sobota, 5 maja 2018

Od Luciusa

Delikatny wiatr dotarł do nas gdzieś z południowego wschodu, niosąc ze sobą zmiany. Nie tylko w pogodzie, ale i w naszym życiu. 
Podniosłem pysk ku rozgwieżdżonemu niebu, jakie dało się ujrzeć spomiędzy koron drzew. Zupełnie jakby rośliny zazdrośnie broniły sekretu gwiazd przed nami, zwykłymi mieszkańcami Ziemii. Cóż za samolubne zachowanie z ich strony! Przecież powinniśmy się dzielić!
Wszystko należy do obywateli świata. Tych równych i również tych, co są równiejsi nieco mniej. 
Może drzewa też powinny poznać zasady obycia w społeczeństwie? Może wtedy odsłonią gwiazdy dla tych, którzy mogą jedynie marzyć o przebywaniu wśród nich? 
Zaśmiałem się szczekliwie pod nosem i przyspieszyłem kroku. Mój ogon od razu się podniósł, kiedy poczułem, że mam siłę sprawczą, którą mogę wykorzystać do zmiany świata. Bo jak nie ja, to kto?
— Jesteś pewny, że to dobry pomysł, Liivei? — Ceris, z typowym dla siebie północnym akcentem, sprowadziła mnie do rzeczywistości, ściągając umysł i duszę z krain, do których oglądania upoważniony jestem tylko ja. Jako jeden z tych, co zasiada w złotej hali Asgardu, muszę być przecież obecny na każdym zebraniu, czyż nie? Mogła przecież zadowolić się moją wilczą powłoką w zupełności. Wtedy jednak coś się we mnie obudziło, zaprotestowało sennie i przejęło kontrolę. Czułem, że robi się niespokojne, a może nawet - zirytowane tym, że tak długo panoszę się po ciele. Jakby nie widziało, że robię to wszystko dla naszego dobra, dla dobra społeczeństwa. Ha, wszystko robię dla dobra ogółu! Jam jest jak matka zagubionych, którzy szukają schronienia w ramionach światłości i godności, a Uroboros to ojciec tych, co otworzą swe oczy na prawdę. Jesteśmy jednością, stworzoną z dwojga, małżeństwem, które łączy jeden cel - uratowanie świata przed zagładą. 
Tylko dlaczego nikt tego nie rozumie?
— Nie jestem pewny. To zły pomysł. Zawróćmy. — Zatrzymał się gwałtownie, wbił pazury w ziemię i szarpnął się, jakby go jakie diabły atakowały. Cóż za żałosny widok. I to ja jestem tym złym, chorym potworem? To ja niszczę nasze ciało?
Wadera westchnęła cicho, wzięła głębszy wdech, a następnie szturchnęła nosem bok naszej powłoki. Ta nawet się nie poruszyła, a trwała jedynie w bezruchu, ponownie przechodząc w ten poniżający dla mnie stan katatonii. 
— Z kim teraz rozmawiam? — Mógłbym przysiąc, że usłyszałem w jej tonie troskę. Której nigdy nie słyszałem ze strony Ceris w swoim kierunku. Czy to coś znaczy? Czy ona preferuje ode mnie tę łajzę? Czy ona chce mnie zdradzić?
Zagotowało się we mnie dodatkowo, kiedy wilk postanowił cofnąć mnie w głąb umysłu, skąd miałem jeszcze trudniejszą drogę do przejęcia na powrót świadomości.
— Lucius. — Wyszeptała powłoka, a po kręgosłupie przeszły nas dreszcze. — Nie chcę tego robić.
— Wiesz, że nie musisz... — Wadera polizała Ante po policzku, chwilę się przed tym wahając. Szybko jednak jej pysk ułożył się w uśmiech. — Dlaczego go nie wyrzucisz? Nie pozbędziesz się Liiveia?
"Ja ci dam 'pozbyć się'" pomyślałem, przeciskając się jak mogłem do świadomości. Czas przerwać ten teatrzyk nędzy i rozpaczy. Nim Lucius zrobi coś, co pogrąży nas obu.
— Nie chcę być samotny. — Wyznał basior. Skrzywił się nieco, kiedy poczuł, że wracam. Jeszcze bardziej zdenerwowany i silniejszy, niż wcześniej. — Proszę, Ceris, nie daj mu tam pójść!
Wyrzuciłem go, czy raczej odrzuciłem w kąt, a następnie ruszyłem dalej, jakby nigdy nic. Wadera ze zdziwieniem podążyła za mną.
— Lu..? 
— Liivei. Idziemy dalej. — Zarządziłem krótko, a kiedy nie usłyszałem protestów, uśmiechnąłem się do swoich pięknych myśli o destrukcji i odrodzeniu.
***
Zatrzymaliśmy się dopiero wtedy, gdy pewna roślinka, niewielka, o niespotykanym kolorze, znalazła się w zasięgu mojego wzroku. 
— Mój najdroższy doradco. — Zacząłem, starannie akcentując słowa i nie dając po sobie poznać, że jej zdrada zmieniła nieco nasze relacje — Czy wiesz, co to jest? 
Ceris niechętnie zerknęła na kwiat, oglądając go ze wszystkich stron.
— No chabro-podobne coś. Srebrne w dodatku. Co w tym niezwykłego? — Wilczyca odsunęła się gwałtownie od naszego znaleziska, kiedy zmiażdżyłem delikatną łodyżkę łapą.
— Rośnie tylko w tym rejonie. Nigdzie indziej. — Wyprostowałem się i spojrzałem na leżącego płasko kwiatka. — Lokalna Wataha Srebrnego Chabra została nazwana na cześć tego... Nic nie znaczącego dla ekosystemu tworu.
Ceris rozejrzała się od razu, jakby nagle zrozumiała, dlaczego postanowiłem zająć się infiltracją tej społeczności osobiście. No cóż, lepiej późno niż wcale.
— Tu się kończy nasza podróż, a zaczyna moja. — Powiedziałem spokojnym tonem, patrząc w dal. Tym razem wiatr przyniósł zapach innych wilków, które przebywały w tym regionie i wypełniły prawie każdy skrawek swymi duszami. Według informacji mojego wywiadu, resocjalizacja tej watahy może być trudna. Ale ja, wybraniec Uroborosa, niosący w sobie jego światło, nie podołam temu wyzwaniu?
— Odejdź, Ceris. Tu będziemy się spotykać. — Skierowałem się w stronę, z której wiał wiatr, a woń była najbardziej intensywna. Wilczyca chciała się wypowiedzieć, ale potrząsnęła jedynie łbem.
— Jak mam się do ciebie zwracać?
Spojrzałem na nią z politowaniem przez bark. Naprawdę jest czasami głupiutka. 
— Lucius. Takie w końcu jest moje miano.
***
Pierwszego wilka, należącego do WSC, znalazłem nad wodopojem. Nie byłem pewny, czy pije, chociaż przy bliższym przyjrzeniu się, okazało się, że śpi. Prychnąłem cicho, po czym stanąłem nad osobnikiem. Definitywnie, był to samiec. Stosunkowo rosły samiec.
— Hej, żyjesz? — Zapytałem, a kiedy nie otrzymałem odpowiedzi, szturchnąłem go łapą w bok. Basior warknął coś, pomamrotał, lecz otworzył swoje ślepia. Ładne nawet, pożyczyłbym sobie. Gdyby nie to, że nie chcę robić złego wrażenia.
— Czego chcesz? I kim jesteś?— Nieznajomy osobnik poderwał się z wilgotnej ziemi i zerknął w moim kierunku.
— Zwą mnie Lucius. Aczkolwiek, reaguję też na Luca. — Zaśmiałem się w, moim zdaniem, przekonywujący sposób. — Jestem podróżnikiem z planem na swoje życie, tylko domu mi brak. Podobno coś tutaj się znajduje, jednak nie wiem, gdzie alfę mogę znaleźć. Czy towarzysz rozwieje moje wątpliwości?

< Ktoś? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz