Weszłam do ciemnej i ponurej jaskini, na dworze padał deszcz. Postanowilam skabinowac ogień,na szczescie wladalam tym zywiolem bardzo dobrze. Ognisko buchnelo na środku pomieszczenia. Podeszlam do niego wolnym krokiem i usadowilam sie na przeciwko płomieni
Lenek i Mundus, wkroczyli do jaskini, cali mokrzy i niezbyt zadowoleni.
- Dziwne, że jestem stróżem od tylu lat, i jeszcze nigdy nie zauważyłem tej groty - Lenek usiadł na ziemi i pokręcił głową.
- Ja ją odkryłam już pierwszego dnia.- Przeciągnęłam się nadal było mi zimno.
- Może... - wtrącił nieśmiało Mundus - zaraz przestanie padać.
- Wątpię - Lenek wyjrzał z jaskini i delikatnie rozchylił gałęzie krzaków - jest bardzo zimno a powietrze jest ostre. Będzie dobrz3e, jeśli pogoda się nie pogorszy.
- Miejmy taką nadzieję, - wstałam i podeszłam do wejścia jaskini, wszędzie na około miotały pioruny. - żeby tylko powodzi nie było.
- Obawiam się, że może być i powódź - westchnął Lenek.
- Tak, czy inaczej, wilki umieją chyba pływać... - z wyższością stwierdził Mundus.
- Mundek - Lenek zawarczał - proszę cię... oczywiście że umiemy pływać, aczkolwiek nie chciałbym się zamoczyć. I tak jestem już chory
- Ja nie umiem plywac...
Lenek smutno pokiwał głową.
- Na pewno umiesz. Może po prostu nie próbowałaś?
- Szkoda że nie masz skrzydeł - Mundus zamachał dumnie skrzydłami i oblał nas spojrzeniem, które można było podciągnąć pod zdumienie.
- Probowalam , niestety nie umiem.
Lenek chyba nie wiedział, jak może pocieszyć Amy. Pomimo szczerych chęci, nie umiał nic wymyślić. W dodatku, wody było coraz więcej. Wąskimi stróżkami zaczęła wlewać się do jaskini.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Po chwili, w jaskini było już pełno wody. Wszyscy cofnęli się pod ścianę.
Chciałam się cofnąć jeszcze bardziej skała mi to utrudniała. Woda sięgała nam prawie do pyska.
- It' s not my Lucky day
Woda była zimna i mętna. Najgorsze, że ciągle jej przybywało.
- Amy... - powiedział grobowym głosem Lenek - trzeba płynąć. Jaskinia jest spora i jeśli przybędzie jeszcze trochę wody, dosięgnie "sufitu". Potopimy się!
-Dobrze plyn bede tuz za toba.
Lenek skoczył w otchłań wody. Płynął, co chwila krztusząc się wodą, sięgającą aż do sufitu jaskini.
Mundus, także odbił się od ściany i z niesłychaną zwinnością ruszył w kierunku wyjścia jaskini.
Nagle, Lenek, mniej więcej w połowie drogi do wyjścia, bez powodu zaczął się szamotać. Wyglądało to, jakby się topił. Naokoło niego, woda delikatnie zabarwiła się na czerwono i różowo. Mundus, widząc to, zawrócił i zaczął ciągnąć Lenka do wyjścia jaskini. Krzyknął:
- Amy! Proszę, płyń! Wody jest coraz więcej, a Lenek uderzył nogą o kamień...
Przemoglam sie zaczerpnelam powietrza, zaczelam plynac za Lenkiem i Mundusem. Nie wiem jakim cudem mi sie to udalo, panicznie balam sie wody zaczelam sie ksztusic. Brakowalo mi powietrza,wydostalismy sie na zewnatrz bylismy mokrzy. Podeszlam do Lenka jego noga byla pocharatana.
- Zaleczyc Ci to ? - Spojrzalam na niego niepewnie
- Uch... - Lenek syknął z bólu - To mocne rozdarcie. Trzeba będzie dłuższeo czasu by to zrobić.
Lenek spojrzał na Mundusa. Ten, siedząc w pobliżu, czyścił i suszył pióra.
- Dziękuję - uśmiechnął się Lenek. Potem westchnął cicho - prawdziwy przyjaciel. Zniesie wszystkie nieprzyjemności ze strony drugiego i chociaż czasem będzie miał tego dość, zawsze pomoże gdy będzie trzeba.
Zapadła cisza.
- Dla mnie to zaden problem - Usiadlam obok niego polozylam lape na jego lapie zaczelam go leczyc spowila mnie zlota poswiata.
- Jejj... - Lenek otworzył szeroko oczy - to niesamowite... jak ci się to udało, Amy? Już nic mnie nie boli...
- Zywiol ducha - Usmiechnelam sie lekko.
- Niesamowite... - powtórzył Lenek kręcąc z niedowierzaniem głową - nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego.
- Chyba się rozpogadza - wtrącił Mundus patrząc w słońce wychodzące zza chmur.
To niestety niewiele zmienia - powiedział Lenek - i tak wszędzie jest pełno widy. Nie będziemy chyba płynąć przez całą drogę...
- Macie jakis pomysl , zeby sie stad bezpiecznie wydostac ? - Spojrzalam w dal
- Chyba nie - odparł Lenek smutno.
- Już mówiłem - dodał Mundus - że gdybyście mieli skrzydła, moglibyście polecieć. Ale nie macie, więc nie polecicie.
- Może... - Lenek powiedział nieśmiało - może ty mógłbyś polecieć i przyprowadzić pomoc?
- Dobry pomysl, tylko teraz liczylby sie czas... - Spojrzalam na basiora - Niestety nie mamy go za wiele
- Eeech... - westchnął Lenek - nie mam już siły. Nie przeskoczymy samych siebie. To, że czasu mamy niewiele, raczej nic nie zmienia. Albo trochę go stracimy, albo stracimy go jeszcze więcej.
- A więc nie dywaguj, tylko zacznijmy coś robić - Mundus stwierdził z niecierpliwością.
- Robi sie coraz zimniej - Usiadlam na ziemi. Nie bylam przystosowana do takich zmian temperatur.
- Rzeczywście, to nie do wytrzymania - Lenek spojrzał na chmury i stwierdził - zaraz znowu zacznie padać... - usłyszeli grzmot.
- Bez urazy mój drogi, ale chyba to nie był odgłos burzy. Chmury na które patrzysz, to te, które już nas opuszczają. Jest coraz ciemniej, bo zachodzi słońce - westchnął Mundus obrzucając niechętnym
spojrzeniem chmury.
- Jak daleko jesteśmy od watahy?.
PS. Może wyślemy to jako opowiadanie konkursowe?
( Mi pasuje )
- Trzeba obrać jakiś kurs - Zaczęłam się rozglądać, jedno ze skalnych zboczy było pochylone na tyle zeby się po nim wspiąć
- Na wschód!! - krzyknął Mundus - Tam musi być jakaś cywilizacja!
- Mundek - uśmiechnął się lekko Lenek - ty lepiej już nic nie mów...
- Można się wspiąć po zboczu. - Podeszłam do niego zaczęłam się powoli wspinać.
- Ale... Lenek zaczął nieśmiało - nie boisz się? - widać było, że przeszedł go dreszcz zgrozy.
- Trochę , ale jak na razie to jedyne wyjście - wspinałam się dalej, skała w jednym miejscu była śliska straciłam równowagę zjechałam w dół raniąc sobie udo. Miałam biała sierść więc krew była niemal natychmiast widoczna.
- Amy! - krzyknął Lenek z niemałym przerażeniem
- Nic mi nie jest - Rana zaczęła szczypac musiałam zejść. Krew pojawiała siebw zastraszającym tempie.
- Jak to "Nic mi nie jest"?! Amy! Może... poszukajmy babki lancetowatej... czy innej...
- Musimy się jakoś stąd wydostać - Spojrzałam w niebo słońce już praktycznie się schowało - Nie ma szans iść po ciemku, trzeba chyba będzie rozbić obóz a z samego rana ruszymy.
- Myślę, że masz rację - znów wtrącił Lenek
- Zajmę się ogniem - Nieopodal nas było parę gałęzi i liści poskładałam je, całość zapłonęła żywym ogniem. Rana dalej była uciążliwa , sama się uleczyć nie mogłam , bo już wcześniej uleczyłam Lenka. Ehh ta moc ducha na pierwszym etapie, Mogłam tylko mieć nadzieję ,że nie wda się do niej zakażenie. Położyłam się na przeciwko dużego ogniska.
- Na pewno możesz iść? - Lenek z zaniepokojeniem patrzył na nogę Amy. Westchnął, gdy ta pokiwała głową.
- Spokojnie bywałam w gorszych sytuacjach. - uśmiechnęłam się do niego lekko. - Chodźmy spać jutro trzeba wcześnie wstać
Lenek, widocznie uspokoił się nieco. Zaraz jednak na nowo rozejrzał się i wyrzekł ze strachem - Ale... gdzie jest Mundi?
- Tuu jestem! - rozległ się głos i po chwili zza drzew wyszedł we własnej osobie, Mundus.
Przymknęłam oczy bardzo mi si chciało spać nawet nie wiem kiedy dałam się ponieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz