- Czego chcesz? - zapytałem, gwałtownie podnosząc się do pozycji stojącej i naprężając mięśnie w pierwszym odruchu reakcji obronnej. Chwileczkę, po co to. Przecież ten obcy nie wygląda groźnie. Nawet się uśmiecha... - I kim jesteś? - Dla bezpieczeństwa odsunąłem się jednak o krok od nieznajomego, dopiero teraz uspokajając się trochę. Przekroczyłem granicę bezpiecznej odległości.
- Zwą mnie Lucius, aczkolwiek reaguję też na Luca - basior zaśmiał się dosyć wiarygodnie - Jestem podróżnikiem z planem na swoje życie, tylko domu mi brak - w tamtej chwili zwróciłem uwagę na drobną czaszkę, która poruszała się miarowo wraz z każdą głoską wypowiedzianą przez mojego rozmówcę - podobno coś tutaj się znajduje, jednak nie wiem, gdzie alfę mogę znaleźć. Czy towarzysz rozwieje moje wątpliwości? - zapytał na koniec. Wolno pokiwałem głową.
- Możesz rozmawiać ze mną, jestem młodym samcem alfa - odpowiedziałem swoim zwykłym tonem.
- Ach, świetnie! - ucieszył się wilk - mam rozumieć, że włączenie się bez innych formalności w tutejszą społeczność nie zostanie uznane za obrazę?
- Em... - otworzyłem pysk, po czym kłapnąłem nim lekko, niezauważalnie napinając mięśnie policzków w nerwowym zastanowieniu. Po chwili odrzekłem - powinieneś jeszcze opowiedzieć o sobie i swojej przeszłości jednej osobie. Ale spokojnie, ten ktoś znajdzie cię sam.
Pomimo, iż dostrzegłem w oczach basiora iskierki zawodu, nie zwróciłem na nie zbytniej uwagi. Zamiast tego zamaszystym, acz powolnym ruchem machnąłem swoim puszystym ogonem, przy czym grzechem byłoby nie zauważyć, że zrobiłem to trochę od niechcenia, tak, żeby nowo przybyły nie poczuł się w moim towarzystwie nazbyt zlękniony.
- Być może potrzebujesz pomocy w pokazaniu ci wszystkich naszych terenów? Pewnie wcześniej nikogo tu nie spotkałeś.
- Terenów? Z chęcią, naprawdę. Dziś jednak jestem już ciut zmęczony - uśmiechnął się przepraszająco, nie tracąc jednak ani na chwilę animuszu i bijącej od niego od początku pewności siebie - może jutro?
Odkąd wyrosłem i zacząłem nabierać nowych doświadczeń w kontaktach z innymi wilkami, nauczyłem się już trochę zmuszać się do pewnych, wcześniej wydawało mi się, zbędnych gestów, które w danej chwili miały oznaczać konkretne, niewypowiedziane uczucia. Cały czas pracowałem nad wyrobieniem odruchów, które miały pomóc mi w codziennych rozmowach i spotkaniach z pobratymcami. Na razie opanowałem tylko machanie ogonem w tej jednej sytuacji. Albo i nie do końca opanowałem, jeśli nadal nie potrafię robić tego podświadomie, jak każdy wilk powinien, tylko przypominam sobie każdą czynność osobno, aby wykonać ją dobrze.
- Zatem spotkajmy się jutro - zupełnie szczerze uśmiechnąłem się w duchu, gdyż fizyczne wyszczerzanie się nie wychodziło mi zbyt dobrze - w naszej watasze istnieje tradycja oprowadzania nowych jej członków po całym terytorium, żeby dobrze je sobie obejrzeli. Zajmje nam to pewnie prawie cały dzień, więc dziś rozgość się spokojnie i odpocznij po podróży. Jutro zapolujemy wspólnie - kontynuowałem cały czas tym samym tonem, ani na chwilę nie odrywając spokojnego wzroku od rozmówcy, który co chwila lekko kiwał głową na znak, że rozumie i zapamiętuje wszystkie moje słowa.
Na pożegnanie zdobyłem się nawet na delikatne zgięcie kącików pyska, aby wyglądało to jak najuprzejmiej. Już polubiłem tego wilka. Bił od niego jakiś taki trudny do wyjaśnienia entuzjazm, może moglibyśmy nawet się zaprzyjaźnić. Lubiłem przyjazne i wesołe wilki, a bez wątpienia taki właśnie był Lucius.
< Lucius? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz