środa, 15 marca 2023

Od Oxide - "Początek" - cz. 1

 Od dziś nie jesteś naszą córką.

Te słowa roznosiły się echem w głowie młodej, trochę ponad rocznej wadery, która teraz poobijana i wycieńczona wędrówką toczyła się leniwie przez pustynię. Dlaczego pustynię? Zapewne zapytacie.. Cóż, życie usłało jej doprawdy beznadziejny los. Nie była w stanie zliczyć jak długo już podróżowała, dwa, trzy dni na pewno. Jej własny umysł zaczynał płatać najróżniejsze figle, brzuch w pewnym momencie zaprzestał rozpaczliwie prosić o jedzenie, a pysk stał się tak suchy, że Oxide odnosiła wrażenie, jakby chwilę wcześniej najadła się piasku. Słońce nie znało litości, grzało niemiłosiernie i choć uwielbiała je całym sercem, oddałaby teraz wszystko ażeby tylko matka natura uraczyła świat deszczem, lub chociaż wiatrem. 

The ruins of the day painted with a scar

And the more I straighten out, the less it wants to try

Niedługo wcześniej zmuszona została do opuszczenia swojej rodzinnej watahy, w której to była osadzona doprawdy wysoko w hierarhi. Wszystko dobre kiedyś się kończy?

To nie było dobre.

Dokąd zmierzała i w jakim celu? Tak naprawdę jak najdalej z okolic. Wiedziała, że nie może krzątać się po pobliskich terenach. Jej rodzice postawili granice watahy na doprawdy ogromnym terenie. Sama nigdy nie zwiedziła całości, dlatego też na tym etapie wędrówki nie była dokładnie przekonana, czy jest już bezpieczna.

Wszystko przez te cholerne rogi.

Oxide nigdy nie chciała wyróżniać się z tłumu. Ani wizualnie, ani w żaden inny sposób, co niestety nie było jej dane. Wolała osunąć się w cień, niż być w centrum uwagi wszystkich wokół. Może to i lepiej? 

The feelings start to rot, one wink at a time

Pazury sunęły po piasku, z braku siły podnoszenia kończyn wyżej. Sporej wielkości łeb zwisał teraz prawie przy ziemi, a wychudzone ciało ukazywało pracę mięśni i kości pod cienką, poranioną od kamieni skórą. Nie była nawet pewna, czy od trzech dni i dwóch nocy na chodzie nie paraduje po prostu w kółko. Jej głowa zaczynała kształtować w zasięgu wzroku różne obrazy, a głosy, które słyszała raz nasilały się, aby za moment ustąpić i zniknąć bez śladu. Sceny z ostatnich dni odtwarzały się przed jej oczyma niczym pełnometrażowy film, na dodatek zapętlony, bez wyraźnego końca. Była pewna, że jej życie skończyło się i na tym etapie czeka ją już tylko spokojna podczas wędrówki śmierć. Była na to całkowicie gotowa, tak naprawdę nigdy nie chciała tu być.

Słońce znajdywało się tuż nad jej głową, spoglądając na nią z góry i zapewne śmiejąc się teraz z jej nieudacznictwa. Mijała kaktusy, wysuszone kępki trawy… czasami jakieś zające, jednak były one dla niej teraz za szybkie, a ona sama zbyt słaba ażeby zerwać się nagle i ile sił w łapach pobiec za nimi, kończąc łowy w owocny sposób. Ale w tej chwili już nawet nie była głodna. 

Zmęczone powieki zamykały się czasem, a potem nagle otwierały aby upewnić się, że na horyzoncie wciąż nie widać żadnego innego krajobrazu. Kończyny zatrzęsły się pod nią, gdy zwolniła na moment tempo swojego chodu.

 To nie ma sensu.  Sapnęła, zadzierając głowę w kierunku bezchmurnych niebios. 

Nie otrzymawszy żadnego znaku, spuściła znów łeb i wznowiła wędrówkę w nicość. 

Forgiving who you are, for what you stand to gain   

Just know that if you hide, it doesn't go away

When you get out of bed, don't end up stranded

Horrified with each stone on the stage, my little dark age…

Oddech stał się jeszcze cięższy, każdy mięsień zdawał się płonąć od przemocowania, jednak nawet to nie było w stanie zatrzymać jej przed opuszczeniem tego miejsca raz na zawsze. Chciała zacząć nowe życie, albo po prostu zniknąć z tego świata, w końcu… Nikomu nie była potrzebna.

W pewnej chwili odwróciła się nagle, spoglądając za plecy. Od trzech dni nie czuła się obserwowana do teraz, zadawało jej się jakby ktoś dostrzegł ją z bardzo daleka, ponieważ w zasięgu jej wzroku nie znajdywało się już żadne stworzenie.

 Paranoja.  Warknęła, wydychając ciężko powietrze i przyspieszyła kroku. 

Picking through the cards, knowing what's nearby

The carvings on the face say they find it hard

And the engine's failed again, all limits of disguise

The humor's not the same, coming from denial

Po kolejnych nieubłaganie długich minutach, przed oczami wadery zaczęły pojawiać się czarne plamy, które stopniowo pochłaniały i zawężały jej widoczność. Zakręciło jej się w głowie, po czym jakby coś przestrzeliło ją co najmniej na wylot, runęła na piasek w środku kompletnego pustkowia. Mogłaby przysiąc, że zanim kompletnie straciła świadomość, widziała dwie wilcze postury powoli zbliżające się w jej kierunku z oddali.. Jednak równie dobrze mogła to być kolejna już tego dnia halucynacja.

The image of the dead, dead ends in my mind

Ciężko określić, jak długi czas pozostawała nieprzytomna. Ocknęły ją jednak krople zimnej wody spadające gdzieś z góry na jej nos. Poczuwszy wilgoć, poderwała swój łeb i otrząsnęła się z resztek piasku. Chłód oraz wilgoć uderzyły w nią nagle, Oxide zajęło chwilę dojście do siebie i rozpoznanie choć odrobinę właściwego miejsca w którym się właśnie znalazła. Wokół panował półmrok, oświetlony jedynie bladym blaskiem pochodni gdzie nie gdzie na ścianach. Wyostrzywszy wzrok udało jej się tylko stwierdzić, że wylądowała w zamknięciu.

 Co do…

 Oh, doprawdy bardzo długo drzemałaś.

Wadera podniosła się, wyraźnie pobudzona, choć wciąż słaba i ruszyła w kierunku echa. Nie dotarła daleko, jej drogę ucięły kamienne drzwi z małym, wyrytym okienkiem do dalszych korytarzy. Wyglądało to na starą kopalnię. 

 To jakieś żarty?  Warknęła.  Pojebało cię? 

Niewiele musiała czekać, aby po drugiej stronie wyłonił się drugi wilk. W półmroku był ciężki do dostrzeżenia ze względu na swoje ciemnoszare odcienie, a jedyne co przykuwało uwagę i wyraźnie wyróżniało się w ciemnościach, było dla niej ogromnie ciekawe. Oczy basiora po drugiej stronie mieniły się na wyrazistą zieleń, podobnie jak… Plama w kształcie łapy odciśnięta gdzieś na piersi. Wielkość tajemniczego towarzysza budziła grozę.

 Nie musisz być od razu taka cięta.  Parsknął po chwili.  Gdyby nie my, zostałyby tam z ciebie same kości.

 Nikt was nie prosił o pomoc. Co to w ogóle za miejsce? 

 To ja tu zadaję pytania.

Oxide położyła po sobie uszy, ukazując swoje białe kły. Dotarło do niej, że teraz niestety niewiele jest się w stanie dowiedzieć.

 Skąd wzięłaś się na naszym terytorium? 

 Co proszę?  Zarzuciwszy ogonem, odsunęła się od kamiennego przejścia i zaczęła chodzić przy ścianach przysłowiowej celi. — Pustynia to wasze terytorium? Jesteście bandą faraonów? 

Zerknęła za plecy, chcąc sprawdzić, czy zielone tęczówki w dalszym ciągu śledzą jej słabe ruchy.

 Odpuść, chciałam tylko przejść. 

 Trafiłaś chyba na nie tych co trzeba.  Wilk po drugiej stronie prawdopodobnie usiadł na jednym z kamieni, gdyż po ścianach odbił się odgłos stukania pazurów. — Ta wataha żyje pod ziemią i absolutnie nie pozwala na radosne spacerki po okolicy. Szkolą się tu topowi wojownicy.

 I zgaduję, że jesteś jakimś śmiesznym szeregowym?

Zza ściany dało się usłyszeć ciche warknięcie. 

 Każdy trafił tu przez idiotyczną przechadzkę.


<?>

 HIHIHIHI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz