W tej watasze było zbyt wiele osób, które są silne. Silniejsze ode mnie, co było dodatkowo niepokojące i wzbudzało we mnie lekki strach. Bo nie wiem, jak inni, ale nie mam zbytnio ochoty ginąć w najbliższym czasie. Ba, nie mam w ogóle ochoty ginąć!
Ale co ma do powiedzenia taki prosty wilk jak ja, który jedyne, co robi, to snuje się za jakimiś szogunami?
Z tego oto powodu, postanowiłem wziąć życie we własne łapy. Postanowiłem rozwinąć samego siebie, swoje umiejętności i być może wiarę w zdolności.
Z taką misją, wzruszyłem w las. Tak, jak zasugerowały duchy, zacząłem krążyć wśród drzew, mamrocząc jedno, nic nie znaczące słowo: Aasha.
Przez pierwszą godzinę, miałem nadzieję, że nie zostałem oszukany.
Przez dwie następne, planowałem już odnalezienie tego ducha, który podsunął mi ten pomysł, przez co przegapiłem patrol z Wrotyczem.
A przez noc, aż do bladego poranka, szukałem drogi wyjścia z tej plątaniny drzew, krzewów i cierni. Pod nosem miotałem już przekleństwa, i to tak poważne, że można byłoby mnie zamknąć za grożenie trupom śmiercią.
Tak, było to niezwykle logiczne.
Ale czy ja kiedykolwiek postępowałem zgodnie z jakimiś zasadami?
Odpowiedź nasuwała się sama - Nie.
Wtedy jednak usłyszałem szelest, a głosy duchów wzmogły na sile. Zupełnie, jakby coś je zainteresowało bądź przestraszyło. Czyli za mną albo nagle pojawił się demon, albo jakiś ciekawy osobnik.
Zatrzymałem się więc, powoli odwróciłem i zmierzyłem wzrokiem to, co wynurzyło się z leśnej otchłani.
Wyglądało jak jeleń, lecz posiadało chude ciało, jakby łani. Gdyby spojrzeć na istotę, można byłoby pomyśleć, że jest tak samo materialna jak reszta świata. Aczkolwiek, mówiąc nieskromnie, miałem doświadczenie ze światem duchowym, więc miałem świadomość, że byt to coś, co w większym stopniu należy do Drugiej Strony niż do naszej.
A w dodatku emanowało potęgą i wiedzą.
— Kim jesteś? — Spytałem tak na dobry początek. Warto wiedzieć z kim będę walczył, czyż nie?
Jeleń jednak nie zaatakował. Zbliżył się tylko, ostrożnie stawiając kroki. Po raz kolejny mój wzrok uciekł w stronę nóg. Przecież to się połamie na tych szczudłach!
— Zwą ją Aasha. Wołałeś ją. — Stwierdziło stworzenie, przechylając łeb na bok. Widziałem, że przygląda mi się czujnie, a może nawet zagląda w moją duszę.
A w dodatku mówiła o sobie w trzeciej osobie. To jest zbyt chore jak dla mnie.
— Wołałem, ale już nie potrzebuję. — Warknąłem, zbliżając się do Aashy i patrząc jej.. Jemu.. Temu w oczy. Wyglądały na puste, aczkolwiek lśniły jak kulki światła. Może tym były?
Jeleń tupnął nogą, a wokół niego pojawiły się dzikie zwierzęta. Czy on je przywołał?
Odpowiedź przyszła szybciej niż bym tego chciał. Widmowe kruki wystrzeliły w moją stronę wraz z delikatnym ruchem głowy istoty.
— Pilnuj przeciwników. — oznajmiła Aasha, prostując się dumnie i obserwując, jak próbuję uchronić się przed nawałem pazurków oraz dziobów. Udało mi się stracić na ziemię jednego, może dwa, lecz ostatecznie byłem zbyt wolny i słaby, aby pokonać całą zgraję. Nie poddawałem się. Walczyłem, aż całkowicie opadłem z sił.
— Wystarczy! — Zawołałem, dysząc ze zdenerwowania i wysiłku. Ptaki jak na zawołanie rozpadły się w pył.
— Masz potencjał. Lecz niewiele wiary w siebie. — Skomentowała Aasha, podchodząc do mnie. Następnie szturchnęła nosem mój bok. — Może przekazać ci swą wiedzę. Lecz na początek, potrzebujesz zrównoważyć ducha i ciało.
— Czekaj. Co masz na myśli? — Poderwałem się z ziemi, widząc, że Aasha chce odejść.
— On Namo Bhagawate. — Istota wydała z siebie dźwięk, który można byłoby uznać za śmiech.
— To jakaś mantra? — Spytałem, na co jeleń przytaknął.
— Pomoże ci z poznaniem samego siebie. — Po tych słowach, zniknęła w lesie. Dosłownie. Jakby jej byt został wchłonięty w drzewa.
Chwilę wpatrywałem się w tamto miejsce, a następnie westchnąłem i podjąłem wędrówkę.
— On Namo Bhagawate. — Mamrotałem, co jakiś czas przeklinając. — Na bogów, w co ja się wpakowałem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz