Tym razem Aasha zabrała mnie w zupełnie inny rejon lasu. Nie powiem, było to po części niepokojące. W końcu, znałem ja zaledwie czwarty dzień, a ta już prowadzi mnie w dziwne miejsca. Postanowiłem mimo wybitnie negatywnych myśli, dotyczących sytuacji, zaufać swojej mentorce. Gdyby chciała mnie zabić, miała już co do tego okazję. I to nie jedną. Więc skoro z nich nie skorzystała, musiała mieć dobre zamiary.
Ale na pewno za to była chorą psychopatką.
— Na szczycie czeka cię nagroda. — Oznajmiła, kiedy stanęliśmy pod kamienną ścianą, którą zmierzyłem krytycznym wzrokiem. Była stroma, ale widziałem jakieś punkty, gdzie mógłbym wsunąć łapy. Dlatego, po krótkim namyśle, zebrałem się w sobie i wskoczyłem na skały. Kilka razy prawie upadłem, kiedy zsuwałem się kończynami z chropowatych wypustek. Innym razem kamień osunął się akurat w momencie, gdy chciałem postawić tam łapę. Sądząc po tych wypadkach, można byłoby uznać, że moje serce waliło jak oszalałe.
Otóż nie.
Po wejściu na szczyt, byłem.. Spokojny. Zrelaksowany i rozluźniony. Zrównoważony. Tak, jak mówiła Aasha.
Rozejrzałem się wokół, szybko zauważając dorodnego zająca, na którego rzuciłem się z apetytem. No, I takie treningi to ja rozumiem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz