- Telerze! - krzyknęłam zaaferowana, gdy tylko się obudziłam. Telera nie było w domu.
Wszystko przez dziwny sen, który śnił mi się już drugi raz. Zaraz, zaraz... śnił i się on już bardzo dawno temu... kiedy? Ach! Czy to nie było tego dnia, w którym okazało się że jestem w ciąży?
~ W moim śnie
(z tego co pamiętam) ~
Nie jestem pewna, czy coś stało się między opisywanymi przeze mnie wydarzeniami.
Weszłam do jaskini. Wszystko wokół mnie, było dziwnie rozmyte, tak że nie widziałam praktycznie nic, co się w niej znajdowało. W pobliżu mnie, nie było nikogo. Było też dziwnie cicho.
Nagle do jaskini wszedł Teler. Miał niezwykle groźny wyraz twarzy, tak, że aż się go przestraszyłam. Nie mówiąc nic, chwycił coś leżącego w kącie i czym prędzej wybiegł z jaskini.
Pobiegłam za nim, jednak gdy tylko opuściłam progi naszej groty, Teler zniknął. Ponadto, biegłam bardzo wolno, zaledwie poruszając się z miejsca. Nagle koło mnie pojawiły się nieznane szczenięta...
... I sen się urwał.
~ Koniec snu. To tyle w temacie. ~
Nigdy nie wierzyłam w prorocze sny i śmiałam się ze wszystkich, którzy mi o nich mówili. Tym razem jednak, chyba jestem skłonna uwierzyć, że w moim organiźmie doszło do takich a nie innych zmian...
Postanowiłam udać się z tym problemem do Medyka. Co prawda jestem zielarzem i mogę radzić sobie z różnymi problemami zdrowotnymi, jednak to tego typu spraw, nadadzą się raczej wykwalifikowani lekarze.
~~ Około dwie godziny później ~~
Wyszłam od medyka. Byłam bardzo szczęśliwa. Teraz z kolei, należało odnaleźć mego małżonka.
- Telerze... - zaczęłam nieśmiało, gdy ujrzałam Telera siedzącego przed jaskinią. W tym samym momencie, uświadomiłam sobie też, że tak samo było gdy zaszłam w ciążę pierwszy raz.
- Tak? - Teler zapytał zaniepokojony, jak poprzednim razem.
- Jestem w ciąży - wydusiłam z zakniętymi oczyma.