środa, 2 maja 2018

Od Haruhiko CD Wrotycza

"Kim są psychopaci?" To pytanie, słowa, ton głosu Mundusa zalągł się w mojej świadomości. Wżerał się w jaźń, powodował chęć do walki, złość. Wzbudzał te kilka uczuć, jakie poznałem. Ale żadne z nich nie pasowało do sytuacji.
Czy to znaczy, że miał rację? Że jestem kimś z tak mocno skrzywioną psychiką?
Cóż, sam to zauważałem. Ale bałem się przyznać, że mogę być aż tak zniszczony wewnętrznie, aby jakiekolwiek uczucia zanikły. Może było to związane z tym, że w ogóle ich nie znałem. Albo, co bardziej prawdopodobne, z Mishką.
Potrząsnąłem łbem, wycofałem się w cień i zacząłem ciężko dyszeć. Wszystko to było zbyt przytłaczające. Zbyt bolesne, dotykało tych rzeczy, o których wolałbym zapomnieć.
Jednak, można przecież rzec, że każdy z nas jest po części psychopatą. Może ukrywa tę część samego siebie głęboko w piwnicy umysłu, nigdy nie wypuszcza na światło dziennie. Ale co jakiś czas, ta mała cząstka podsuwa nam myśli, które same z siebie nigdy nie zagościłyby w naszych umysłach. Po prostu, zdrowe persony są w stanie opanować złą stronę osobowości, ujarzmić ją i ponownie zamknąć w sobie. 
A takie osoby jak ja?
My nie mamy wyboru. Nie mamy możliwości pozbycia się ciągłych impulsów, które każą nam czynić grzeszne rzeczy, przeciwstawiać się naturze i myśleć w ten okropny, chaotyczny sposób. To właśnie ta psychopatyczna osobowość kontroluje nas i każdy aspekt życia. Nie pozwala wykonać ani kroku w tył, ani w przód. Każe stać w miejscu, stopniowo poddając się entropii reszty naszej duszy, o ile ta jeszcze pozostała.
Czymże więc jesteśmy? Słońcem czy Księżycem?
Jakbym mógł teraz się określić, byłbym księżycem. Nie patrząc już na swoje ostatnie przemyślenia, na wnioski, do których doszedłem zaledwie kilka godzin temu, nim jeszcze mój fałszywy spokój został zburzony przez odkrycie tamtego ciała, stwierdziłem, że bliżej mi do srebrnego oblicza ziemskiego satelity niż do gorącej niebiańskiej gwiazdy. 
A dlaczego? Ha, gdybym mógł na to odpowiedzieć! 
Może być to związane z moją naturą. Tajemniczą, niebezpieczną. Zmienną jak Księżyc, czasem opiekuńczą, czasem agresywną.
Bądź z obłędem, spowodowanym przez ciągnące się za mną od dzieciństwa szepty martwych, proszących o pomoc i błagających o pomszczenie. Tak niebezpiecznie zbliżających się do słabej, aczkolwiek mimo wszystko istniejącej granicy między światem żywych i umarłych. Czułem wręcz, jak zimne objęcia przeciągają mnie przy każdym kontakcie z martwymi w tę zimną pustkę śmierci. Zagubione dusze pożerały me jestestwo, aby samemu zapełnić to, co zostało im odebrane po przejściu na drugą stronę. 
Zdawać by się mogło, że najwięcej zabiera mi Mishka. Mała Mishka, moja siostra. Którą tak brutalnie pozbawiłem najpiękniejszego daru - życia. Czy to czyni ze mnie potwora?
Tak.
Ale czy to cokolwiek zmienia?
Nie.
Zepsuty byłem od samego początku. Wypadek przy boskim stworzeniu, przeoczony, ukarany tym, że istnieje. W świecie, który go nie chce. A ja sam do diabła nie rozumiem, czego ode mnie żąda Zadośćuczynienia? Oddania tego, co zabrałem? A może po prostu poddania się biegowi wydarzeń?
— Zabiłem swoją siostrę. — Wyszeptałem, wpatrując się w przestrzeń. Zamilkłem na dłuższą chwilę, po raz kolejny odtwarzając ten moment w głowie. Małe łapki, zsuwające się po kamieniu, przerażone spojrzenie okrągłych oczu. Piskliwy krzyk waderki. 
"Haruś!"
A potem tylko głuche uderzenie.
Skały nie dały jakiejkolwiek szansy na przeżycie. Zwłaszcza, że Mishka była jeszcze malutkim szczenięciem.
Poczułem dreszcz na całym ciele.
— Chciałem czuć. Chciałem po prostu, aby przestano nazywać mnie odmieńcem, tylko dlatego, że.. — Przerwałem, wbijając pazury w ziemię. — Że nie mogę okazać emocji. Że nic mnie nie cieszy.
Opuściłem uszy oraz ogon. Ponownie utworzyłem wokół siebie mentalną barierę, nie dopuszczając w swoje pobliże Wrotycza czy Mundusa. 
Ponownie nie wiedziałem, o czym myślą. Jedynie niepoparte czymkolwiek stwierdzenia sugerowały, że się mną brzydzą. Nienawidzą. Nie chcą mnie znać. Wszystko przez to, że jestem I N N Y. 
Wtedy ptak postanowił przekroczyć barierę. Która i tak istniała w moim umyśle. Lecz wierzyłem w nią. Wierzyłem tak bardzo, że jak zaczął się zbliżać, skuliłem się i poczułem rzeczywisty ból. Głęboko w martwym sercu.
— Haruhiko, uspokój się. — Zaczął Mundus, ale przerwałem mu. Nagle, gwałtownie, szargany przez sprzeczne emocje i wyrzuty sumienia.
— Nie dotykaj mnie! — Krzyknąłem, na przemian płacząc i śmiejąc się. — Po prostu, nie dotykaj... 

< Wrotycz? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz