- Mundek - syknąłem, kładąc uszy po sobie - natychmiast przestań...
Ptak wbił we mnie swój wesoły wzrok. Zamilkł. Odetchnąłem z ulgą. Miałem szczęście być jedną z niewielu osób, których słowa Mundus w ogóle bierze pod uwagę.
- Nie idź, jeśli nie chcesz... - w końcu nie wytrzymałem. Wadera odwróciła się szybko.
- Może... poczekajmy aż wyschnie - zakończyłem cicho - a ty, przyjacielu - uśmiechnąłem się złośliwie - możesz wyjść. Nic nie stoi na przeszkodzie.
- Nie jesteś przecież z cukru - dodała niewinnie Kasai.
- Ty, ma się rozumieć, jesteś - ziewnął ptak - Z wielką chęcią wyjdę i zostawię was samych.
To powiedziawszy, wyszedł z jaskini. Rozwinął skrzydła i z gracją wzbił się w powietrze znikając w lesie. Warknąłem cicho. Mundus był moim najbliższym przyjacielem, tak, jak był przyjacielem mojej matki. Mimo to, zdarzały się między nami krótkie wymiany poglądów.
- Chyba... niedawno dołączyłaś do Watahy Srebrnego Chabra? - zapytałem, niepewnie spoglądając na waderę.
- Już jakiś czas temu - odpowiedziała.
- Ja też należę do WSC - uśmiechnąłem się - moja matka też... ale ojciec jest samcem alfa Watahy Wielkich nadziei. A ty? Skąd pochodzisz? Jeśli można spytać, oczywiście.
< Kasai? >
czwartek, 30 lipca 2015
Od Kasai CD Jaskra
- Umm... Nie szkodzi. - odpowiedziałam, spoglądając na basiora. - To twoja jaskinia?
- Tak... Nazywam się Jaskier. Należę do...
- WWN? Tak, wiem. Przepraszam więc za najście. - Wstałam. W powietrzu wciąż czuć było wilgoć, a na kępach soczyście zielonego mchu błyszczały krople wody. Wzdrygnęłam się na samą myśl o wyjściu na zewnątrz. Z głębi jaskini wyłonił się ten przeklęty, niebieski ptak, którego dane mi było już niestety spotkać.
- Będziesz tak stać do zimy? - zapytał złośliwie.
- A bociany nie powinny być przypadkiem czarne lub białe? - odgryzłam się stawiając łapę na mokrej trawie. Cofnęłam ją jednak i zrobiłam parę kroków do tyłu.
- No idźże, z cukru nie jesteś!
- Uspokój się Mundusie. Pali się czy co? - odezwał się nagle Jaskier.
- Jeszcze nie... - warknęłam patrząc na ptaka.
- Grozisz mi? - Gdyby nie był ptakiem, przysięgłabym, że uśmiechnął się kpiąco. Otwierałam już pysk, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mi basior:
< Jaskrze? >
- Tak... Nazywam się Jaskier. Należę do...
- WWN? Tak, wiem. Przepraszam więc za najście. - Wstałam. W powietrzu wciąż czuć było wilgoć, a na kępach soczyście zielonego mchu błyszczały krople wody. Wzdrygnęłam się na samą myśl o wyjściu na zewnątrz. Z głębi jaskini wyłonił się ten przeklęty, niebieski ptak, którego dane mi było już niestety spotkać.
- Będziesz tak stać do zimy? - zapytał złośliwie.
- A bociany nie powinny być przypadkiem czarne lub białe? - odgryzłam się stawiając łapę na mokrej trawie. Cofnęłam ją jednak i zrobiłam parę kroków do tyłu.
- No idźże, z cukru nie jesteś!
- Uspokój się Mundusie. Pali się czy co? - odezwał się nagle Jaskier.
- Jeszcze nie... - warknęłam patrząc na ptaka.
- Grozisz mi? - Gdyby nie był ptakiem, przysięgłabym, że uśmiechnął się kpiąco. Otwierałam już pysk, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mi basior:
< Jaskrze? >
środa, 29 lipca 2015
Od Jaskra CD Kasai
- Ktoś przyszedł - szepnąłem, otwierając jedno oko.
- Aha... - Mundus przekręcił się na drugi bok. Następnie przeciągając się, dodał - to Kasai. Stróż. Chyba niedawno dołączyła... raczej niegroźna.
- Skąd ty to wszystko wiesz? - zapytałem, ponownie zamykając oczy.
- Jestem stworzony do tego, żeby wiedzieć - ptak zerwał się z miejsca, otrzepał pióra z piasku i usiadł obok mnie - Zasnęła.
- Cieszę się. Ja też - ziewnąłem.
- Nic z tym nie zrobisz?
- A dlaczego? - podniosłem głowę.
- Bo to twoja jaskinia - uśmiechnął się ptak.
- Masz rację - podniosłem się ciężko. Następnie chwiejnie skierowałem się ku waderze. Spała. Zatrzymałem się.
- Niee... - odwróciłem się na pięcie - przecież pada... - po wstępnych oględzinach mokrego jeszcze leśnego runa, okazało się, że deszcz przestał już padać.
Wadera otworzyła oczy. Popatrzyła na nas.
- Prze... przepraszam, że przeszkadzam - zacząłem - przestało już padać... - chrząknąłem.
Zapadła chwila ciszy.
< Kasai? >
- Aha... - Mundus przekręcił się na drugi bok. Następnie przeciągając się, dodał - to Kasai. Stróż. Chyba niedawno dołączyła... raczej niegroźna.
- Skąd ty to wszystko wiesz? - zapytałem, ponownie zamykając oczy.
- Jestem stworzony do tego, żeby wiedzieć - ptak zerwał się z miejsca, otrzepał pióra z piasku i usiadł obok mnie - Zasnęła.
- Cieszę się. Ja też - ziewnąłem.
- Nic z tym nie zrobisz?
- A dlaczego? - podniosłem głowę.
- Bo to twoja jaskinia - uśmiechnął się ptak.
- Masz rację - podniosłem się ciężko. Następnie chwiejnie skierowałem się ku waderze. Spała. Zatrzymałem się.
- Niee... - odwróciłem się na pięcie - przecież pada... - po wstępnych oględzinach mokrego jeszcze leśnego runa, okazało się, że deszcz przestał już padać.
Wadera otworzyła oczy. Popatrzyła na nas.
- Prze... przepraszam, że przeszkadzam - zacząłem - przestało już padać... - chrząknąłem.
Zapadła chwila ciszy.
< Kasai? >
wtorek, 28 lipca 2015
Odchodzą! Wielkie wygnanie!
Czyli o tym, jak nasza wataha znów stała się malutka i wesoła.
Na początku trwania WSC, przysiągłem sobie, że, nie tak jak w niektórych watahach, do WSC będą mogli należeć jedynie członkowie piszący opowiadania. Oto potwierdzenie tej przysięgi:
Wyndbain - powód: nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas.
Vivian - powód: nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas.
Luna - powód: nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas.
Sayra - powód: nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas.
Lilianna - powód: nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas.
Assuva - powód: nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas.
Cleo - powód: nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas.
Na początku trwania WSC, przysiągłem sobie, że, nie tak jak w niektórych watahach, do WSC będą mogli należeć jedynie członkowie piszący opowiadania. Oto potwierdzenie tej przysięgi:
Wyndbain - powód: nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas.
Vivian - powód: nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas.
Luna - powód: nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas.
Sayra - powód: nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas.
Lilianna - powód: nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas.
Assuva - powód: nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas.
Cleo - powód: nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas.
UWAGA! Nisan i Keria pisały opowiadania regularnie, więc dostają ostatnią szansę na napisanie opowiadania do piątku!
Od Lenka CD Izayi
Cofnąłem się. Nastąpi ten moment, w którym straciłem całą pewność siebie. Odwróciłem się do Izayi. Potem do staruszka.
W końcu, postanowiłem uczepić się najprostszych sposobów. Podszedłem do wilczycy i szepnąłem:
- Wchodź.
- Tam?! - wadera cofnęła się o krok.
- Tam. Będzie dobrze. Widzisz? On nawet nie ma broni. Inaczej nie zrozumie.
Usiadłem pod drzwiami. Izaya niechętnie wsunęła się do środka. Staruszek, niewiele rozumiejąc, zniknął wewnątrz chaty i zamknął drzwi. W przeciągu kilku sekund znalazłem się pod oknem. Nie zamierzałem stracić Izayi z oczu. Zajrzałem.
Nagle, coś kolorowego przysłoniło mi widok. Odskoczyłem jak oparzony od okna.
To łaciata kotka weterynarza wskoczyła na parapet.
- Co chcesz? - zapytała mało przyjemnie.
- Izaya... - wskazałem głową na waderę - jest ranna. Chcę ją wyleczyć! - wyprostowałem się.
Kotka odwróciła się, z niechęcią spoglądając na chore zwierzęta zgromadzone w chacie. Izaya siedziała w kącie. Weterynarz niepewnie się jej przyglądał.
- Aha... - kotka kiwnęła głową - a jak tam Mundek? Zdrowy? - rozjaśniła się.
- Yy... - to zbiło mnie z tropu - zdrowy. Ma narzeczoną - odrzekłem stanowczo.
- Narzeczoną...? - kotka skrzywiła się ze smutkiem - szkoda. Chodź, otworzę drzwi.
Zrobiło mi się jej żal i zacząłem wyrzucać sobie, że wspomniałem o Matyldzie.
- Może mam go poprosić, żeby cię odwiedził? - spuściłem wzrok - niedawno nawet miło wspominał pobyt u weterynarza...
Może niepotrzebnie skłamałem, jednak dało to zamierzony efekt. Kotka uśmiechnęła się.
- Poproś. Chodź, otworzę.
Skierowałem się ku drzwiom. Po chwili, stanęły otworem.
< Izaya? >
W końcu, postanowiłem uczepić się najprostszych sposobów. Podszedłem do wilczycy i szepnąłem:
- Wchodź.
- Tam?! - wadera cofnęła się o krok.
- Tam. Będzie dobrze. Widzisz? On nawet nie ma broni. Inaczej nie zrozumie.
Usiadłem pod drzwiami. Izaya niechętnie wsunęła się do środka. Staruszek, niewiele rozumiejąc, zniknął wewnątrz chaty i zamknął drzwi. W przeciągu kilku sekund znalazłem się pod oknem. Nie zamierzałem stracić Izayi z oczu. Zajrzałem.
Nagle, coś kolorowego przysłoniło mi widok. Odskoczyłem jak oparzony od okna.
To łaciata kotka weterynarza wskoczyła na parapet.
- Co chcesz? - zapytała mało przyjemnie.
- Izaya... - wskazałem głową na waderę - jest ranna. Chcę ją wyleczyć! - wyprostowałem się.
Kotka odwróciła się, z niechęcią spoglądając na chore zwierzęta zgromadzone w chacie. Izaya siedziała w kącie. Weterynarz niepewnie się jej przyglądał.
- Aha... - kotka kiwnęła głową - a jak tam Mundek? Zdrowy? - rozjaśniła się.
- Yy... - to zbiło mnie z tropu - zdrowy. Ma narzeczoną - odrzekłem stanowczo.
- Narzeczoną...? - kotka skrzywiła się ze smutkiem - szkoda. Chodź, otworzę drzwi.
Zrobiło mi się jej żal i zacząłem wyrzucać sobie, że wspomniałem o Matyldzie.
- Może mam go poprosić, żeby cię odwiedził? - spuściłem wzrok - niedawno nawet miło wspominał pobyt u weterynarza...
Może niepotrzebnie skłamałem, jednak dało to zamierzony efekt. Kotka uśmiechnęła się.
- Poproś. Chodź, otworzę.
Skierowałem się ku drzwiom. Po chwili, stanęły otworem.
< Izaya? >
niedziela, 26 lipca 2015
Od Jaskra CD Alekei'a - "Bardzo brzydki szczeniak"
Alekei wolno zwrócił się w kierunku pięknego zjawiska. Nie mogłem na to patrzeć. Chwiejnie wstałem, wbijając wzrok w waderę. Rzeczywiście, nawet nie drgnęła, gdy Alekei zmierzał w jej kierunku. Pomyślałem o pięknej chwili, którą przerwał basior. Przez moment miłe wspomnienie rozjaśniło mi oblicze. Wilczyca zastrzygła uszami. Nagle uskoczyła w bok. A zrobiła to z taką gracją, że znów wlepiłem w nią stęskniony wzrok. Ach, gdybyśmy mogli... chociaż jeszcze przez chwilę... tak pobiegać. Jakby mogła mnie zrozumieć: bez słów. Jak przed kilkoma chwilami.
Nagle, wadera zwróciła ku mi wzrok. Znów skoczyła w bok. I jeszcze raz, z powrotem. Z jeszcze większą gracją, niż poprzednio. Westchnąłem.
- O nie! - warknął Alekei - mnie nie zwiedziesz. Nie jestem taki głupi.
To mówiąc, rzucił się w kierunku wadery. Ta, znów uskoczyła. Alekei wykonał kolejny skok w jej kierunku. Ona znów zaczęła uciekać. Gdy już miał ją dosięgnąć, wilczyca nagle zniknęła. Zamurowało mnie.
- I co? - zapytał - nie ma jej.
W milczeniu wyszliśmy ze Skrytego Lasu. Czułem się bardzo dziwnie.
Gdy tylko znaleźliśmy się poza jego granicami, obejrzałem się, natchniony ostatnią nadzieją. Wilczyca znikła. Pewnie już na zawsze... mimo to, postanowiłem jeszcze kiedyś wrócić tu i dokończyć, co ostało zaczęte.
- Nie oglądaj się już - z lekką drwiną powiedział Alekei - zniknęła i nie wróci. Nie rób sobie nadziei!
Położyłem uszy po sobie. Byłem zirytowany. Nagle usłyszałem znajome głosy. Dobry humor powrócił. To Mundek i jego nowa narzeczona spacerowali rozmawiając beztrosko.
- Dlaczego oni muszą się dzisiaj pojawiać wszędzie, gdzie jestem? - Alekei gwałtownie wypuścił powietrze.
- Nie przejmuj się tym - uśmiechnąłem się. Byłem nawet zadowolony, że widzę Mundusa. Miałem nadzieję, że zapomnę o sytuacji mającej miejsce przed chwilą.
- Zobacz, Matyldo! - uśmiechnął się błękitny ptak - Jaskier i Alekei.
- Zobacz, Jaskrze - mój towarzysz uśmiechnął się złośliwie - żuraw i czapla.
Mundek uważnie spojrzał na Alekei'a. Potem powiedział jakby sam do siebie:
- Naprawdę błysnąłeś intelektem, Alekei'u. Dwa szczeniaki szukające przygód w Skrytym Lesie.
- Nazwał mnie szczeniakiem - mruknął wilk - tym razem mu nie daruję. Mundusie!
- Cicho, Alekei - wtrąciłem - żebyś później nie musiał żałować.
- Żałować? Nigdy! Żachnął się wilk - jeszcze jedno do ciebie, ptaku: wyrzeknij jedno słowo, a zakończysz ten dzień z połamanymi skrzydłami!
- To samo mógłby powiedzieć wół do Arystotelesa - ptak prychnął pogardliwie.
- Trzymaj mnie - Alekei szturchnął mnie - bo nie wytrzymam dłużej w towarzystwie tych nędznych ptaków.
Widać było, że naprawdę jest na granicy wytrzymałości. Postanowiłem zareagować.
- Chodźmy! Na dziś już dosyć wrażeń. Załatwicie to kiedy indziej.
- Uważaj, niebieski ptaku - pogroził mu wilk - bo zaczynasz mnie denerwować - to mówiąc, odwrócił się na pięcie.
- Zaczynam go denerwować! Słyszałaś, Matyldo? - dorzucił Mundus naprędce - jakby cokolwiek mogło zdenerwować woła!
Alekei zatrzymał się. Zaczął warczeć.
Miałem rację. Niezwykle szybko zapomniałem o przepięknej waderze ze Skrytego Lasu.
< Alekei? >
Nagle, wadera zwróciła ku mi wzrok. Znów skoczyła w bok. I jeszcze raz, z powrotem. Z jeszcze większą gracją, niż poprzednio. Westchnąłem.
- O nie! - warknął Alekei - mnie nie zwiedziesz. Nie jestem taki głupi.
To mówiąc, rzucił się w kierunku wadery. Ta, znów uskoczyła. Alekei wykonał kolejny skok w jej kierunku. Ona znów zaczęła uciekać. Gdy już miał ją dosięgnąć, wilczyca nagle zniknęła. Zamurowało mnie.
- I co? - zapytał - nie ma jej.
W milczeniu wyszliśmy ze Skrytego Lasu. Czułem się bardzo dziwnie.
Gdy tylko znaleźliśmy się poza jego granicami, obejrzałem się, natchniony ostatnią nadzieją. Wilczyca znikła. Pewnie już na zawsze... mimo to, postanowiłem jeszcze kiedyś wrócić tu i dokończyć, co ostało zaczęte.
- Nie oglądaj się już - z lekką drwiną powiedział Alekei - zniknęła i nie wróci. Nie rób sobie nadziei!
Położyłem uszy po sobie. Byłem zirytowany. Nagle usłyszałem znajome głosy. Dobry humor powrócił. To Mundek i jego nowa narzeczona spacerowali rozmawiając beztrosko.
- Dlaczego oni muszą się dzisiaj pojawiać wszędzie, gdzie jestem? - Alekei gwałtownie wypuścił powietrze.
- Nie przejmuj się tym - uśmiechnąłem się. Byłem nawet zadowolony, że widzę Mundusa. Miałem nadzieję, że zapomnę o sytuacji mającej miejsce przed chwilą.
- Zobacz, Matyldo! - uśmiechnął się błękitny ptak - Jaskier i Alekei.
- Zobacz, Jaskrze - mój towarzysz uśmiechnął się złośliwie - żuraw i czapla.
Mundek uważnie spojrzał na Alekei'a. Potem powiedział jakby sam do siebie:
- Naprawdę błysnąłeś intelektem, Alekei'u. Dwa szczeniaki szukające przygód w Skrytym Lesie.
- Nazwał mnie szczeniakiem - mruknął wilk - tym razem mu nie daruję. Mundusie!
- Cicho, Alekei - wtrąciłem - żebyś później nie musiał żałować.
- Żałować? Nigdy! Żachnął się wilk - jeszcze jedno do ciebie, ptaku: wyrzeknij jedno słowo, a zakończysz ten dzień z połamanymi skrzydłami!
- To samo mógłby powiedzieć wół do Arystotelesa - ptak prychnął pogardliwie.
- Trzymaj mnie - Alekei szturchnął mnie - bo nie wytrzymam dłużej w towarzystwie tych nędznych ptaków.
Widać było, że naprawdę jest na granicy wytrzymałości. Postanowiłem zareagować.
- Chodźmy! Na dziś już dosyć wrażeń. Załatwicie to kiedy indziej.
- Uważaj, niebieski ptaku - pogroził mu wilk - bo zaczynasz mnie denerwować - to mówiąc, odwrócił się na pięcie.
- Zaczynam go denerwować! Słyszałaś, Matyldo? - dorzucił Mundus naprędce - jakby cokolwiek mogło zdenerwować woła!
Alekei zatrzymał się. Zaczął warczeć.
Miałem rację. Niezwykle szybko zapomniałem o przepięknej waderze ze Skrytego Lasu.
< Alekei? >
Od Beryla CD Eclipse
- Prawdę mówisz? - zapytałem, otwierając szeroko oczy. Ptak kiwnął głową.
Wiadomość, że obca, doskonale uzbrojona wataha wdarła już dwa dni temu na nasze tereny, zwaliła mnie z nóg. Były to co prawda tereny, które otrzymaliśmy od WWN, lecz nasze... w tamtej chwili stuknąłem się w czoło, zdając sobie sprawę, że stróże zawsze je omijali. Mieli wyznaczoną trasę, której pilnowali, a na Bory Dworkowe i Zagajniki w ogóle nie zwracali uwagi.
Tymczasem, obca wataha szalała po borach, nawet nie zwracając uwagi na ewentualny sprzeciw WSC. Bez wahania odbierali żywność członkom WWN mieszkającym na granicach naszych południowych terenów i Watahy Wielkich Nadziei. Najgorsze było to, że my nic o tym nie wiedzieliśmy!
- Skąd to wiesz?! - zapytałem szybko.
- Widziałem.
- Dlaczego mówisz to dopiero teraz?! - krzyknąłem zrozpaczony.
- Bo dopiero dzisiaj wieczorem wszyscy znaleźli się w Watasze Srebrnego Chabra. Wcześniej większa ich część plądrowała WWN.
- Trzeba działać! Szybko! Wiesz coś jeszcze...?
- Ich przywódca nazywa się Kanijel. Ma liczące nioespełna trzydzieści dusz wojsko i niejednego szpiega... zapewne również w WSC.
- Wiesz, kim są ci szpiedzy?
- Nie - ptak pokręcił głową. Był to chyba pierwszy raz, jak usłyszałem gdy wypowiedział tom słowo w tym kontekście.
Do jaskini wpadła Eclipse. Była zdyszana i zdenerwowana.
- Beryl! - krzyknęła.
- Kochanie... - odwróciłem się do niej.
- Tam... obce wilki. Chyba są na naszych terenach...
- Wiem! - machnąłem łapą - Mundus, leć tam i nie spuszczaj z nich oka. Pamiętaj: jak się czegoś dowiesz, to przyleć tu i powiedz!
- Znaczy... mam nie spuszczać z nich oka... i przylecieć tu, jak będę coś wiedział...
- No! Nie rozumiesz?
- Jasne... - uśmiechnął się.
Odleciał. Zostaliśmy sami.
- Dużo ich? - skrzywiłem się niepewnie.
- No... - przytaknęła wolno Eclipse - co ci powiedział Mundus?
- Że tam są. Że ich dowódca ma na imię Kanjiel... że mają szpiegów...
- Ciekawe, skąd on to wszystko wie.
- Jak to? Nie znasz go... wie, bo do tego jest, żeby wiedzieć. Ja bym się martwił bardziej, jak ich stąd wygonić. Mundus mówił, że mają prawie trzydziestoosobowe wojsko. A my... czterech szeregowców, szpiega... nawet razem z WWN ich nie pokonamy. Trzeba było nie bronić się tak przez sojuszami, ot co! Tyle watah nam je proponowało! - wyrzucałem sobie.
- Musimy przede wszystkim dowiedzieć się, co to za wataha i czego chce - rozumowała Eclipse - chodź! Trzeba sprawdzić, czy Aksel o nich wie.
Kilkadziesiąt minut później, znaleźliśmy się przed jaskinią Lerki i Aksela. Szybko weszliśmy do środka. Tym razem, byli tam wszyscy: Aksel, Lerka i Jaskier.
- Akselu! - krzyknąłem z wejścia.
- Eclipse, Berylu! - Lerka gwałtownie wstała.
- Lerko! - Ecipse uciszyła waderę.
- Beryl? Eclipse? - zdziwił się Jaskier, wychodząc z kąta.
- Jaskrze... Akselu! - nie wiedziałem, do kogo skierować słowa. W końcu jednak, przemówiłem do Aksela - obca wataha! Na naszych terenach. I na waszych.
- Wiem! - Wilczur żachnął się - ale nic nie mogę zrobić. Nasze wojsko liczy zaledwie dwunastu szeregowców, szpiega, posła i generała... czyli mnie. Wiesz, że jakie obca wataha ma siły zbrojne?!
- Tak... - wyprostowałem się, niepewnie wciągając powietrze do płuc - więc wiesz, że tu są?
- Mundek mi powiedział - przeciągnął niedbale.
Zapadła chwila ciszy.
- Zatem wyślijcie posłów... - wtrąciła niepewnie, cichutko Lerka.
Oboje spojrzeliśmy na nią.
- Ma rację! - wykrzyknął w końcu Aksel - dwóch, nietykalnych posłów, którzy dowiedzą się o co chodzi.
W jaskini pojawił się Mundus.
- Berylu! Następnym razem, jak mówisz, bym pojawił się w twojej jaskini, to pozostań w niej, żebym nie musiał cię szukać po całej watasze - syknął.
- Wiesz coś? - zapytałem z nadzieją. Mundus niedbale przeciągnął się i zrobił kilka kroków w naszym kierunku, rzucając na ziemię jakąś szarą szmatkę.
- Wataha przybyła ze wschodu, licząca niemal trzydziestu członków. Większość z nich, zaciągnięta do wojska. B a r d z o jednościowo usposobieni i mściwi.
- Widziałeś Moonlight? - zapytała zaniepokojona Eclipse.
- Nie.
- Poleciała tam... jak ty. Co ona tam jeszcze robi?
- Więc widocznie zaginęła w akcji - ziewnął ptak - Na razie chyba nie zaatakują.
- Świetnie. Wiesz coś jeszcze? - zapytałem szybko.
- Tak... aż zbyt dużo - potoczył dookoła tajemniczym wzrokiem. W końcu, zatrzymał go na Jaskrze. Wpatrywał się w niego przez dobrą chwilę.
< Eclipse? >
Wiadomość, że obca, doskonale uzbrojona wataha wdarła już dwa dni temu na nasze tereny, zwaliła mnie z nóg. Były to co prawda tereny, które otrzymaliśmy od WWN, lecz nasze... w tamtej chwili stuknąłem się w czoło, zdając sobie sprawę, że stróże zawsze je omijali. Mieli wyznaczoną trasę, której pilnowali, a na Bory Dworkowe i Zagajniki w ogóle nie zwracali uwagi.
Tymczasem, obca wataha szalała po borach, nawet nie zwracając uwagi na ewentualny sprzeciw WSC. Bez wahania odbierali żywność członkom WWN mieszkającym na granicach naszych południowych terenów i Watahy Wielkich Nadziei. Najgorsze było to, że my nic o tym nie wiedzieliśmy!
- Skąd to wiesz?! - zapytałem szybko.
- Widziałem.
- Dlaczego mówisz to dopiero teraz?! - krzyknąłem zrozpaczony.
- Bo dopiero dzisiaj wieczorem wszyscy znaleźli się w Watasze Srebrnego Chabra. Wcześniej większa ich część plądrowała WWN.
- Trzeba działać! Szybko! Wiesz coś jeszcze...?
- Ich przywódca nazywa się Kanijel. Ma liczące nioespełna trzydzieści dusz wojsko i niejednego szpiega... zapewne również w WSC.
- Wiesz, kim są ci szpiedzy?
- Nie - ptak pokręcił głową. Był to chyba pierwszy raz, jak usłyszałem gdy wypowiedział tom słowo w tym kontekście.
Do jaskini wpadła Eclipse. Była zdyszana i zdenerwowana.
- Beryl! - krzyknęła.
- Kochanie... - odwróciłem się do niej.
- Tam... obce wilki. Chyba są na naszych terenach...
- Wiem! - machnąłem łapą - Mundus, leć tam i nie spuszczaj z nich oka. Pamiętaj: jak się czegoś dowiesz, to przyleć tu i powiedz!
- Znaczy... mam nie spuszczać z nich oka... i przylecieć tu, jak będę coś wiedział...
- No! Nie rozumiesz?
- Jasne... - uśmiechnął się.
Odleciał. Zostaliśmy sami.
- Dużo ich? - skrzywiłem się niepewnie.
- No... - przytaknęła wolno Eclipse - co ci powiedział Mundus?
- Że tam są. Że ich dowódca ma na imię Kanjiel... że mają szpiegów...
- Ciekawe, skąd on to wszystko wie.
- Jak to? Nie znasz go... wie, bo do tego jest, żeby wiedzieć. Ja bym się martwił bardziej, jak ich stąd wygonić. Mundus mówił, że mają prawie trzydziestoosobowe wojsko. A my... czterech szeregowców, szpiega... nawet razem z WWN ich nie pokonamy. Trzeba było nie bronić się tak przez sojuszami, ot co! Tyle watah nam je proponowało! - wyrzucałem sobie.
- Musimy przede wszystkim dowiedzieć się, co to za wataha i czego chce - rozumowała Eclipse - chodź! Trzeba sprawdzić, czy Aksel o nich wie.
Kilkadziesiąt minut później, znaleźliśmy się przed jaskinią Lerki i Aksela. Szybko weszliśmy do środka. Tym razem, byli tam wszyscy: Aksel, Lerka i Jaskier.
- Akselu! - krzyknąłem z wejścia.
- Eclipse, Berylu! - Lerka gwałtownie wstała.
- Lerko! - Ecipse uciszyła waderę.
- Beryl? Eclipse? - zdziwił się Jaskier, wychodząc z kąta.
- Jaskrze... Akselu! - nie wiedziałem, do kogo skierować słowa. W końcu jednak, przemówiłem do Aksela - obca wataha! Na naszych terenach. I na waszych.
- Wiem! - Wilczur żachnął się - ale nic nie mogę zrobić. Nasze wojsko liczy zaledwie dwunastu szeregowców, szpiega, posła i generała... czyli mnie. Wiesz, że jakie obca wataha ma siły zbrojne?!
- Tak... - wyprostowałem się, niepewnie wciągając powietrze do płuc - więc wiesz, że tu są?
- Mundek mi powiedział - przeciągnął niedbale.
Zapadła chwila ciszy.
- Zatem wyślijcie posłów... - wtrąciła niepewnie, cichutko Lerka.
Oboje spojrzeliśmy na nią.
- Ma rację! - wykrzyknął w końcu Aksel - dwóch, nietykalnych posłów, którzy dowiedzą się o co chodzi.
W jaskini pojawił się Mundus.
- Berylu! Następnym razem, jak mówisz, bym pojawił się w twojej jaskini, to pozostań w niej, żebym nie musiał cię szukać po całej watasze - syknął.
- Wiesz coś? - zapytałem z nadzieją. Mundus niedbale przeciągnął się i zrobił kilka kroków w naszym kierunku, rzucając na ziemię jakąś szarą szmatkę.
- Wataha przybyła ze wschodu, licząca niemal trzydziestu członków. Większość z nich, zaciągnięta do wojska. B a r d z o jednościowo usposobieni i mściwi.
- Widziałeś Moonlight? - zapytała zaniepokojona Eclipse.
- Nie.
- Poleciała tam... jak ty. Co ona tam jeszcze robi?
- Więc widocznie zaginęła w akcji - ziewnął ptak - Na razie chyba nie zaatakują.
- Świetnie. Wiesz coś jeszcze? - zapytałem szybko.
- Tak... aż zbyt dużo - potoczył dookoła tajemniczym wzrokiem. W końcu, zatrzymał go na Jaskrze. Wpatrywał się w niego przez dobrą chwilę.
< Eclipse? >
sobota, 25 lipca 2015
Od Eclipse CD Beryla
Wymieniłam się wraz z Berylem spojrzeniami po czym obydwoje spojrzeliśmy się na ptaka. Równocześnie przytaknęliśmy po czy Beryl powiedział
- Chodźmy może do naszej jaskini...
- Dobry pomysł
Ruszyliśmy. Kiedy oddaliliśmy się dość bardzo od jaskini Lerki Beryl zapytał
- O czym chcesz z nami porozmawiać?
- Hym? Em... opowiem wam kiedy już dojdziemy - Machnął skrzydłem
- Ale...
- Nie teraz! - Powiedział stanowczo - To nie miejsce na takie pogaduszki - Spojrzał się na mnie po czym spojrzał się w dal
Wzdychnęłam głęboko wlepiając swój wzrok w ziemię a następnie przeniosłam go w horyzont. Szliśmy parę chwil kiedy nagle usłyszałam znajomy dźwięk. Spojrzałam się w górę to samo zrobili Mundus i Beryl
- Moolight...? - Spytałam bardzo cicho - Co ona tu...
- Zapewne szpieguje - Mruknął Mundus
- Niby po co? - Zapytałam kierując wzrok na ptaka
- A kto może wiedzieć co leży jej na sumieniu? - Wzruszył ramionami
- Moonlight to moja towarzyszka i nie pozwolę...!
- Och tak, tak - Zaczął wymachiwać skrzydłem jakby próbował mnie uspokoić - Zaprzestań lepiej bo nie chcę żadnych zamieszek...
- Eclipse, Mundus ma rację...
- Ale...
Beryl spojrzał mi w oczy. Chwilę myślałam po czym odpuściłam spoglądając ponownie w niebo. Nagle zatrzymałam się zaś Mundus i Beryl zatrzymali się chwilę potem
- Eclipse czy coś...
- Nie, nie - Pokręciłam głową - Idźcie i porozmawiajcie... ja spotkam się z Moonlight i podpytam ją co tutaj robiła
- Dobrze - Skinął głową po czy spojrzał się na ptaka - Chodźmy... - Stąd że mieli skrzydła, odlecieli
Wzdychnęłam po czym zaczęłam biec w innym kierunku. Po kilkunastu minutach znalazłam się przy Skale Wielkiego Huka. Na skale siedziała Moonlight. Podbiegłam do niej truchtem
- Moonlight o co...
- Wilki... - Mruknęła przerywając mi
- C-co? Nie rozumiem... - Pokręciłam głową
- Wilki - Wskazała głową w stronę gór które ukazywały się na horyzoncie
- Ale... o co ci chodzi?
Znów przeniosła swój wzrok na mnie
- Tam, wilki - I uniosła się w powietrzu
- Ej, Moonlight! Zaczekaj, Moonlight! - Zaczęłam za nią biec
Trochę to trwało kiedy w końcu dotarłam do gór. Stanęłam na jednej z półek skalnych po czym rozejrzałam się wokół
- Moonlight..? Moon.. - W końcu ją znalazłam
Podbiegłam do niej truchtem
- Moonlight o co ci...
- Wilki - Skierowała swój wzrok w pewien kanion przez który można było zobaczyć drugi ląd
Skierowałam swój wzrok w tym samym kierunku. Po chwili wiedziałam co ma na myśli. "Czy to... Tak to są wilki, jakaś wataha ale co ona tu...?" - Zaczęłam się rozglądać tym samym wspinać się coraz wyżej. W końcu stanęłam na jednym ze szczytów. Wytężyłam wzrok rozglądając się po tamtych terenach. Nabrałam powietrza w płuca po czym powiedziałam całkiem spokojnie
- Moolight, leć do tej watahy i zbierz informacje. Kiedy już to zrobisz, wróć - Powiedziałam po czym zaczęłam schodzić
Moonlight posłuchała odlatując z miejsca. Kiedy zeszłam z gór zatrzymałam się na chwilę aby odetchnąć po czym zaczęłam biec sprintem aby zawiadomić Beryla. Po kilkunastu minutach byłam przy jaskini
<Beryl?>
- Chodźmy może do naszej jaskini...
- Dobry pomysł
Ruszyliśmy. Kiedy oddaliliśmy się dość bardzo od jaskini Lerki Beryl zapytał
- O czym chcesz z nami porozmawiać?
- Hym? Em... opowiem wam kiedy już dojdziemy - Machnął skrzydłem
- Ale...
- Nie teraz! - Powiedział stanowczo - To nie miejsce na takie pogaduszki - Spojrzał się na mnie po czym spojrzał się w dal
Wzdychnęłam głęboko wlepiając swój wzrok w ziemię a następnie przeniosłam go w horyzont. Szliśmy parę chwil kiedy nagle usłyszałam znajomy dźwięk. Spojrzałam się w górę to samo zrobili Mundus i Beryl
- Moolight...? - Spytałam bardzo cicho - Co ona tu...
- Zapewne szpieguje - Mruknął Mundus
- Niby po co? - Zapytałam kierując wzrok na ptaka
- A kto może wiedzieć co leży jej na sumieniu? - Wzruszył ramionami
- Moonlight to moja towarzyszka i nie pozwolę...!
- Och tak, tak - Zaczął wymachiwać skrzydłem jakby próbował mnie uspokoić - Zaprzestań lepiej bo nie chcę żadnych zamieszek...
- Eclipse, Mundus ma rację...
- Ale...
Beryl spojrzał mi w oczy. Chwilę myślałam po czym odpuściłam spoglądając ponownie w niebo. Nagle zatrzymałam się zaś Mundus i Beryl zatrzymali się chwilę potem
- Eclipse czy coś...
- Nie, nie - Pokręciłam głową - Idźcie i porozmawiajcie... ja spotkam się z Moonlight i podpytam ją co tutaj robiła
- Dobrze - Skinął głową po czy spojrzał się na ptaka - Chodźmy... - Stąd że mieli skrzydła, odlecieli
Wzdychnęłam po czym zaczęłam biec w innym kierunku. Po kilkunastu minutach znalazłam się przy Skale Wielkiego Huka. Na skale siedziała Moonlight. Podbiegłam do niej truchtem
- Moonlight o co...
- Wilki... - Mruknęła przerywając mi
- C-co? Nie rozumiem... - Pokręciłam głową
- Wilki - Wskazała głową w stronę gór które ukazywały się na horyzoncie
- Ale... o co ci chodzi?
Znów przeniosła swój wzrok na mnie
- Tam, wilki - I uniosła się w powietrzu
- Ej, Moonlight! Zaczekaj, Moonlight! - Zaczęłam za nią biec
Trochę to trwało kiedy w końcu dotarłam do gór. Stanęłam na jednej z półek skalnych po czym rozejrzałam się wokół
- Moonlight..? Moon.. - W końcu ją znalazłam
Podbiegłam do niej truchtem
- Moonlight o co ci...
- Wilki - Skierowała swój wzrok w pewien kanion przez który można było zobaczyć drugi ląd
Skierowałam swój wzrok w tym samym kierunku. Po chwili wiedziałam co ma na myśli. "Czy to... Tak to są wilki, jakaś wataha ale co ona tu...?" - Zaczęłam się rozglądać tym samym wspinać się coraz wyżej. W końcu stanęłam na jednym ze szczytów. Wytężyłam wzrok rozglądając się po tamtych terenach. Nabrałam powietrza w płuca po czym powiedziałam całkiem spokojnie
- Moolight, leć do tej watahy i zbierz informacje. Kiedy już to zrobisz, wróć - Powiedziałam po czym zaczęłam schodzić
Moonlight posłuchała odlatując z miejsca. Kiedy zeszłam z gór zatrzymałam się na chwilę aby odetchnąć po czym zaczęłam biec sprintem aby zawiadomić Beryla. Po kilkunastu minutach byłam przy jaskini
<Beryl?>
Od Alekei'a CD Jaskra - "Bardzo brzydki szczeniak"
Po kilkunastu minutach znów odnalazłem Jaskra lecz tym razem był z kimś a może i nawet czymś... Skryłem się w krzakach i próbowałem złapać zapach tej która uwiodła Jaskra. Jednakże nic nie czułem prócz Jaskra. Zmarszczyłem brwi tym samym wystawiając lekko kły na zewnątrz. Nagle Jaskr zaczął się do niej zbliżać. Szybko zareagowałem co też nie było przemyślane... Wskoczyłem na Jaskra łapiąc go za kark. Przekręciłem się po czym rzuciłem nim o pobliskie drzewo. Ten z bólu syknął po czym padł pod drzewo. Powoli otworzył oczy tym samym z trudem podnosząc się. Stałem przed nim wyprostowany. Wtedy spojrzał się na mnie
- Czego.. ty... - Wtedy przerwał spluwając krwią
Uniosłem lekko głowę po czym położyłem lewe ucho po sobie tym samym zwracając w tę samą stronę głowę. Chciałem przyjrzeć się temu czemuś jednakże co mnie zdziwiło, samica stała w tym samym miejscu co przedtem. Nawet nie drgnęła. Zmarszczyłem brwi pokazując tym samym co nieco kły. Wtedy już całkowicie zwróciłem się ku samicy. Zrobiłem krok w przód lecz kiedy chciałem zrobić następny coś złapało mnie za ogon. Kiedy ze zdziwieniem odwróciłem głowę do tyłu ujrzałem leżącego Jaskra który trzymał mnie swoją łapą
- Nie pozwolę ci jej skrzy...
- Przestań...
Basior spojrzał się na mnie ze zdziwieniem
- Nie widzisz, że nie jest niczym żywym...?
- Co..?
- To, że dałeś się nabrać - Warknąłem odwracając się w kierunku samicy - Jak myślisz, dlaczego wciąż cię gdzieś ciągnie? Dlaczego jest taka spokojna? Dlaczego nawet się nie wzruszyła kiedy cię zaatakowałem? - Z powrotem spojrzałem na niego - To tylko wymysł... twój wymysł...!
- Kłamiesz...!
- Hy? - Przekrzywiłem lekko głowę
- Kłamiesz..! Kłamiesz, kłamiesz kłamiesz! - Warknął przy ostatnim słowie
mieniłem swoją pozycję tym samym zabierając ogon od jego objęć. Powoli podszedłem do niego schylając się. Kiedy mój pysk był centralnie przed nim, on uniósł głowę i wlepił swoje oczy w moje. Prychnąłem lekko unosząc moje kąciki ust. On lekko okręcił głową
- Z czego ci tak wesoło?
- Z tego, że jesteś tak bardzo naiwny - Wzdychnąłem głęboko po czym zwróciłem się ku waderze - Przykro mi ale muszę dowiedzieć się czym tak naprawdę jesteś... - Zrobiłem jeden krok o czym zwróciłem się do Jaskra - A ty, nie przyczepiaj się mnie...
<Jaskier?>
- Czego.. ty... - Wtedy przerwał spluwając krwią
Uniosłem lekko głowę po czym położyłem lewe ucho po sobie tym samym zwracając w tę samą stronę głowę. Chciałem przyjrzeć się temu czemuś jednakże co mnie zdziwiło, samica stała w tym samym miejscu co przedtem. Nawet nie drgnęła. Zmarszczyłem brwi pokazując tym samym co nieco kły. Wtedy już całkowicie zwróciłem się ku samicy. Zrobiłem krok w przód lecz kiedy chciałem zrobić następny coś złapało mnie za ogon. Kiedy ze zdziwieniem odwróciłem głowę do tyłu ujrzałem leżącego Jaskra który trzymał mnie swoją łapą
- Nie pozwolę ci jej skrzy...
- Przestań...
Basior spojrzał się na mnie ze zdziwieniem
- Nie widzisz, że nie jest niczym żywym...?
- Co..?
- To, że dałeś się nabrać - Warknąłem odwracając się w kierunku samicy - Jak myślisz, dlaczego wciąż cię gdzieś ciągnie? Dlaczego jest taka spokojna? Dlaczego nawet się nie wzruszyła kiedy cię zaatakowałem? - Z powrotem spojrzałem na niego - To tylko wymysł... twój wymysł...!
- Kłamiesz...!
- Hy? - Przekrzywiłem lekko głowę
- Kłamiesz..! Kłamiesz, kłamiesz kłamiesz! - Warknął przy ostatnim słowie
mieniłem swoją pozycję tym samym zabierając ogon od jego objęć. Powoli podszedłem do niego schylając się. Kiedy mój pysk był centralnie przed nim, on uniósł głowę i wlepił swoje oczy w moje. Prychnąłem lekko unosząc moje kąciki ust. On lekko okręcił głową
- Z czego ci tak wesoło?
- Z tego, że jesteś tak bardzo naiwny - Wzdychnąłem głęboko po czym zwróciłem się ku waderze - Przykro mi ale muszę dowiedzieć się czym tak naprawdę jesteś... - Zrobiłem jeden krok o czym zwróciłem się do Jaskra - A ty, nie przyczepiaj się mnie...
<Jaskier?>
czwartek, 23 lipca 2015
Od Beryla CD Eclipse
Udaliśmy się do jaskini. Następnego ranka, oboje obudziliśmy się dosyć wcześnie. W końcu, udaliśmy się do jaskini Lerki i Aksela. Na szczęście, jak mi się wydawało, zastaliśmy Lerkę siedzącą w samotności.
- Lerko - zacząłem bez wstępów, gdy tylko weszliśmy - przepraszam za tą niedyskrecję: czy Jaskier jest waszym synem?
- Cóż... - wadera zerwała się z miejsca, ponownie na nie opadając.
- Szczerze - wtrąciłem.
- Tak...
Przez chwilę staliśmy w ciszy. Spodziewałem się innej odpowiedzi... chyba.
- Tak mi się wydaje... jest moim synem - zakończyła Lerka.
- Twoim?! - krzyknęliśmy naraz z Eclipse.
- Na pewno moim - przytaknęła kiwając głową.
- A co z Akselem? - zapytała przemyślnie Eclipse. Kiwnąłem głową, wbijając w nią wzrok.
- Z Akselem? - Lerka nerwowo wzruszyła ramionami - no... co z Akselem?
- Czy on jest jego ojcem... przepraszam? - chrząknąłem.
- Nie wiem! - rozszlochała się wadera.
- Jak to nie wiesz? - skoczyłem ku niej, przejęty dziwnym przeczuciem.
- Właśnie, Lerko? Jak to nie wiesz? - nagle pod ścianą jaskini, nie wiadomo skąd, pojawił się Mundus. Wbił swój zimny, tajemniczy wzrok w przerażoną Lerkę.
- Na co mi to było?! - krzyknęła - zostawcie mnie w spokoju! O... Oczywiście, że jest naszym synem...
- Zostawcie ją - Mundek powiedział z lekkim żalem - i wyjdźcie ze mną na chwilę przed jaskinię.
Gdy znaleźliśmy się przed jaskinią, ptak powiedział z ukrytą złością w głosie.
- Wiecie co...? Macie cholernego pecha- syknął - tak samo, jak Aksel, Lerka i Jaskier... mogę się cieszyć, że przyglądam się temu z boku.
- Mundusie... proszę cię... - zacząłem nieco zdziwiony słowami ptaka.
- Jeszcze jedno słowo - trącił mnie skrzydłem ostrzegawczo, po czym po chwili przerwy kontynuował
- Aksel tylko przypuszcza, że Jaskier jest... - zawahał się - to wiecie. Jeśli Lerka powiedziała by mu, a co gorsza wam to prosto w oczy, to albo mogłaby nastąpić krótka ale znacząca wojna między WSC a WWN, albo przynajmniej Jaskra mielibyście na sumieniu. Więc z łaski swojej zniknijcie, przepadnijcie i nie pojawiajcie się tu jak najdłużej. A najlepiej, razem zniknijmy - musimy omówić jeszcze jedną rzecz, niezwiązaną z nimi.
< Eclipse? >
- Lerko - zacząłem bez wstępów, gdy tylko weszliśmy - przepraszam za tą niedyskrecję: czy Jaskier jest waszym synem?
- Cóż... - wadera zerwała się z miejsca, ponownie na nie opadając.
- Szczerze - wtrąciłem.
- Tak...
Przez chwilę staliśmy w ciszy. Spodziewałem się innej odpowiedzi... chyba.
- Tak mi się wydaje... jest moim synem - zakończyła Lerka.
- Twoim?! - krzyknęliśmy naraz z Eclipse.
- Na pewno moim - przytaknęła kiwając głową.
- A co z Akselem? - zapytała przemyślnie Eclipse. Kiwnąłem głową, wbijając w nią wzrok.
- Z Akselem? - Lerka nerwowo wzruszyła ramionami - no... co z Akselem?
- Czy on jest jego ojcem... przepraszam? - chrząknąłem.
- Nie wiem! - rozszlochała się wadera.
- Jak to nie wiesz? - skoczyłem ku niej, przejęty dziwnym przeczuciem.
- Właśnie, Lerko? Jak to nie wiesz? - nagle pod ścianą jaskini, nie wiadomo skąd, pojawił się Mundus. Wbił swój zimny, tajemniczy wzrok w przerażoną Lerkę.
- Na co mi to było?! - krzyknęła - zostawcie mnie w spokoju! O... Oczywiście, że jest naszym synem...
- Zostawcie ją - Mundek powiedział z lekkim żalem - i wyjdźcie ze mną na chwilę przed jaskinię.
Gdy znaleźliśmy się przed jaskinią, ptak powiedział z ukrytą złością w głosie.
- Wiecie co...? Macie cholernego pecha- syknął - tak samo, jak Aksel, Lerka i Jaskier... mogę się cieszyć, że przyglądam się temu z boku.
- Mundusie... proszę cię... - zacząłem nieco zdziwiony słowami ptaka.
- Jeszcze jedno słowo - trącił mnie skrzydłem ostrzegawczo, po czym po chwili przerwy kontynuował
- Aksel tylko przypuszcza, że Jaskier jest... - zawahał się - to wiecie. Jeśli Lerka powiedziała by mu, a co gorsza wam to prosto w oczy, to albo mogłaby nastąpić krótka ale znacząca wojna między WSC a WWN, albo przynajmniej Jaskra mielibyście na sumieniu. Więc z łaski swojej zniknijcie, przepadnijcie i nie pojawiajcie się tu jak najdłużej. A najlepiej, razem zniknijmy - musimy omówić jeszcze jedną rzecz, niezwiązaną z nimi.
< Eclipse? >
Od Jaskra CD Alekei'a - "Bardzo brzydki szczeniak"
- Jaskier! - usłyszałem głos Alekei'a.
- Co...? - potrząsnąłem głową, zrywając się z ziemi.
- Wstawaj - wilk skinął głową w kierunku cienkiej ścieżki - chodźmy.
Nie słuchałem go dłużej. Gdy tylko przypomniałem sobie o poprzednich przeżyciach, skoczyłem w kierunku, w kt.órym, przypuszczalnie skoczyła wadera.
- Jaskier! - wrzasnął Alekei, rzucając się w moją stronę.
Biegłem dobrą chwilę. Wilczyca zniknęła.
- Gdzież się podziało to przepiękne zjawisko... - westchnąłem ciężko.
- Co się martwisz - wilczur złapał mnie za skórę na karku i pociągnął.
- Zostaw! - wyrwałem się, wykonując zwinny skok i lądując w krzakach. Zobaczyłem waderę. Kuszącym wzrokiem spoglądała na mnie. Bez namysłu skoczyłem w jej kierunku. Chyba zgubiłem gdzieś Alekei'a.
W końcu, wadera zatrzymała się niespełna metr ode mnie. Zbliżyłem się do niej nieśmiało. Nie pierzchła znowu. Stała, jakby czekała na mnie.
Gdy już miałem zrobić krok w jej kierunku, nasycając oczy jej pięknem i pogrążając się w nieodległych marzeniach, nagle...
< Alekei'u? >
- Co...? - potrząsnąłem głową, zrywając się z ziemi.
- Wstawaj - wilk skinął głową w kierunku cienkiej ścieżki - chodźmy.
Nie słuchałem go dłużej. Gdy tylko przypomniałem sobie o poprzednich przeżyciach, skoczyłem w kierunku, w kt.órym, przypuszczalnie skoczyła wadera.
- Jaskier! - wrzasnął Alekei, rzucając się w moją stronę.
Biegłem dobrą chwilę. Wilczyca zniknęła.
- Gdzież się podziało to przepiękne zjawisko... - westchnąłem ciężko.
- Co się martwisz - wilczur złapał mnie za skórę na karku i pociągnął.
- Zostaw! - wyrwałem się, wykonując zwinny skok i lądując w krzakach. Zobaczyłem waderę. Kuszącym wzrokiem spoglądała na mnie. Bez namysłu skoczyłem w jej kierunku. Chyba zgubiłem gdzieś Alekei'a.
W końcu, wadera zatrzymała się niespełna metr ode mnie. Zbliżyłem się do niej nieśmiało. Nie pierzchła znowu. Stała, jakby czekała na mnie.
Gdy już miałem zrobić krok w jej kierunku, nasycając oczy jej pięknem i pogrążając się w nieodległych marzeniach, nagle...
< Alekei'u? >
Od Kasai
Wstałam jeszcze przed wschodem słońca i zaczęłam kierować się na południe. Przeszłam tą drogę tyle razy, że pamiętam każdy kamień... W sumie na tym polega moja "praca" - na chodzeniu w kółko. Pewnie, gdybym siedziała w jednym miejscu przez tydzień, nie zrobiłoby to wielkiej różnicy..., ale mówią, że ostrożności nigdy za wiele. Zachmurzyło się. "Jak nic będzie padać.", pomyślałam. Niestety anie trochę się nie pomyliłam. Piętnaście minut później wściekła,mokra i przemarznięta wpadłam do znajdującej się w środku lasu jaskini. Wolałabym żeby przestało padać, ale dobre i tyle. Dodatkowo otuchy dodał mi fakt, że powinna być pusta. No właśnie... powinna. Słyszałam czyjeś głosy w głębi jaskini, ale zignorowawszy to usiadłam przy wejściu czekając na poprawienie pogody. Jak na złość deszcz przybrał na sile. Zrezygnowana położyłam się i po chwili zasnęłam. Obudził mnie czyjś głos.
< Ktoś? >
< Ktoś? >
Od Alekei'a C.D Jaskra - "Bardzo brzydki szczeniak"
Szukałem bez skutku. W końcu natrafiłem na jakiś mały staw. Wzdychnąłem podchodząc do niego. Zasiadłem na jego brzegu po czym zwiesiłem głowę na taflą wody. Przez pewien moment miałem zamknięte oczy lecz kiedy je otworzyłem ujrzałem nie tylko siebie ale i jakąś postać za sobą. Kiedy to ujrzałem przeszły mnie dreszcze. Nagle postać zbliżyła się do mnie. Kiedy była naprawdę blisko mnie uniosła swoje przednie łapy po czym położyła je na moim grzbiecie. Powtórnie przeszły mnie dreszcze. Co gorsza, nie mogłem się ruszyć. Coś jakby mnie przetrzymywało w tej pozycji. Kiedy spojrzałem na taflę wody nikogo już nie było jednakże wciąż czułem jego ciężar na sobie. Po jakimś czasie stopniowo mogłem się już poruszać. Wtedy odwróciłem się do tyłu a tam ujrzałem tylko szarą mgłę. Wzdychnąłem głęboko po czym wstałem i ruszyłem przed siebie. Nagle usłyszałem szelest. Coś się poruszało pośród krzaków. Po chwili na ścieżce po której się kierowałem pojawiła się ciemna wadera która wskoczyła ponownie w krzaki. Zaciekawiony przyśpieszyłem swój chód lecz wtedy zza krzaków wyłonił się Jaskier. Nawet na mnie nie spojrzał. Po chwili tak jak wadera wskoczył w sąsiednie krzaki. Pokręciłem głową
- Jaskier...? Muszę za nim iść...! - I wskoczyłem w te same miejsce co oni
Biegłem za tropem Jaskra aż tu nagle co się stało - wpadłem na niego. Sturlaliśmy się z małego pagórka. Po chwili otrząsnąłem się i wstałem otrzepując się z ziemi. Spojrzałem się na Jaskra który jak się okazało był nieprzytomny. Wzdychnąłem siadając na wilgotnej ziemi
- Naprawdę? W takiej chwili? - Warknąłem odwracając wzrok - Lepiej abyś się szybko obudził...
<Jaskier?>
Od Eclipse C.D Beryla
- Ach o nic, o nic - Ptak machał skrzydłami
- Na pewno? - Zmarszczyłam brwi
- Tak. A zresztą, czemu sami się ich nie zapytacie?
Ja wraz z Berylem wymieniliśmy się spojrzeniami. Po chwili ptak wzdychnął głęboko
- Sam nawet nie wiem o co chodzi... w końcu, nie mam zbyt dobrych relacji z nimi
- Ale często tam przebywasz, czyż nie?
- To nic nie znaczy - Mundus skrzyżował swoje skrzydła na klatce piersiowej - Poza tym muszę już lecieć
- Przecież jesteś tu z nami od niespełna kilku minut - Pokręciłam głową
- To także nic nie znaczy - Zaśmiał się ptak po czym rozpostarł skrzydła szykując się do lotu zanim jednak odleciał powiedział - Mam jeszcze inne sprawy na głowie... - I odleciał
Wzdychnęłam siadając na ziemi
- Ciekawe co miał na myśli - Powiedział Beryl przysiadając się do mnie
- No właśnie... - Spojrzałam na niebo - Berylu...
- Tak?
Spojrzałam się na niego
- Pójdziemy do niech w odwiedziny aby się czegoś dowiedzieć?
- Może i pójdziemy ale to nie ten czas - Uśmiechnął się lekko - Jak na razie musimy po tym wszystkim odpocząć. Może jutro?
- Yhym - Skinęłam głową z lekkim uśmieszkiem na pysku
<Beryl?>
- Na pewno? - Zmarszczyłam brwi
- Tak. A zresztą, czemu sami się ich nie zapytacie?
Ja wraz z Berylem wymieniliśmy się spojrzeniami. Po chwili ptak wzdychnął głęboko
- Sam nawet nie wiem o co chodzi... w końcu, nie mam zbyt dobrych relacji z nimi
- Ale często tam przebywasz, czyż nie?
- To nic nie znaczy - Mundus skrzyżował swoje skrzydła na klatce piersiowej - Poza tym muszę już lecieć
- Przecież jesteś tu z nami od niespełna kilku minut - Pokręciłam głową
- To także nic nie znaczy - Zaśmiał się ptak po czym rozpostarł skrzydła szykując się do lotu zanim jednak odleciał powiedział - Mam jeszcze inne sprawy na głowie... - I odleciał
Wzdychnęłam siadając na ziemi
- Ciekawe co miał na myśli - Powiedział Beryl przysiadając się do mnie
- No właśnie... - Spojrzałam na niebo - Berylu...
- Tak?
Spojrzałam się na niego
- Pójdziemy do niech w odwiedziny aby się czegoś dowiedzieć?
- Może i pójdziemy ale to nie ten czas - Uśmiechnął się lekko - Jak na razie musimy po tym wszystkim odpocząć. Może jutro?
- Yhym - Skinęłam głową z lekkim uśmieszkiem na pysku
<Beryl?>
Od Izayi C.D Lenka
- To... jeżeli tak mówisz, to musi być to prawdą - Uśmiechnęłam się lekko
Basior odwzajemnił uśmiech. Szliśmy bacznie obserwując wszystko dookoła. Jednakże co nas zdziwiło nikt nie zwracał na nas uwagi. Z jednej strony to wspaniale lecz z drugiej, dziwne. No ale cóż, narzekać nie będę bo niby z jakiego powodu? Nagle jednak na naszą drogę wyskoczył dość masywny pies. Oboje zatrzymaliśmy się bez słowa. Pies bacznie nas obserwował po czym powiedział
- Czego szukacie?
- Um, em... - Spojrzałam się na Lenka
- Poszukujemy weterynarza. Czy znasz drogę do niego?
Pies spojrzał się na nas podejrzliwym wzrokiem po czym uśmiechnął się lekko
- Oczywiście, chodźcie...
Ja wraz z Lenkiem ruszyliśmy za psem który wydawał się dość um, przyjazny? Chyba można to tak nazwać. Po chwili znaleźliśmy się pod jakąś chatą
- To tutaj, dziękujemy ci - Uśmiechnął się Lenek
- Nie ma za co - Pies odszedł
Lenek spojrzał się na mnie po czym podszedł do drzwi. Zaczął je skrobać aż do momentu kiedy jakiś starszy człowiek ich nie otworzył
<Lenek?>
Basior odwzajemnił uśmiech. Szliśmy bacznie obserwując wszystko dookoła. Jednakże co nas zdziwiło nikt nie zwracał na nas uwagi. Z jednej strony to wspaniale lecz z drugiej, dziwne. No ale cóż, narzekać nie będę bo niby z jakiego powodu? Nagle jednak na naszą drogę wyskoczył dość masywny pies. Oboje zatrzymaliśmy się bez słowa. Pies bacznie nas obserwował po czym powiedział
- Czego szukacie?
- Um, em... - Spojrzałam się na Lenka
- Poszukujemy weterynarza. Czy znasz drogę do niego?
Pies spojrzał się na nas podejrzliwym wzrokiem po czym uśmiechnął się lekko
- Oczywiście, chodźcie...
Ja wraz z Lenkiem ruszyliśmy za psem który wydawał się dość um, przyjazny? Chyba można to tak nazwać. Po chwili znaleźliśmy się pod jakąś chatą
- To tutaj, dziękujemy ci - Uśmiechnął się Lenek
- Nie ma za co - Pies odszedł
Lenek spojrzał się na mnie po czym podszedł do drzwi. Zaczął je skrobać aż do momentu kiedy jakiś starszy człowiek ich nie otworzył
<Lenek?>
wtorek, 21 lipca 2015
Od Jaskra CD Alekei'a - "Bardzo brzydki szczeniak"
Westchnąłem z ukojeniem. Ogarnęła mnie jakaś niesłychana przyjemność. Biegłem za waderą bez opamiętania. Ta ciągle skręcała i co chwila znikała w krzakach. Chwilę trwał ten bieg. W końcu powoli zatrzymałem się. Zacząłem znada sobie sprawę z tego, że wadera mnie zwodzi.
Mimo wszystko, zdałem sobie sprawę, że jest już za późno na odwrót. Nie wiedziałem gdzie jestem.
Widać, byłem jeszcze młody i głupi.
Wadera, ni stąd, ni zowąd pojawiła się kilka metrów przede mną. Nic nie mówiła.
Posunąłem się o krok. Jeszcze jeden... Wpatrzyłem się w jej oczy, które teraz wydały mi się nie tyle złote, co miedziane.
- Pójdziesz ze mną... - powiedziała w końcu. Powoli ruszyłem za nią.
< Alekei? >
Mimo wszystko, zdałem sobie sprawę, że jest już za późno na odwrót. Nie wiedziałem gdzie jestem.
Widać, byłem jeszcze młody i głupi.
Wadera, ni stąd, ni zowąd pojawiła się kilka metrów przede mną. Nic nie mówiła.
Posunąłem się o krok. Jeszcze jeden... Wpatrzyłem się w jej oczy, które teraz wydały mi się nie tyle złote, co miedziane.
- Pójdziesz ze mną... - powiedziała w końcu. Powoli ruszyłem za nią.
< Alekei? >
Od Beryla CD Eclipse
- Szkoda mi Jaskra - westchnąłem.
- Kiedyś Akselowi przejdzie ta złość - odrzekła wadera - poza tym, Jaskier nie chyba jest typem wyjątkowo emocjonalnym.
- Ale! Słyszałaś, co powiedział Aksel? - zapytałem, otwierając szerzej oczy.
- Co?
- Że Jaskier... że to bękart. To, można powiedzieć...
- Tak. Wiesz... - zastanowiłem się przez chwilę - może powinniśmy porozmawiać z Lerką.
W tym momencie, coś zaszumiało nad nami, i pojawił się Mundus. Usiadł na gałęzi kilka metrów nad ziemią.
- Mundusie... - popatrzyłem w górę. Przerwałem swój wywód, więc byłem nieco zbity z tropu.
- Widzicie, przyjaciele - uśmiechnął się ptak z wysokości gałęzi - taka jest moja wada, że mam bardzo głośny lot. I tego cichego mogę tylko pozazdrościć sowom.
- Aha... - Eclipse również popatrzyła na ptaka - jednak lepiej zejdź tu do nas. Również ubolewamy nad twoim gośnym lotem.
Gdy Mundus znalazł się na ziemi, Wymieniliśmy z Eclispe porozumiewawcze spojrzenia. Zaczęła wadera. Chrząknęła i powiedziała:
- Dziś, gdy Aksel zobaczył Jaskra... nazwał go bękartem. To znaczy, że Jaskier nie jest jego synem?
Zapadła cisza. Ptak nie przestał się uśmiechać.
- Myślisz... że nie jest? Doprawszy, nigdy nie przyszło mi to do głowy - stłumił śmiech.
Z Eclipse popatrzyliśmy na siebie zdziwieni.
- O co ci chodzi? - zapytałem w końcu.
< Eclipse? >
- Kiedyś Akselowi przejdzie ta złość - odrzekła wadera - poza tym, Jaskier nie chyba jest typem wyjątkowo emocjonalnym.
- Ale! Słyszałaś, co powiedział Aksel? - zapytałem, otwierając szerzej oczy.
- Co?
- Że Jaskier... że to bękart. To, można powiedzieć...
- Tak. Wiesz... - zastanowiłem się przez chwilę - może powinniśmy porozmawiać z Lerką.
W tym momencie, coś zaszumiało nad nami, i pojawił się Mundus. Usiadł na gałęzi kilka metrów nad ziemią.
- Mundusie... - popatrzyłem w górę. Przerwałem swój wywód, więc byłem nieco zbity z tropu.
- Widzicie, przyjaciele - uśmiechnął się ptak z wysokości gałęzi - taka jest moja wada, że mam bardzo głośny lot. I tego cichego mogę tylko pozazdrościć sowom.
- Aha... - Eclipse również popatrzyła na ptaka - jednak lepiej zejdź tu do nas. Również ubolewamy nad twoim gośnym lotem.
Gdy Mundus znalazł się na ziemi, Wymieniliśmy z Eclispe porozumiewawcze spojrzenia. Zaczęła wadera. Chrząknęła i powiedziała:
- Dziś, gdy Aksel zobaczył Jaskra... nazwał go bękartem. To znaczy, że Jaskier nie jest jego synem?
Zapadła cisza. Ptak nie przestał się uśmiechać.
- Myślisz... że nie jest? Doprawszy, nigdy nie przyszło mi to do głowy - stłumił śmiech.
Z Eclipse popatrzyliśmy na siebie zdziwieni.
- O co ci chodzi? - zapytałem w końcu.
< Eclipse? >
Od Lenka CD Izayi
Powoli zbliżaliśmy się do celu naszej wyprawy. Mimo wszystko, Izaya wyglądała już lepiej.
Zbliżyliśmy się do granicy lasu. Widać było już zabudowania pobliskiej wsi.
Na łące pojawił się traktor w wozem, do którego po chwili ludzie zaczęli wkładać suchą trawę. Niemal obok nas, przejechał kolejny wóz zaprzężony w konia - niepomyślny dla nas przebieg wydarzeń. Niestety. Wolałbym uniknął spotkania z tymi ludźmi. Koń się spłoszy i nieszczęście gotowe. Dopóki nie wchodzimy im w drogę, nic nam nie grozi.
- Jednak trochę się boję... - Izaya cofnęła się o krok.
- Nie martw się - starałem się przełamać jej strach - ludzie tu są dobrzy i pokojowi. Nigdy nie widziałem wśród nich myśliwego. Poza tym, szukamy weterynarza. Znam go... trochę. Niedawno pomógł mojemu przyjacielowi.
- I co?
- I ten przyjaciel wyzdrowiał - uśmiechnąłem się. Przezornie pominąłem wzmiankę o wywiezieniu Mundusa do miasta i dziwnych ludziach polujących na niego jeszcze u weterynarza.
< Izaya? >
Zbliżyliśmy się do granicy lasu. Widać było już zabudowania pobliskiej wsi.
Na łące pojawił się traktor w wozem, do którego po chwili ludzie zaczęli wkładać suchą trawę. Niemal obok nas, przejechał kolejny wóz zaprzężony w konia - niepomyślny dla nas przebieg wydarzeń. Niestety. Wolałbym uniknął spotkania z tymi ludźmi. Koń się spłoszy i nieszczęście gotowe. Dopóki nie wchodzimy im w drogę, nic nam nie grozi.
- Jednak trochę się boję... - Izaya cofnęła się o krok.
- Nie martw się - starałem się przełamać jej strach - ludzie tu są dobrzy i pokojowi. Nigdy nie widziałem wśród nich myśliwego. Poza tym, szukamy weterynarza. Znam go... trochę. Niedawno pomógł mojemu przyjacielowi.
- I co?
- I ten przyjaciel wyzdrowiał - uśmiechnąłem się. Przezornie pominąłem wzmiankę o wywiezieniu Mundusa do miasta i dziwnych ludziach polujących na niego jeszcze u weterynarza.
< Izaya? >
Od Andreia CD Nisan
- Nie śledzę was! - krzyknęła Murka. Trzęsła się cała.
- Co zatem robisz?! - warknąłem nieprzyjemnie.
- Śledzisz nas, ot co! - dodała Nisan.
- Nie śledzę... zaraz z resztą zobaczycie - uśmiechnęła się lekko, prawie niezauważalnie i zniknęła w krzakach.
- Co... - rozejrzałem się. Nagle, zaparło mi dech. Z łatwością przedzierając się przez krzewy rosnące w lesie, szarżował w naszym kierunku ogromny, czarny byk.
Mundus, nie czekając na dalszy rozwój sytuacji, wzbił się w powietrze i spokojnie wylądował na drzewie.
- Tchórz! - krzyknąłem - nie pomożesz nam, co?
- Nie. Wielką przyjemność sprawi mi patrzenie, jak umierasz - uśmiechnął się.
Przeszedł mnie zimny dreszcz pełen zgrozy.
Nisan ustawiła się w pozycji bojowej. Również przygotowałem się do odparcia ataku. Tymczasem, byk był już blisko.
- Nie mamy szans... - szepnąłem do wadery - żeby go pokonać, trzeba całej watahy...
Zwierzę rzuciło się na nas. Odskoczyłem w bok. Nisan zrobiła to samo.
- Andrei! - krzyknęła wadera, zatrzymując się.
Odwróciłem się. Nie zdążyłem jednak nic zobaczyć, gdyż zostałem potrącony mocnym, twardym rogiem. Upadłem na ziemię, dysząc.
Ujrzałem tylko leżącą na mchu Nisan i byka, znikającego między drzewami. Nic więcej nie pamiętam.
< Nisan? >
- Co zatem robisz?! - warknąłem nieprzyjemnie.
- Śledzisz nas, ot co! - dodała Nisan.
- Nie śledzę... zaraz z resztą zobaczycie - uśmiechnęła się lekko, prawie niezauważalnie i zniknęła w krzakach.
- Co... - rozejrzałem się. Nagle, zaparło mi dech. Z łatwością przedzierając się przez krzewy rosnące w lesie, szarżował w naszym kierunku ogromny, czarny byk.
Mundus, nie czekając na dalszy rozwój sytuacji, wzbił się w powietrze i spokojnie wylądował na drzewie.
- Tchórz! - krzyknąłem - nie pomożesz nam, co?
- Nie. Wielką przyjemność sprawi mi patrzenie, jak umierasz - uśmiechnął się.
Przeszedł mnie zimny dreszcz pełen zgrozy.
Nisan ustawiła się w pozycji bojowej. Również przygotowałem się do odparcia ataku. Tymczasem, byk był już blisko.
- Nie mamy szans... - szepnąłem do wadery - żeby go pokonać, trzeba całej watahy...
Zwierzę rzuciło się na nas. Odskoczyłem w bok. Nisan zrobiła to samo.
- Andrei! - krzyknęła wadera, zatrzymując się.
Odwróciłem się. Nie zdążyłem jednak nic zobaczyć, gdyż zostałem potrącony mocnym, twardym rogiem. Upadłem na ziemię, dysząc.
Ujrzałem tylko leżącą na mchu Nisan i byka, znikającego między drzewami. Nic więcej nie pamiętam.
< Nisan? >
Od Eclipse C.D Beryla
- Co tu się dzieje? - Wyszeptał do mnie Berykl
- Dziś Aksel uświadomił sobie, że Jaskier jako jego syn odziedziczy jego stanowisko w WWN
- I dlaczego się wścieka? - Spojrzał na mnie
- Wiesz jaki jest Aksel... - Spojrzałam na niego po czym zwróciłam wzrok na Aksel'a który wciąż patrzał srogo na Jaskra
Wzdychnęłam głęboko po czym podeszłam do Jaskra siadając koło niego. Jaskier spojrzał się na mnie a ja uśmiechnęłam się po czym spojrzałam się na Aksel'a
- Przestań już Aksel... To nie czas a tym bardziej miejsce na takie sceny...
- Ty nawet nie waż się wtrącać! - Warknął patrząc w moją stronę
- Aksel'u! Uspokój się! Załatwimy takie sprawy kiedy już stąd odejdziemy!
Aksel patrzał na mnie chwilę po czym rozejrzał się wokół. Warknął a następnie odbiegł od nas. Wstałam po czym zaczęłam iść. W pewnym momencie zatrzymałam się i nawet nie patrząc na Jaskra powiedziałam
- No chodź, chyba nie chcesz być sam...
Jaskier po chwili dołączył do nas zaś my zaczęliśmy iść w stronę naszej watahy. Po około trzydziestu minutach dotarliśmy na nasze tereny. Byłam zmęczona ale i głodna dlatego też zjadłam posiłek z moimi towarzyszami. Kiedy zjedliśmy, ja i Beryl oddaliliśmy się od grupy. Kierowaliśmy się w stronę Różanego Wodospadu. Tam zatrzymaliśmy się. Po chwili Beryl zaczął coś mówić:
- ...
<Beryl?>
- Dziś Aksel uświadomił sobie, że Jaskier jako jego syn odziedziczy jego stanowisko w WWN
- I dlaczego się wścieka? - Spojrzał na mnie
- Wiesz jaki jest Aksel... - Spojrzałam na niego po czym zwróciłam wzrok na Aksel'a który wciąż patrzał srogo na Jaskra
Wzdychnęłam głęboko po czym podeszłam do Jaskra siadając koło niego. Jaskier spojrzał się na mnie a ja uśmiechnęłam się po czym spojrzałam się na Aksel'a
- Przestań już Aksel... To nie czas a tym bardziej miejsce na takie sceny...
- Ty nawet nie waż się wtrącać! - Warknął patrząc w moją stronę
- Aksel'u! Uspokój się! Załatwimy takie sprawy kiedy już stąd odejdziemy!
Aksel patrzał na mnie chwilę po czym rozejrzał się wokół. Warknął a następnie odbiegł od nas. Wstałam po czym zaczęłam iść. W pewnym momencie zatrzymałam się i nawet nie patrząc na Jaskra powiedziałam
- No chodź, chyba nie chcesz być sam...
Jaskier po chwili dołączył do nas zaś my zaczęliśmy iść w stronę naszej watahy. Po około trzydziestu minutach dotarliśmy na nasze tereny. Byłam zmęczona ale i głodna dlatego też zjadłam posiłek z moimi towarzyszami. Kiedy zjedliśmy, ja i Beryl oddaliliśmy się od grupy. Kierowaliśmy się w stronę Różanego Wodospadu. Tam zatrzymaliśmy się. Po chwili Beryl zaczął coś mówić:
- ...
<Beryl?>
Od Alekei'a C.D Jaskra - "Bardzo brzydki szczeniak"
Chwilę błądziłem w poszukiwaniu mojej towarzysza ale trochę szło to na marne. Po kilkunastu minutach byłem przed ciemnym i ponurym lasem. "To pewnie Skryty Las... Czyżby on tam poszedł? Ehh, naprawdę on niczego nie rozumie..." - Pokręciłem głową po czym powoli wszedłem do lasu. Szedłem obserwując wszystko dookoła. Nagle natrafiłem na jego zapach. Zacząłem kręcić się w kółko aż w końcu odnalazłem drogę do niego. Schyliłem się lekko po czym ruszyłem za tropem. Biegłem za zapachem jednakże o dziwo stawał się słabszy niż poprzedni. Zaczęło mnie to irytować aż w końcu zatrzymałem się przed granicami Skrytego Lasu. Warknąłem wściekle po czym odwróciłem się w stronę ścieżki którą przybiegłem. Zacząłem się zastanawiać gdzie mógł poleźć jednakże nie miałem zbytnio czasu na zbyt długie namysły. Jedyny pomysł jaki mi nachodził to zmiana w demona jednakże tego użyję pod koniec kiedy będę wycieńczony. Znów zacząłem biec za zapachem mojego zagubionego towarzysza. Biegłam w kółko robiąc błędne koło. Nagle stanąłem jak wryty. Przede mną ukazała się jakaś postać. Dyszałem ze zmęczenia zaś ten ktoś stał przede mną i patrzał się na mnie. Po chwili wyprostowałem się, przełknąłem ślinę po czym powiedziałem
- Czy widziałeś tutaj jakiegoś zagubionego wilka?
Jednakże wilk nie odpowiedział. Wyszczerzyłem kły po czym zapytałem powtórnie
- Czy widziałeś tutaj jakiegoś... - W tym momencie wilka jakby się rozpłyną
Ze zdziwienia zamknąłem oczy i potrząsnąłem głową a następnie otworzyłem je i zacząłem się rozglądać. Doszedłem do wniosku, że duchy które się tu panoszą, nabrały Jaskra. Wzdychnąłem przeciągle po czym spojrzałem w niebo
- Już się ściemnia, muszę go szybko odszukać.. - Po tych słowach znów zacząłem biec
Jak się okazało te poszukiwania nie poszły na marne ponieważ znów natrafiłem na jego zapach ale ten zapach był mocniejszy. Podążyłem więc za nim
<Jaskier?>
- Czy widziałeś tutaj jakiegoś zagubionego wilka?
Jednakże wilk nie odpowiedział. Wyszczerzyłem kły po czym zapytałem powtórnie
- Czy widziałeś tutaj jakiegoś... - W tym momencie wilka jakby się rozpłyną
Ze zdziwienia zamknąłem oczy i potrząsnąłem głową a następnie otworzyłem je i zacząłem się rozglądać. Doszedłem do wniosku, że duchy które się tu panoszą, nabrały Jaskra. Wzdychnąłem przeciągle po czym spojrzałem w niebo
- Już się ściemnia, muszę go szybko odszukać.. - Po tych słowach znów zacząłem biec
Jak się okazało te poszukiwania nie poszły na marne ponieważ znów natrafiłem na jego zapach ale ten zapach był mocniejszy. Podążyłem więc za nim
<Jaskier?>
Od Alekei'a C.D Kerii
- Jasne, chodźmy... - Wzdychnąłem
Kiedy odchodziliśmy ukradkiem obejrzałem się za siebie aby zobaczyć co wyprawiają te dwa wilki. Trochę ich nie rozumiałem. Dlaczego tak się zachowują? W końcu nie są już dziećmi. Wzdychnąłem kręcąc głową po czym spojrzałem się n Kerie
- Nie wiedziałem, że jesteś na tyle silna aby powalić Jaskra...
- Wielu rzeczy o mnie jeszcze nie wiesz - Uśmiechnęła się spoglądając na mnie
Resztę drogi przeszliśmy w milczeniu. Po około piętnastu minutach napotkaliśmy na swojej drodze moich rodziców. Stanąłem. Keria przeszła jeszcze kilka kroków po czym zdziwiona stanęła i spojrzała się na mnie
- Co jest?
- Nic... - Mruknąłem podchodząc do niej
Kiedy obydwa wilki podeszły do nas spojrzałem się na Kerię
- Tato, mamo to Keria. Keria poszukuje watahy. Napotkałem ją na swojej drodze i spytałem czy chciałaby dołączyć. Keria przyjęła tą wiadomość radośnie ale co wy o tym myślicie?
Rodzice wymienili się znaczącymi spojrzeniami po czym podeszli do Kerii
- Oczywiście,że możesz dołączyć
- Na-naprawdę? - Zapytała trochę nieśmiało
- Tak, czemu by nie - Ojciec uśmiechnął się - Alekei, oprowadź swoją towarzyszkę po terenach, dobrze?
Skinąłem głową. Rodzica ominęli nas i ruszyli przed siebie truchtem. Ja natomiast odwróciłem się w ich stronę chwilę obserwując jak odchodzą. Kiedy już ich zbytnio nie widziałem odetchnąłem z ulgą. Wtedy wadera spytała
- Aż tak boisz się rozmawiać z wilkami?
Zwróciłem się do niej
- Nie, po prostu nie lubię towarzystwa....
- Ale przecież ja jestem z tobą... - Zdziwiła się
- To co innego - Pokręciłem głową po czym zacząłem iść - Idziesz czy nie?
<Keria?>
Kiedy odchodziliśmy ukradkiem obejrzałem się za siebie aby zobaczyć co wyprawiają te dwa wilki. Trochę ich nie rozumiałem. Dlaczego tak się zachowują? W końcu nie są już dziećmi. Wzdychnąłem kręcąc głową po czym spojrzałem się n Kerie
- Nie wiedziałem, że jesteś na tyle silna aby powalić Jaskra...
- Wielu rzeczy o mnie jeszcze nie wiesz - Uśmiechnęła się spoglądając na mnie
Resztę drogi przeszliśmy w milczeniu. Po około piętnastu minutach napotkaliśmy na swojej drodze moich rodziców. Stanąłem. Keria przeszła jeszcze kilka kroków po czym zdziwiona stanęła i spojrzała się na mnie
- Co jest?
- Nic... - Mruknąłem podchodząc do niej
Kiedy obydwa wilki podeszły do nas spojrzałem się na Kerię
- Tato, mamo to Keria. Keria poszukuje watahy. Napotkałem ją na swojej drodze i spytałem czy chciałaby dołączyć. Keria przyjęła tą wiadomość radośnie ale co wy o tym myślicie?
Rodzice wymienili się znaczącymi spojrzeniami po czym podeszli do Kerii
- Oczywiście,że możesz dołączyć
- Na-naprawdę? - Zapytała trochę nieśmiało
- Tak, czemu by nie - Ojciec uśmiechnął się - Alekei, oprowadź swoją towarzyszkę po terenach, dobrze?
Skinąłem głową. Rodzica ominęli nas i ruszyli przed siebie truchtem. Ja natomiast odwróciłem się w ich stronę chwilę obserwując jak odchodzą. Kiedy już ich zbytnio nie widziałem odetchnąłem z ulgą. Wtedy wadera spytała
- Aż tak boisz się rozmawiać z wilkami?
Zwróciłem się do niej
- Nie, po prostu nie lubię towarzystwa....
- Ale przecież ja jestem z tobą... - Zdziwiła się
- To co innego - Pokręciłem głową po czym zacząłem iść - Idziesz czy nie?
<Keria?>
Od Oleandra
Razem z Jaskrem, często odwiedzaliśmy wieś. Mieszkał tam znany nam Owczarek podchalański. Był niewiele starszy od nas. Poznaliśmy go pamiętnego dnia, kiedy to byliśmy jeszcze szczeniakami. Wtedy to, pies ten zaatakował nas nad rzeką*. Naprawdę, długa historia.
Zawsze, gdy razem z Jaskrem wracaliśmy do lasu, rozmawialiśmy wesoło i czasami polowaliśmy razem na zające, czy niewielkie sarny. Jak zawsze.
Alekei nigdy nie chodził z nami. Brakowało mi go. Mimo wszystko, szanuję jego zdanie. Odkąd wydorośleliśmy, przestał udawać się z nami na wyprawy, nie polowaliśmy już razem ani nie rozmawialiśmy zbyt dużo.
Pewnego dnia, zorientowałem się ze zgrozą, iż Jaskier - starszy od nas o jeden dzień młody samiec alfa Watahy Wielkich Nadziei, jest mi bliższy niż mój własny brat. Zabolała mnie ta myśl.
Gdy, razu pewnego, wróciliśmy z Jaskrem na tereny naszej watahy, zastaliśmy Alekei'a z nieznaną mi waderą. Tchnęła od niej jakaś radość, której wcześniej nie odczuwałem u nikogo innego. Od razu bardzo ją polubiłem. Nie wydawała się być przesadnie tajemnicza ani nie sprawiała wrażenia zamkniętej w sobie jak część wilków - nie tylko z naszej watahy.
< Kerio? >
* Patrz: Opowiadanie Od Jaskra CD Alekei'a, oraz dalsze opowiadania z tego cyklu.
Zawsze, gdy razem z Jaskrem wracaliśmy do lasu, rozmawialiśmy wesoło i czasami polowaliśmy razem na zające, czy niewielkie sarny. Jak zawsze.
Alekei nigdy nie chodził z nami. Brakowało mi go. Mimo wszystko, szanuję jego zdanie. Odkąd wydorośleliśmy, przestał udawać się z nami na wyprawy, nie polowaliśmy już razem ani nie rozmawialiśmy zbyt dużo.
Pewnego dnia, zorientowałem się ze zgrozą, iż Jaskier - starszy od nas o jeden dzień młody samiec alfa Watahy Wielkich Nadziei, jest mi bliższy niż mój własny brat. Zabolała mnie ta myśl.
Gdy, razu pewnego, wróciliśmy z Jaskrem na tereny naszej watahy, zastaliśmy Alekei'a z nieznaną mi waderą. Tchnęła od niej jakaś radość, której wcześniej nie odczuwałem u nikogo innego. Od razu bardzo ją polubiłem. Nie wydawała się być przesadnie tajemnicza ani nie sprawiała wrażenia zamkniętej w sobie jak część wilków - nie tylko z naszej watahy.
< Kerio? >
* Patrz: Opowiadanie Od Jaskra CD Alekei'a, oraz dalsze opowiadania z tego cyklu.
WSC znów funkcjonuje!
Wataha Srebrnego Chabra jak co roku przed wakacjami została zawieszona i jak co roku zostaje odwieszona.
Znów możecie pisać opowiadania i dołączać do naszego grona!
Dziękuję Lenkowi i Andreiowi za napisanie opowiadania pomimo zawiedzenia watahy.
Strzyga i Loov będą nieobecni przez czas nieokreślny.
I na koniec budująca wiadomość: każdy, z wyjątkiem nieobecnych musi napisać przynajmniej jedno opowiadanie do końca tygodnia, inaczej zostanie wyrzucony z watahy - teraz sprawdzimy, komu naprawdę zależy na WSC, a komu nie.
Wasz samiec alfa,
Beryl
Znów możecie pisać opowiadania i dołączać do naszego grona!
Dziękuję Lenkowi i Andreiowi za napisanie opowiadania pomimo zawiedzenia watahy.
Strzyga i Loov będą nieobecni przez czas nieokreślny.
I na koniec budująca wiadomość: każdy, z wyjątkiem nieobecnych musi napisać przynajmniej jedno opowiadanie do końca tygodnia, inaczej zostanie wyrzucony z watahy - teraz sprawdzimy, komu naprawdę zależy na WSC, a komu nie.
Wasz samiec alfa,
Beryl
Subskrybuj:
Posty (Atom)