Pamiętam, że kiedyś zastanawiałem się nad metodami prania mózgu. Zdaję sobie sprawę, że ten temat nie jest jakiś wybitnie ciekawy do rozmyślań, lecz z nudów i takich rzeczy się chwytam.
Jedną z nich było zmuszanie osobnika do ciągłego powtarzania jednej frazy, czy co słowa, zdania czy pieśni. Coś, co niektóre kulty wykorzystują do indoktrynacji przyszłych wiernych. Nie miałem pewności, na jakieś zasadzie to działa, aczkolwiek zdawało się przynosić zamierzone skutki.
I właśnie jak ten wilk, któremu grzebią kultyści w umyśle, snułem się po stepach, powtarzając mantrę od Aashy. Nie czułem na razie żadnej poprawy czy większej harmonii ducha. Ba, można powiedzieć, że było zupełnie inaczej. Co jakiś czas ogarniała mnie wściekłość, na przemian ze wstydem. Zdarzało się to najczęściej, kiedy inni zwracali na mnie uwagę. Jak na przykład teraz, kiedy podczas polowania z Wrotyczem, basior zerknął na mnie kątem oka.
— Co tam mamroczesz? — Spytał z nutką rozbawienia w głosie. Wyrwany z przemyśleń, podniosłem gwałtownie łeb, skupiając się najpierw na towarzyszu, a później na świetlistej sylwetce jelenia między drzewami.
— On Namo Bhagawate. — Powtórzyłem po raz kolejny, a następnie wyminąłem nieco zdezorientowanego wilka, kierując się w ślad za Aashą. Skoro tu przyszła, miała jakiś cel.
Ostatecznie zostawiłem Wrotycza w tyle, truchtając między drzewami, aż trafiłem na polanę.
— Ta twoja mantra nic nie daje. — Burknąłem z wyrzutem, siadając na leśnej ściółce przed istotą. Oczekiwałem jakiejkolwiek odpowiedzi, ale ta nie nastąpiła. Więc, kiedy cisza zaczęła mi się dłużyć, przewróciłem oczami i podniosłem się, aby odejść.
Wtedy zobaczyłem kątem oka, że coś się kieruje w moją stronę. Od razu skupiłem się na tym czymś, które okazało się być widmowym wilkiem, a następnie naskoczyłem na przeciwnika i przyparłem go do ziemi. Wyszczerzyłem kły i podniosłem ogon.
— Gdyby nie mantra, nie zareagowałbyś tak szybko. — Jeleń wyglądał na zadowolonego — Uznaje, że jesteś godny, aby cię trenowała, młody wilku.
Jakoś nie dotarł do mnie sens słów ducha, ale chyba to dobrze, że mnie przyjmie na ucznia. Wtedy powagę chwili przerwał zbuntowany, żołądek.
— Emm.. Może nim się zabierzemy za to wszystko.. Masz coś do jedzenia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz