- To.. Niedźwiedź? - obok usłyszałem niepewny szept. Zastrzygłem uszami i pokiwałem głową, nie mogąc oprzeć się zmarszczeniu brwi.
- Ominiemy go - odrzekłem niezachwianym głosem. Popatrzyłem na Haruhiko stojącego obok mnie i na Ligreka gdzieś dalej, po czym odwróciłem głowę, a moim oczom ukazało się wysokie, stosunkowo strome zbocze - Niedźwiedź jest w miejscu położonym niżej niż my, ale w tym przypadku nie daje nam to przewagi - zauważyłem - jeśli zsuniemy się po tamtej krzywiźnie, być może będziemy tyle daleko, że zdołamy przejść obok niego niezauważeni.
Nie usłyszawszy odpowiedzi żadnego z towarzyszy, a i nie czekając na nią długo, ruszyłem jako pierwszy, na ugiętych nogach, niemalże skradając się w stronę zbocza. Z tyłu słyszałem kroki Haruhiko i Ligreka, którzy skradali się za mną. Już po chwili zaczęliśmy schodzić z góry, z każdą chwilą zbliżając się ciut do ewentualnego przeciwnika. W końcu znaleźliśmy się na wysokości niedźwiedzia i zaczęliśmy okrążać go z prawej. Wiatr wiał z jego strony w naszym kierunku, miałem więc nadzieję, że nie wywęszy naszej obecności. Pełna skupienia cisza trwała już prawie minutę, jeszcze chwila i będziemy mogli pogratulować sobie zażegania niebezpieczeństwa.
W pewnej chwili usłyszałem ciche kichnięcie gdzieś na tyłach. Kątem oka spojrzałem na pozostałych, nieświadomie zatrzymując jednak wzrok na niedźwiedziu, który właśnie zdał sobie sprawę z naszej obecności. Zatrzymałem się wpół kroku, z głową nisko przy ziemi, jedną z przednich łap w górze i podkulonym ogonem. Przez chwilę przeciwnik i my staliśmy w bezruchu, przyglądając się sobie. Nagle Haruhiko podszedł do mnie i wysunął się trochę o przodu, na co fuknąłem niemal bezgłośnie. Podejrzewałem, że jest gotowy do ataku, gdyby niedźwiedź zbliżył się do nas. Lekko popchnąłem go bokiem, przechodząc o krok do przodu i dając basiorowi wyraźny sygnał dający do zrozumienia, ze cały czas kontroluję sytuację. Towarzych zrobił jeszcze krok do przodu, aż w końcu warknąłem cicho. Równocześnie naprężyłem mięśnie i wyprostowałem się trochę. To zapewne przez to niedźwiedź raptownie ujawnił swoje zdenerwowanie, stając na tylnych łapach. Przypomniałem sobie o trudnej sytuacji, w której się znaleźliśmy i znów skuliłem się instynktownie.
Mimo wszystko, mimo, że choć większy i silniejszy od nas przeciwnik dawał właśnie wyraźne sygnały ostrzegawcze, nie wyglądał na krwiożerczą bestię, w każdej chwili mogącą porozrywać nas na strzępy. Gdzie jest ten wielki potwór, którego podświadomie się spodziewałem?
W końcu podjąłem radykalną decyzję.
- Uciekamy - mruknąłem i truchtem zacząłem oddalać się od niedźwiedzia. Haruhiko i Ligrek podążyli za mną. Jeszcze raz obejrzałem się za siebie, wzrokiem obejmując biegnących z tyłu towarzyszy i niedźwiedzia, który wyraźnie uspokoił się.
Zatrzymaliśmy się dopiero po kilku kilometrach, gdy mogliśmy mieć pewność, że miś nie podąży za nami i nie będzie już drażnił go nasz zapach.
- Spokój - westchnąłem, ziejąc - jest najważniejszy. Wyglądał na równie niechętnego do walki, jak my. Idziemy dalej?
< Haruhiko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz