprawdę, aż tyle potrzeba czasu żeby wstać ? - spytała przewracając oczami - Cóż ty takiego wczoraj męczącego robiłeś ? Miałeś wyjątkowo trudne polowanie, czy co ?
- Gorzej - odpowiedziałem - Porządkowałem papiery
Kotka spojrzała się na mnie zdziwiona.
- A właściwie co cię do mnie sprowadza ? - spytałem z innej beczki
- Szukam Mundusa, wiesz gdzie może być ?
- Może być u Oleandera - odpowiedziałem - Możesz iść ze mną jak chcesz, gdyż właśnie do niego idę, Mundus powinien nam dzisiaj pomóc przy tych papierach
- Z chęcią pójdę - uśmiechnęła się Ami
< Oleander ? >
Nasze małe dokonanie!
Drodzy przyjaciele,
pragnę podziękować Wam za Waszą aktywność od początku tego roku.
Pamiętam, gdy rok 2017 rozpoczynał się, każdy z nas miał jakieś nadzieje i plany. Było to tak niedawno, a już - przechodząc do istoty sprawy - napisaliśmy razem więcej opowiadań, niż w całym roku 2016. Wystarczyły na to jedynie trzy miesiące!
Chciałbym podziękować zwłaszcza Amber, Manti i Maxowi, gdyż to właśnie onia najbardziej przyczynili się do naszego kolejnego małego dokonania.
Wasz samiec alfa,
Oleander
pragnę podziękować Wam za Waszą aktywność od początku tego roku.
Pamiętam, gdy rok 2017 rozpoczynał się, każdy z nas miał jakieś nadzieje i plany. Było to tak niedawno, a już - przechodząc do istoty sprawy - napisaliśmy razem więcej opowiadań, niż w całym roku 2016. Wystarczyły na to jedynie trzy miesiące!
Chciałbym podziękować zwłaszcza Amber, Manti i Maxowi, gdyż to właśnie onia najbardziej przyczynili się do naszego kolejnego małego dokonania.
Wasz samiec alfa,
Oleander
Od Lerki CD Amber
Opowieść Amber trochę mnie zaskoczyła. W zasadzie nie wiem dlaczego, można było się przecież spodziewać nawet, że brała udział w wojnie albo leciała na księżyc. Wszystko jest możliwe.
- Więc mówisz, że dużo podróżowałaś? Nie wyglądasz chyba na kogoś, kto marzy o wiecznych podróżach i nie jesteś chyba wilkiem wędrownym, jak na przykład Manti i Apar z naszej watahy?
- Właśnie dlatego teraz jestem tutaj. Już na stałe.
- To bardzo dobrze - uśmiechnęłam się szeroko - uwierz mi, tutaj możesz być spokojna. Nikt nie opuści cię w razie potrzeby i możesz tu mieć wielu prawdziwych przyjaciół. Nasza wataha chyba od początku była przyjazna i szczęśliwa.
W tamtej chwili przypomniałam sobie o trojgu nieszczęśliwych siedzących przed jaskinią. Na chwilę ucichłam, nasłuchując. Wydawało mi się, że Amber zrobiła to samo. Nie dało się słyszeć jednak żadnych dźwięków, rozmowy ani nawet szeptów. Było to zastanawiające jednak postanowiłam kontynuować rozmowę nie zwracając uwagi na niepokojącą ciszę na zewnątrz.
- Wiesz, Amber - położyłam jedno ucho po sobie na znak głębokiego zamyślenia - uważam, że nie powinnaś mieszkać sama. Z resztą, uważam, że mało który wilk powinien mieszkać sam. W naszej watasze chyba tylko Strzyga, ale ona w ogóle rzadko zachowuje się jak stuprocentowy wilk. To nienaturalne i na pewno na dłuższą metę niezdrowe dla naszej psychiki. Pustelnictwo nie jest dla nas - powiedziałam stanowczo i przez chwilę naprawdę miałam ochotę zaproponować Amber wprowadzenie się do naszej jaskini, miejsca nigdy nie zabraknie, jednak powstrzymałam się. Nie wiem, czy byłoby to właściwe.
- Możemy spotykać się częściej - radośnie zamachałam ogonem - i wiesz co? Myślę, że powinnaś poznać jeszcze kogoś należącego do naszej watahy, albo znaleźć towarzysza. Co ty na to, Amber?
< Amber? >
Od Murki CD Manti
- To pięknie - uśmiechnęłam się - zawsze jest przyjaźniej, gdy więcej wilków przebywa w jednym miejscu.
- Taaak - przytaknął Adolfik z pewną dozą zniechęcenia - i zawsze, gdy się pojawiacie, jest weselej.
- Co masz na myśli? - nieufnie zapytała Manti, marszcząc jedną brew - ile wilków przed nami już spotkałeś? I dlaczego nie bałeś się nas, gdy przyszliśmy odwiedzić Andreia?
- Bo nie jesteście groźne. Spotkałem już wiele wilków. Kiedy razem z Miłomirem chodziliśmy po lesie i szukaliśmy kłusowników. Pamiętam, że byli tam Eclipse i Beryl. Przyjaciele Andreia.
- Tak, znamy ich... znaliśmy ich - kiwnęła głową Manti.
Zapadłą chwila ciszy, której nikt nie śmiał przerwać. Wszyscy chyba przypomnieli sobie o starych wilkach, które na zawsze odeszły. Eclipse, która zniknęła bez wieści wraz z Alekei'em krótko przed śmiercią Beryla, też zapewne już nie żyje. To bardzo smutne.
- O! - krzyknął Adolf, radośnie machnąwszy ogonem, widząc ciemnoszarą Skodę przejeżdżającą opustoszałą ulicą - Miłomir wrócił!
- Znaczy, możemy wracać - westchnęłam, wyrwana z przemyśleń.
Dosyć szybko ponownie znaleźliśmy się na podwórzu Adolfa, teraz już we czworo. Samochód stał zaparkowany gdzieś obok domu, a jego właściciel najpewniej był w środku.
- Teraz chodźcie - mruknął Irys, dosyć tajemniczo kiwnąwszy głową.
Weszliśmy do domu, po czym szybko przemknęliśmy na piętro drewnianymi schodami, za podekscytowanym Adolfem. Usłyszałam tylko słowa mężczyzny, przebywającego na dole:
- Muszę nauczyć was zamykać za sobą drzwi... już nie pierwszy raz przyjeżdżam i zastaję otwartą bramę... Adolf? Jesteś na górze?
Pies zaszczekał, nadal jednak idąc przed siebie.
- Tam jest - wskazał na drzwi do pokoju - możecie wejść na chwilę.
Manti, Apar i ja, cicho wsunęliśmy się do środka. Andrei leżał na starej wersalce, odwrócony do ściany.
- Andrei? - szepnęłam. Wilk zastrzygł uszami i podniósł głowę.
- Murka? Czy to ty?
< Manti? >
- Taaak - przytaknął Adolfik z pewną dozą zniechęcenia - i zawsze, gdy się pojawiacie, jest weselej.
- Co masz na myśli? - nieufnie zapytała Manti, marszcząc jedną brew - ile wilków przed nami już spotkałeś? I dlaczego nie bałeś się nas, gdy przyszliśmy odwiedzić Andreia?
- Bo nie jesteście groźne. Spotkałem już wiele wilków. Kiedy razem z Miłomirem chodziliśmy po lesie i szukaliśmy kłusowników. Pamiętam, że byli tam Eclipse i Beryl. Przyjaciele Andreia.
- Tak, znamy ich... znaliśmy ich - kiwnęła głową Manti.
Zapadłą chwila ciszy, której nikt nie śmiał przerwać. Wszyscy chyba przypomnieli sobie o starych wilkach, które na zawsze odeszły. Eclipse, która zniknęła bez wieści wraz z Alekei'em krótko przed śmiercią Beryla, też zapewne już nie żyje. To bardzo smutne.
- O! - krzyknął Adolf, radośnie machnąwszy ogonem, widząc ciemnoszarą Skodę przejeżdżającą opustoszałą ulicą - Miłomir wrócił!
- Znaczy, możemy wracać - westchnęłam, wyrwana z przemyśleń.
Dosyć szybko ponownie znaleźliśmy się na podwórzu Adolfa, teraz już we czworo. Samochód stał zaparkowany gdzieś obok domu, a jego właściciel najpewniej był w środku.
- Teraz chodźcie - mruknął Irys, dosyć tajemniczo kiwnąwszy głową.
Weszliśmy do domu, po czym szybko przemknęliśmy na piętro drewnianymi schodami, za podekscytowanym Adolfem. Usłyszałam tylko słowa mężczyzny, przebywającego na dole:
- Muszę nauczyć was zamykać za sobą drzwi... już nie pierwszy raz przyjeżdżam i zastaję otwartą bramę... Adolf? Jesteś na górze?
Pies zaszczekał, nadal jednak idąc przed siebie.
- Tam jest - wskazał na drzwi do pokoju - możecie wejść na chwilę.
Manti, Apar i ja, cicho wsunęliśmy się do środka. Andrei leżał na starej wersalce, odwrócony do ściany.
- Andrei? - szepnęłam. Wilk zastrzygł uszami i podniósł głowę.
- Murka? Czy to ty?
< Manti? >
sobota, 8 kwietnia 2017
Od Amber CD Lerki
Na chwilę pogrążyłam się we własnych myślach. Właściwie nie byłam pewna czy mam cokolwiek ciekawego do powiedzenia. Spędziłam w podróży jakieś półtora roku. Przez ten czas nie działo się jednak zbyt wiele.
- Nie jestem pewna czy miałam jakieś ciekawe przygody. - Stwierdziłam z lekkim wahaniem.
- Ależ na pewno coś się znajdzie. - Odparła z uśmiechem Lerka. - Może w tym czasie udało ci się spotkać kogoś interesującego.
- Właściwie był taki ktoś. - Powiedziałam, dostając jakby nagłego przebłysku.
- Więc?
- Nie wiem, jak miał na imię. Powiedział mi, że jego imię jest nieistotne i kazał mi nazywać się zbieraczem.
- Faktycznie, to dość specyficzne. - Przyznała Lerka.
- Prawda? No ale był całkiem miły. Nawet mieszkałam z nim przez jakiś czas. Chodź... właściwie widywaliśmy się jedynie wieczorami. Zbieracz wychodził bardzo wcześnie rano i nie widywałam go praktycznie przez cały dzień.
Westchnęłam lekko. To był dla mnie trochę trudny czas. W końcu napotkałam kogoś, kto mógł mi dotrzymać towarzystwa, jednocześnie jednak wciąż miałam wrażenie, jakbym była sama.
- Musiałaś czuć się samotna. - Powiedziała z troską w głosie Lerka.
- Trochę tak. - Przyznałam zgodnie z prawdą.
- Co się stało później? Nie chciałaś już dłużej mieszkać u zbieracza?
- To nie tak, że nie chciałam. Pewnego dnia zbieracz zwyczajnie zniknął. Gdy się obudziłam, nie było już ani jednej z jego rzeczy. Czekałam co prawda jeszcze kilka dni, licząc na to, że może jednak wróci, ale tak się nie stało. Musiałam więc iść dalej.
Nastała chwila ciszy. Po chwili jednak już znacznie ciszej dodałam:
- Nie lubię być sama.
< Lerka? >
- Nie jestem pewna czy miałam jakieś ciekawe przygody. - Stwierdziłam z lekkim wahaniem.
- Ależ na pewno coś się znajdzie. - Odparła z uśmiechem Lerka. - Może w tym czasie udało ci się spotkać kogoś interesującego.
- Właściwie był taki ktoś. - Powiedziałam, dostając jakby nagłego przebłysku.
- Więc?
- Nie wiem, jak miał na imię. Powiedział mi, że jego imię jest nieistotne i kazał mi nazywać się zbieraczem.
- Faktycznie, to dość specyficzne. - Przyznała Lerka.
- Prawda? No ale był całkiem miły. Nawet mieszkałam z nim przez jakiś czas. Chodź... właściwie widywaliśmy się jedynie wieczorami. Zbieracz wychodził bardzo wcześnie rano i nie widywałam go praktycznie przez cały dzień.
Westchnęłam lekko. To był dla mnie trochę trudny czas. W końcu napotkałam kogoś, kto mógł mi dotrzymać towarzystwa, jednocześnie jednak wciąż miałam wrażenie, jakbym była sama.
- Musiałaś czuć się samotna. - Powiedziała z troską w głosie Lerka.
- Trochę tak. - Przyznałam zgodnie z prawdą.
- Co się stało później? Nie chciałaś już dłużej mieszkać u zbieracza?
- To nie tak, że nie chciałam. Pewnego dnia zbieracz zwyczajnie zniknął. Gdy się obudziłam, nie było już ani jednej z jego rzeczy. Czekałam co prawda jeszcze kilka dni, licząc na to, że może jednak wróci, ale tak się nie stało. Musiałam więc iść dalej.
Nastała chwila ciszy. Po chwili jednak już znacznie ciszej dodałam:
- Nie lubię być sama.
< Lerka? >
Od Manti CD Murki
- Może po południu... może wcześniej - ziewnął pies.
- Czyli musimy wracać ? - spytałam
- Niekoniecznie. Możecie też zostać i poczekać - odpowiedział Adolf
Ta odpowiedź niezbyt mnie pocieszyła, do południa zostało jeszcze kilka godzin, a niezbyt dobrze się czuję blisko miejsc zamieszkanych przez ludzi. Zwłaszcza w towarzystwie tego wielkiego psa, o ile można było go nazwać psem, Iryska.
- Możemy poczekać - powiedziała Murka - Prawda Manti ?
- Pewnie - odpowiedziałam mimo iż nie bardzo miałam na to ochotę
- W ten czas trochę tu pospacerujemy, pozwiedzamy - rzekła Murka
- W sumie - zaczął Adolfik - Przydałoby się rozprostować łapy. Pójdę z wami
- Mamy obowiązek pilnowania podwórka dopóki nasz pan nie wróci do domu - rzekł sucho Irysek do Adolfa
- Weź nie przesadzaj, i tak tu już prawie nikt nie mieszka, kto miałby tu coś ukraść ?
- Niech ci będzie, ale ja zostaję
- No... to idziemy ? - spytałam
- Pewnie - powiedział pies merdając ogonem
Ruszyliśmy przed siebie w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Niestety zawiedliśmy się.
Po pewnym czasie, kiedy to Murka stwierdziła, że czas wracać usłyszeliśmy za sobą niemały hałas. Natychmiast się odwróciliśmy i oto co zobaczyliśmy :
Apar, który uciekał przed dziwnym nielotem.
- Zabierzcie go ode mnie! - krzyknął biegnąc na oślep
Ledwie się powstrzymałam, żeby nie wybuchnąć śmiechem, ta scena doprawdy wyglądała komicznie. Adolfik natychmiast skoczył przed ptakiem i zaczął warczeć, na co nielot uciekł.
- Pecha miałeś, że akurat na tego koguta się natknąłeś - stwierdził pies
- Kogut ? - spytała zdziwiona Murka
- Tak, kogut - potwierdził Adolfik - Te ptaki zawsze były nadzwyczaj bojowo nastawione, a ten to już w ogóle.
- A w sumie - spytałam Apara - Czemu tu przyszłeś i jak nas znalazłeś?
- Byłem ciekawy co robicie, a wróciłem częściowo po śladach i pomógł mi pewien pies - odpowiedział
< Murka ? >
- Czyli musimy wracać ? - spytałam
- Niekoniecznie. Możecie też zostać i poczekać - odpowiedział Adolf
Ta odpowiedź niezbyt mnie pocieszyła, do południa zostało jeszcze kilka godzin, a niezbyt dobrze się czuję blisko miejsc zamieszkanych przez ludzi. Zwłaszcza w towarzystwie tego wielkiego psa, o ile można było go nazwać psem, Iryska.
- Możemy poczekać - powiedziała Murka - Prawda Manti ?
- Pewnie - odpowiedziałam mimo iż nie bardzo miałam na to ochotę
- W ten czas trochę tu pospacerujemy, pozwiedzamy - rzekła Murka
- W sumie - zaczął Adolfik - Przydałoby się rozprostować łapy. Pójdę z wami
- Mamy obowiązek pilnowania podwórka dopóki nasz pan nie wróci do domu - rzekł sucho Irysek do Adolfa
- Weź nie przesadzaj, i tak tu już prawie nikt nie mieszka, kto miałby tu coś ukraść ?
- Niech ci będzie, ale ja zostaję
- No... to idziemy ? - spytałam
- Pewnie - powiedział pies merdając ogonem
Ruszyliśmy przed siebie w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Niestety zawiedliśmy się.
Po pewnym czasie, kiedy to Murka stwierdziła, że czas wracać usłyszeliśmy za sobą niemały hałas. Natychmiast się odwróciliśmy i oto co zobaczyliśmy :
Apar, który uciekał przed dziwnym nielotem.
- Zabierzcie go ode mnie! - krzyknął biegnąc na oślep
Ledwie się powstrzymałam, żeby nie wybuchnąć śmiechem, ta scena doprawdy wyglądała komicznie. Adolfik natychmiast skoczył przed ptakiem i zaczął warczeć, na co nielot uciekł.
- Pecha miałeś, że akurat na tego koguta się natknąłeś - stwierdził pies
- Kogut ? - spytała zdziwiona Murka
- Tak, kogut - potwierdził Adolfik - Te ptaki zawsze były nadzwyczaj bojowo nastawione, a ten to już w ogóle.
- A w sumie - spytałam Apara - Czemu tu przyszłeś i jak nas znalazłeś?
- Byłem ciekawy co robicie, a wróciłem częściowo po śladach i pomógł mi pewien pies - odpowiedział
< Murka ? >
niedziela, 2 kwietnia 2017
Od Lerki CD Amber
- Przydomki? - zapytała Amber z widocznym zainteresowaniem.
- Przydomki - przytaknęłam, kiwając głową - Narcyz i Samanta otrzymali przydomki od społeczeństwa. Pewnie za wielkie zasługi. Narcyz został nazwany "Szlachetnym", natomiast Samanta "Dobrą". niestety nie zdążyli się o tym dowiedzieć, ponieważ imiona te zostały nadane pośmiertnie. Nie wspomniałam jeszcze, że zginęli śmiercią tragiczną na wycieczce w górach, gdy podczas spaceru zostali przygnieceni wielkim głazem.
- Ojej - Amber drgnęła - to straszne.
- Masz rację - przytaknęłam bezceremonialnie - zostawili po sobie prawie dorosłe dzieci. Hiacynta, Alicję, Storczyka, Rozalię i Telera - szczeniaka zaledwie o tydzień starszego niż ich własne, którego wychowywali jak syna odkąd Narcyz znalazł go gdzieś na naszych terenach.
Tu przerwałam na chwilę, chcąc odetchnąć i zebrać myśli, po czym mówiłam dalej:
- Alicja i Storczyk nie są osobami, o których życiu oficjalnym mogę powiedzieć coś więcej niż tylko to, że istnieli, pewnie dlatego, że żadne z nich nie założyło rodziny. Hiacynt, jak już wiesz, został nowym samcem alfa, natomiast Rozalia i Teler - tu zrobiłam krótką przerwę, by złapać oddech - pobrali się, dając początek drugiej jaka istniała w tej watasze, zaraz po rodzinie alf, tak dużej rodzinie z dosyć długą historią. Prywatnie, byli moimi dziadkami - zakończyłam, po czym uśmiechnęłam się czekając na pytania. Uwielbiałam wprost opowiadać o historii WSC, powtarzać te wszystkie stare, nierzadko intrygujące historie, które słyszałam od starych wilków jeszcze jako szczenię. Wszyscy oni: dawni członkowie watahy, byli tacy sami jak my, tak realni, a jednak tak dalecy, mieli inne problemy, bali się czegoś innego, i cieszyli z czegoś innego. Wysłuchiwanie o przeróżnych przygodach swoich przodków i wczuwanie się w tamte czasy, wcale nie tak dawne, było niczym drugie życie.
- Sama ta opowieść świadczy o tym, jak długa jest historia WSC - westchnęła Amber - macie pewnie jakieś kroniki? Takie, z których można by się było dowiedzieć nie tylko urzędowych wiadomości, kto się kiedy urodził, kto się z kim pobrał, ale też opisujących różne historie?
- Można tak powiedzieć - kiwnęłam głową - jakieś tam stare papiery są, to pewne. Ale czy opisują one tak dokładnie jak żywe istoty, a najlepiej świadkowie tych zdarzeń, tego nie wiem. Mogę jednak pomyśleć chwilę i powiedzieć, kto tutaj wie wiele o przeszłości.
Amber uśmiechnęła się lekko.
- Oczywiście Murka, moja mama. Również lubi historię i pamięta niektóre ciekawe wydarzenia. Być może Strzyga. Choć ona żyje na uboczu, więc o pewnych rzeczach ma prawo nie wiedzieć. Mundurek - po raz kolejny mimowolnie uśmiechnęłam się sama do siebie - na pewno pamięta wszystko, co się tu działo, odkąd zaczął zajmować się służbami wywiadowczymi. Jest jeszcze Lenek. Brat mojej mamy. Żyje już od tak dawna, a poza tym jest stróżem, więc uczestniczył w wielu ważnych wydarzeniach. Ich można śmiało pytać. Ale ale! Mówimy o historii naszej watahy, jednak o tym możemy przecież porozmawiać później. Może zechciałabyś opowiedzieć także swoją historię? - zamachałam radośnie ogonem - zanim przybyłaś do nas, pewnie miałaś wiele ciekawych przygód!
< Amber? >
- Przydomki - przytaknęłam, kiwając głową - Narcyz i Samanta otrzymali przydomki od społeczeństwa. Pewnie za wielkie zasługi. Narcyz został nazwany "Szlachetnym", natomiast Samanta "Dobrą". niestety nie zdążyli się o tym dowiedzieć, ponieważ imiona te zostały nadane pośmiertnie. Nie wspomniałam jeszcze, że zginęli śmiercią tragiczną na wycieczce w górach, gdy podczas spaceru zostali przygnieceni wielkim głazem.
- Ojej - Amber drgnęła - to straszne.
- Masz rację - przytaknęłam bezceremonialnie - zostawili po sobie prawie dorosłe dzieci. Hiacynta, Alicję, Storczyka, Rozalię i Telera - szczeniaka zaledwie o tydzień starszego niż ich własne, którego wychowywali jak syna odkąd Narcyz znalazł go gdzieś na naszych terenach.
Tu przerwałam na chwilę, chcąc odetchnąć i zebrać myśli, po czym mówiłam dalej:
- Alicja i Storczyk nie są osobami, o których życiu oficjalnym mogę powiedzieć coś więcej niż tylko to, że istnieli, pewnie dlatego, że żadne z nich nie założyło rodziny. Hiacynt, jak już wiesz, został nowym samcem alfa, natomiast Rozalia i Teler - tu zrobiłam krótką przerwę, by złapać oddech - pobrali się, dając początek drugiej jaka istniała w tej watasze, zaraz po rodzinie alf, tak dużej rodzinie z dosyć długą historią. Prywatnie, byli moimi dziadkami - zakończyłam, po czym uśmiechnęłam się czekając na pytania. Uwielbiałam wprost opowiadać o historii WSC, powtarzać te wszystkie stare, nierzadko intrygujące historie, które słyszałam od starych wilków jeszcze jako szczenię. Wszyscy oni: dawni członkowie watahy, byli tacy sami jak my, tak realni, a jednak tak dalecy, mieli inne problemy, bali się czegoś innego, i cieszyli z czegoś innego. Wysłuchiwanie o przeróżnych przygodach swoich przodków i wczuwanie się w tamte czasy, wcale nie tak dawne, było niczym drugie życie.
- Sama ta opowieść świadczy o tym, jak długa jest historia WSC - westchnęła Amber - macie pewnie jakieś kroniki? Takie, z których można by się było dowiedzieć nie tylko urzędowych wiadomości, kto się kiedy urodził, kto się z kim pobrał, ale też opisujących różne historie?
- Można tak powiedzieć - kiwnęłam głową - jakieś tam stare papiery są, to pewne. Ale czy opisują one tak dokładnie jak żywe istoty, a najlepiej świadkowie tych zdarzeń, tego nie wiem. Mogę jednak pomyśleć chwilę i powiedzieć, kto tutaj wie wiele o przeszłości.
Amber uśmiechnęła się lekko.
- Oczywiście Murka, moja mama. Również lubi historię i pamięta niektóre ciekawe wydarzenia. Być może Strzyga. Choć ona żyje na uboczu, więc o pewnych rzeczach ma prawo nie wiedzieć. Mundurek - po raz kolejny mimowolnie uśmiechnęłam się sama do siebie - na pewno pamięta wszystko, co się tu działo, odkąd zaczął zajmować się służbami wywiadowczymi. Jest jeszcze Lenek. Brat mojej mamy. Żyje już od tak dawna, a poza tym jest stróżem, więc uczestniczył w wielu ważnych wydarzeniach. Ich można śmiało pytać. Ale ale! Mówimy o historii naszej watahy, jednak o tym możemy przecież porozmawiać później. Może zechciałabyś opowiedzieć także swoją historię? - zamachałam radośnie ogonem - zanim przybyłaś do nas, pewnie miałaś wiele ciekawych przygód!
< Amber? >
Od Amber CD Lerki
Jeszcze raz spojrzałam na wilki i ptaka przed jaskinią. Może chociaż jednemu z nich poprawi się nastrój. Potem zwróciłam się w stronę Lerki i z uśmiechem powiedziałam:
- Jasne. Chętnie.
Weszłyśmy więc do środka. Pogoda w dalszym ciągu nas nie rozpieszczała. Z tego też powodu w jaskini wciąż było nieco cieplej niż na zewnątrz. Poza tym będąc w środku, nie musiałyśmy obawiać się deszczu, który prawdopodobnie wkrótce miał nadejść. Usiadłyśmy mniej więcej na środku, dość blisko siebie.
- Więc? - Zaczęłam z błyskiem w oczach. - Opowiesz mi coś o historii watahy?
Nie byłam może jakąś wielką fanką historii. Nie zmienia to jednak faktu, że chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o tym miejscu, które obecnie nazywam domem.
- W porządku. - Odparła z uśmiechem wadera. - Zastanawiam się tylko od czego by tu zacząć.
- Najlepiej od początku. - Zaśmiałam się. - Kto tak właściwie założył watahę? Beryl?
- Nie. Nasza historia jest znacznie dłuższa.
- Więc... ty też nie jesteś tu od początku?
Lerką pokręciła głową.
- Właściwie to Oleander jest już naszym czwartym alfą. - Powiedziała z lekkim uśmiechem samica.
- To... - Zaczęłam, do pewnego stopnia zatapiając się w swoich myślach. - Kto tak właściwie był pierwszy?
- Narcyz. To on założył watahę i wraz z Samantą byli naszą pierwszą parą alfa.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem.
- I, jacy oni byli? - Zapytałam.
W odpowiedzi Lerka uśmiechnęła się lekko. Wadera jednak nic nie przekręciłam więc lekko głowę i spojrzałam na nią pytająco.
- Wiesz, właściwie to nie było mnie wtedy jeszcze na świecie.
Dalej wpatrywałam się w nią pytającym wzrokiem. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej słów.
- Faktycznie! - Niemal krzyknęłam. - Jeju, przepraszam. Nie pomyślałam o tym.
- To nic takiego. - Zaśmiała się Lerka. - Ale sądzę, że ich przydomki nie wzięły się znikąd.
- Przydomki? - Powtórzyłam z zainteresowaniem.
< Lerka? >
- Jasne. Chętnie.
Weszłyśmy więc do środka. Pogoda w dalszym ciągu nas nie rozpieszczała. Z tego też powodu w jaskini wciąż było nieco cieplej niż na zewnątrz. Poza tym będąc w środku, nie musiałyśmy obawiać się deszczu, który prawdopodobnie wkrótce miał nadejść. Usiadłyśmy mniej więcej na środku, dość blisko siebie.
- Więc? - Zaczęłam z błyskiem w oczach. - Opowiesz mi coś o historii watahy?
Nie byłam może jakąś wielką fanką historii. Nie zmienia to jednak faktu, że chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o tym miejscu, które obecnie nazywam domem.
- W porządku. - Odparła z uśmiechem wadera. - Zastanawiam się tylko od czego by tu zacząć.
- Najlepiej od początku. - Zaśmiałam się. - Kto tak właściwie założył watahę? Beryl?
- Nie. Nasza historia jest znacznie dłuższa.
- Więc... ty też nie jesteś tu od początku?
Lerką pokręciła głową.
- Właściwie to Oleander jest już naszym czwartym alfą. - Powiedziała z lekkim uśmiechem samica.
- To... - Zaczęłam, do pewnego stopnia zatapiając się w swoich myślach. - Kto tak właściwie był pierwszy?
- Narcyz. To on założył watahę i wraz z Samantą byli naszą pierwszą parą alfa.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem.
- I, jacy oni byli? - Zapytałam.
W odpowiedzi Lerka uśmiechnęła się lekko. Wadera jednak nic nie przekręciłam więc lekko głowę i spojrzałam na nią pytająco.
- Wiesz, właściwie to nie było mnie wtedy jeszcze na świecie.
Dalej wpatrywałam się w nią pytającym wzrokiem. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej słów.
- Faktycznie! - Niemal krzyknęłam. - Jeju, przepraszam. Nie pomyślałam o tym.
- To nic takiego. - Zaśmiała się Lerka. - Ale sądzę, że ich przydomki nie wzięły się znikąd.
- Przydomki? - Powtórzyłam z zainteresowaniem.
< Lerka? >
sobota, 1 kwietnia 2017
Od Murki CD Manti
Stałyśmy przez dobrą chwilę nad rzeką wpatrując się w widniejące po drugiej stronie małe domki. Nie byłam pewna, gdzie jest Andrei, ale z pewnością nie znajdował się w zabudowaniach, które widzimy, a w dalszej części wioski. Trzeba ruszać.
- Chodźmy - uśmiechnęłam się do Manti, która nie wyglądała na zbyt pewną siebie. Być może zaniepokoiła ją ta wycieczka do ludzkich siedzib, ale nie chciała tego pokazać.
W mgnieniu oka znalazłyśmy się po drugiej stronie potoku i przeszłyśmy przez ciche podwórza, które sprawiały teraz wrażenie bezludnych.
- Tutaj zawsze tak jest? - zapytała wadera rozglądając się wokoło. Wzruszyłam ramionami.
- Nie zawsze jest tak... cicho. Chociaż ostatnio to miejsce stanowczo się wyludniło. Dzieci tych staruszków mieszkających w większości zagród przenoszą się do miasta w poszukiwaniu szczęścia. To smutne, ale za kilkanaście lat nikogo w ogóle może tu nie być.
Naraz usłyszałyśmy donośne szczekanie i ujrzałyśmy wielkiego, puchatego psa pędzącego w naszą stronę. W pierwszej chwili przestraszyłam się, jednak w końcu uprzytomniłam sobie, że to tylko Bryś, nasz przyjaciel*.
Był to duży owczarek podhalański, którego już dawno temu Jaskier, Oleander i Alekei, kiedy jeszcze należał do naszej watahy, poznali nad rzeką.
- Witaj, Brysiu! - uśmiechnęłam się - pamiętasz mnie jeszcze?
Pies zatrzymał się i zamachał puszystym ogonem.
- Pamiętam.
- Wiesz, Brysiu - podeszłam do ogrodzenia, które dzieliło od nas psa - szukamy takiego jednego mężczyzny, który mieszka w domu obok świerków i ma dwa psy. Wiesz może, gdzie możemy go znaleźć?
- Wydaje mi się, że wiem. Tak, to na pewno chodzi o Iryska i Adolfa. One mieszkają w domku za świerkami. Ale to nie tutaj - zaszczekał.
- Gdzie zatem? - zapytała Manti niepewnie, również zbliżając się do metalowej siatki.
- Idźcie tą drogą, aż zabudowania się nie skończą. Później skręćcie w prawo, gdzie droga zalana jest świeżym jeszcze asfaltem, i idźcie nią cały czas aż nie zobaczycie domku za świerkami. Charakterystyczne drzewa, poznacie. To we wsi obok.
- To bardzo dobrze. Dziękujemy, Brysiu - odpowiedziałam radośnie. Może to głupie, ale nawet cieszyłam się na spotkanie z Andreiem. Miałam nadzieję, że czuje się już lepiej i niedługo będzie mógł wyjść stąd w końcu. Niepokoiło mnie bowiem, że miesiące mijają, a o nim słuch wszelki zaginął.
- Chyba jesteśmy - mruknęła podejrzliwie Manti, patrząc na przejeżdżające obok nas dwa samochody - widzę świerki i jakiś czerwony dach.
- Tak, masz rację. Ja też je widzę - uśmiechnęłam się.
Zanim jeszcze stanęłyśmy przed bordową furtką na podwórze, doszło nas stosunkowo cienkie ale dźwięczne szczekanie, brzmiące trochę jak sygnał policyjny. Do bramy doskoczył czarny, podpalany pies nieco większy od jamnika.
- Czy ty może jesteś Irysek? - zapytałam nieco zdziwiona zapalczywością psa.
- Nie jestem Irysek - zaszczekał, i gdy już pomyślałam, że musimy szukać gdzie indziej, dopowiedział jeszcze - Adolf moje imię.
- Adolf? - ożywiłam się - zatem Irysek też tu jest?
Pies pokiwał głową.
- I wasz właściciel?
- Również - odpowiedział.
- I Andrei?
- Ten chory wilk?
- Tak, tak jest - potwierdziłam z nadzieją.
- Tak - odrzekł krótko.
- A te drzewa to świerki? - brnęłam dalej, zamyśliwszy się.
- Te drzewa to właśnie świerki.
- Wszystko się zgadza - Manti rozejrzała się po ulicy i zapytała - wchodzimy? Można tu wejść?
- Tak, proszę - pisnął Adolf, naciskając na klamkę i otwierając nam furtkę.
Znalazłyśmy się na podwórzu. Po chwili poznałyśmy również drugiego psa o imieniu Irysek. Szczerze mówiąc, nie spotkałam się jeszcze z niczym tak wielkim. Irysek ów, przypominający zupełnie owczarka niemieckiego, pomimo iż był psem, był wyższy i większy zarówno ode mnie jak i od Manti. Nie wyglądał również przyjaźnie, a w jego oczach było coś dzikiego. Toteż starałam się omijać go szerokim łukiem.
- Gdzie jest Andrei? - pytałam Adolfa, gdy usiedliśmy wszyscy przed domem, pod schodami prowadzącymi do drzwi wejściowych.
- Jest w domu. Ale najczęściej śpi albo leży. Przez pierwsze dwa miesiące ciągle był nieprzytomny. Zabieraliśmy go do weterynarza i w końcu się obudził, ale ciągle śpi.
- Kiedy można go będzie odwiedzić? - zapytała Manti nie tracąc czasu.
- Jak Miłomir wróci. Pojechał do miasta.
- Kiedy wróci?
- Może po południu... może wcześniej - ziewnął pies.
< Manti? >
* Patrz: zakładka Inne Postacie
- Chodźmy - uśmiechnęłam się do Manti, która nie wyglądała na zbyt pewną siebie. Być może zaniepokoiła ją ta wycieczka do ludzkich siedzib, ale nie chciała tego pokazać.
W mgnieniu oka znalazłyśmy się po drugiej stronie potoku i przeszłyśmy przez ciche podwórza, które sprawiały teraz wrażenie bezludnych.
- Tutaj zawsze tak jest? - zapytała wadera rozglądając się wokoło. Wzruszyłam ramionami.
- Nie zawsze jest tak... cicho. Chociaż ostatnio to miejsce stanowczo się wyludniło. Dzieci tych staruszków mieszkających w większości zagród przenoszą się do miasta w poszukiwaniu szczęścia. To smutne, ale za kilkanaście lat nikogo w ogóle może tu nie być.
Naraz usłyszałyśmy donośne szczekanie i ujrzałyśmy wielkiego, puchatego psa pędzącego w naszą stronę. W pierwszej chwili przestraszyłam się, jednak w końcu uprzytomniłam sobie, że to tylko Bryś, nasz przyjaciel*.
Był to duży owczarek podhalański, którego już dawno temu Jaskier, Oleander i Alekei, kiedy jeszcze należał do naszej watahy, poznali nad rzeką.
- Witaj, Brysiu! - uśmiechnęłam się - pamiętasz mnie jeszcze?
Pies zatrzymał się i zamachał puszystym ogonem.
- Pamiętam.
- Wiesz, Brysiu - podeszłam do ogrodzenia, które dzieliło od nas psa - szukamy takiego jednego mężczyzny, który mieszka w domu obok świerków i ma dwa psy. Wiesz może, gdzie możemy go znaleźć?
- Wydaje mi się, że wiem. Tak, to na pewno chodzi o Iryska i Adolfa. One mieszkają w domku za świerkami. Ale to nie tutaj - zaszczekał.
- Gdzie zatem? - zapytała Manti niepewnie, również zbliżając się do metalowej siatki.
- Idźcie tą drogą, aż zabudowania się nie skończą. Później skręćcie w prawo, gdzie droga zalana jest świeżym jeszcze asfaltem, i idźcie nią cały czas aż nie zobaczycie domku za świerkami. Charakterystyczne drzewa, poznacie. To we wsi obok.
- To bardzo dobrze. Dziękujemy, Brysiu - odpowiedziałam radośnie. Może to głupie, ale nawet cieszyłam się na spotkanie z Andreiem. Miałam nadzieję, że czuje się już lepiej i niedługo będzie mógł wyjść stąd w końcu. Niepokoiło mnie bowiem, że miesiące mijają, a o nim słuch wszelki zaginął.
- Chyba jesteśmy - mruknęła podejrzliwie Manti, patrząc na przejeżdżające obok nas dwa samochody - widzę świerki i jakiś czerwony dach.
- Tak, masz rację. Ja też je widzę - uśmiechnęłam się.
Zanim jeszcze stanęłyśmy przed bordową furtką na podwórze, doszło nas stosunkowo cienkie ale dźwięczne szczekanie, brzmiące trochę jak sygnał policyjny. Do bramy doskoczył czarny, podpalany pies nieco większy od jamnika.
- Czy ty może jesteś Irysek? - zapytałam nieco zdziwiona zapalczywością psa.
- Nie jestem Irysek - zaszczekał, i gdy już pomyślałam, że musimy szukać gdzie indziej, dopowiedział jeszcze - Adolf moje imię.
- Adolf? - ożywiłam się - zatem Irysek też tu jest?
Pies pokiwał głową.
- I wasz właściciel?
- Również - odpowiedział.
- I Andrei?
- Ten chory wilk?
- Tak, tak jest - potwierdziłam z nadzieją.
- Tak - odrzekł krótko.
- A te drzewa to świerki? - brnęłam dalej, zamyśliwszy się.
- Te drzewa to właśnie świerki.
- Wszystko się zgadza - Manti rozejrzała się po ulicy i zapytała - wchodzimy? Można tu wejść?
- Tak, proszę - pisnął Adolf, naciskając na klamkę i otwierając nam furtkę.
Znalazłyśmy się na podwórzu. Po chwili poznałyśmy również drugiego psa o imieniu Irysek. Szczerze mówiąc, nie spotkałam się jeszcze z niczym tak wielkim. Irysek ów, przypominający zupełnie owczarka niemieckiego, pomimo iż był psem, był wyższy i większy zarówno ode mnie jak i od Manti. Nie wyglądał również przyjaźnie, a w jego oczach było coś dzikiego. Toteż starałam się omijać go szerokim łukiem.
- Gdzie jest Andrei? - pytałam Adolfa, gdy usiedliśmy wszyscy przed domem, pod schodami prowadzącymi do drzwi wejściowych.
- Jest w domu. Ale najczęściej śpi albo leży. Przez pierwsze dwa miesiące ciągle był nieprzytomny. Zabieraliśmy go do weterynarza i w końcu się obudził, ale ciągle śpi.
- Kiedy można go będzie odwiedzić? - zapytała Manti nie tracąc czasu.
- Jak Miłomir wróci. Pojechał do miasta.
- Kiedy wróci?
- Może po południu... może wcześniej - ziewnął pies.
< Manti? >
* Patrz: zakładka Inne Postacie
Subskrybuj:
Posty (Atom)