— Jazda, jazda!
Aiden przyśpieszył tempa, słysząc polecenia swojego lidera. Łapy już niemalże plątały mu się pod nogami przez narzucony im pęd, ale oddawał całego siebie, aby nie stracić uznania wśród reszty wilków. Piasek pod jego łapami wydawał się już drażniący, w końcu cała czwórka wilków była na tym pieprzonym obchodzie od około dwóch godzin, a nie ukrywajmy, piach na pustyni bywał nagrzany do potężnych sum.
Wokół nie było właściwie niczego prócz piachu i sporadycznych, niestabilnych jaskiń. Bractwo, którego był członkiem zajęło najlepszą z nich, taką, która była w stanie wytrzymać już co najmniej parę pokoleń, a przynajmniej tak właśnie opowiadano mu, gdy został do nich przyłączony. Przyłączony, bo sam nigdy z własnego wyboru tutaj nie dołączył. Cała polityka tego.. czegoś, tej grupy już działała mu na nerwy, ale musiał się dostosować. W pojedynkę nie dało rady uciec, za każde próby ucieczki wilcy byli okaleczani przez głównodowodzącego. Aiden sam w ten sposób zyskał na nosie dwie blizny, a raz miał nawet pęknięte żebro. Nie zabito go tylko ze względu na jego przydatne umiejętności. Potem odpuścił, ale przyrzekł sobie, że nie będzie tu trwał wiecznie. W każdym razie... na razie stosował się do poleceń.
AktualnIe był uważany w bractwie za ważniejszą postać niż zwykły szeregowy. Nie ufano mu w stu procentach, jednak wystarczająco, aby był przydzielany do obchodów terenu. Aktualnie celem było sprawdzenie, czy żadna zagubiona dusza nie kręci się po pustyni, a jeśli - ich obowiązkiem było je stąd przegnać, w ostateczności nawet i siłą. Według prawa nikt obcy nie mógł tutaj przebywać w żadnym, ale to żadnym wypadku. Dlaczego? Sam pewnie chciałby wiedzieć. Ich rzekomy, samozwańczy "alfa" miał niepojęte dla niego idee i poglądy, Aiden uważał go za dziwaka i śmiecia, a nawet któregoś razu powiedział Feliksowi - liderowi zwiadowców - żeby przekazał alfie jego zdanie o nim. Cóż, ten pewnie zignorował jego prośbę, z resztą tak samo jak ignoruje zdanie i prośby wszystkich wokół.
---
Na pustyni panował okropny gorąc za dnia, jednak słońce zdawało się powoli zachodzić, a to oznaczało, że niedługo temperatura spadnie do zera, a może nawet i poniżej tego.
Podczas ciągłego biegu, Aiden dostrzegł niedaleko na piasku niewielką, jasną istotę, która na pierwszy rzut oka wyglądała jak wilk. O dziwo.
— Tam. — powiedział nieco głośniej, zwalniając jednocześnie tempo i skinając łbem w stronę stworzenia. Feliks, lider grupy również zwolnił i skierował wzrok we wskazaną mu stronę.
— Zabij. — stwierdził od razu i przeszył wzrokiem ciało Aidena. — I wróć do kryjówki. Weź ze sobą Młodego. — dodał moment potem — A ja i Lucjan ruszamy dalej. Nie ma sensu czekać tu całą grupą.
Jego ton głosu był wręcz denerwujący do słuchania. Feliks miał wybujane ego, zachowywał się przez większość czasu jak idiota, za którego z resztą Aiden go uważał. Nie lubił tego basiora. Bardzo go nie lubił ze względu na jego jakże paskudną osobowość.
Zielonooki patrzył na niego chwilę swoim obojętnym spojrzeniem. Polecenie jak polecenie, zdarzało mu się już wykonywać na paru poprzednich samcach które napotykali na swojej drodze. Był nawet dzień w którym nakazano mu zabicie szczeniaka. Podrostka, miał może z pół roku, ale to wciąż był szczeniak. I to był jedyny raz kiedy odmówił i kazał zrobić to komuś innemu. Była to jego słabość, był w stanie postawić się w butach takiego samotnego zagubionego szczeniaka ze względu na jego przeszłość. Bractwo znalazło Aidena właściwie w podobny sposób, też był zagubionym wilkiem i też o mały włos nie został zabity. Gdyby nie fakt, że nie był zwykłym wilkiem, prawdopodobnie pozbyliby się go tak jak każdego innego, ale w samoobronie przed poprzednią grupą zwiadowczą udało mu się pokazać swój pazur, przez co został uznany za pożytecznego i przyłączono do do grupy, wbrew jego woli.
Basior podszedł razem z Młodym do nowo napotkanego, nieprzytomnego wilka, kiedy to Feliks wraz z Lucjanem udali się do kryjówki. Z daleka nie był w stanie się przyjrzeć stworzeniu, jednak z bliska nie tylko dostrzegł, że jest bardzo wychudzona i wręcz styrana, ale także dotarł do niego fakt, że jest to wadera... Skierował nos ku ziemi, aby móc ją powąchać, a potem skierował wzrok na Młodego, który stał ku jego boku. Posłał mu porozumiewawcze spojrzenie.
Fakt był taki, że wadery były pożądane w bractwie. Obecnie były dwie, jedna gorsza od drugiej, a alfa wielokrotnie powtarzał, że mają mu znaleźć kandydatkę na wydanie potomstwa. Oczywiście podobało się to tylko i wyłącznie temu zasranemu dowódcy i jego prawym łapom. Nie Aidenowi, nie Młodemu ani nawet Lucjanowi który tak próbował podlizywać się Feliksowi - z resztą skutecznie. Reszta wilków w bractwie tego nie komentowała, tylko przytakiwała, druga grupa zwiadowcza to samo. Grzeczne pieski, które poleciałyby za patykiem... Zielonooki miał czasami wrażenie, że wyprano im mózgi.
Westchnął cicho i skierował ponownie wzrok na białowłosą. Jego uwagę przykuły sporej wielkości rogi które wyrastały jej z czaszki. On sam miał też takie spiczaste wypustki, i to aż cztery, ale jego były małe.. nie to co jej. I właściwie to pierwszy raz spotkał się z tym, że ktoś inny poza nim był ofiarą takowej anomalii.
— Wezmę ją. — mruknął. Był sporo większy i silniejszy od Młodego, dlatego się na to pisał pierwszy. Zarzucił nową na swój grzbiet z lekką pomocą towarzysza i potem udali się w podróż do kryjówki. Nieco dłuższą niż zwykle, jako z pasażerem na grzbiecie tak szybki bieg jak poprzednio był dość mocno utrudniony.
---
— Miałeś go zabić! — Feliks warknął głośno, a na dodatek przez zęby. Uszy w nerwach przechylił do tyłu.
Aiden jednak... no cóż, mimo, że w duszy się lekko wzdrygnął, to na jego pysku widniała raczej obojętna mina. A może raczej lekko zirytowana?...
— To wadera. — odparł, spoglądając w stronę nieprzytomnej wilczycy, potem skierował wzrok z powrotem na lidera — Chyba miałem stosować się do prawa. Sam to mówiłeś, a nawet groziłeś mi przy tym śmiercią. — dodał potem, marszcząc lekko nos. Jego rozmówca wydawał się teraz zmieszany.
— Samica? Sama, na środku pustyni? Dawno nie widziano tutaj przeciwnej płci, pomijając tamte dwie.. ach, daruję sobie przezwiska. — pokręcił głową, nagle można było stwierdzić, że stał się pokorniejszy. Pewnie zapaliła mu się lampka w głowie, że przywłaszczy sobie zdobycz a tym samym zyska uznanie u alfy. Chore.
— Mhm. — mruknął. — Idź zawiadomić alfę. — stwierdził.
— Nie rozkazuj mi, to po pierwsze. — powiedział ponuro. — A po drugie, mam do wypełnienia inne obowiązki. Powiadomimy go jutro, gdy tamta się przynajmniej obudzi. Pilnuj jej do tego czasu, jeśli spróbuje zagrozić, masz być stanowczy i zimny. Rozumiesz? Inaczej to moje kły zatopią się w twoim karku. — fuknął do niego, na moment zbliżając swój rudy pysk do tego Aidena. Potem odszedł w korytarzem w swoją stronę, mamrotając coś pod nosem. — Może jakiś wieczorek zapoznawczy im zorganizuję...
"Idiota" pomyślał i pokręcił głową.
---
Wilczyca obudziła się parę minut temu i nawet zamienili parę słów. Aiden, nawet jeśli tego nie pokazywał, odczuwał dziwną satysfakcję, a może nawet i ulgę, że ta w ogóle przeżyła. A szczerze, to po jej stanie lekko powątpiewał, czy jej się uda. (...)
— I zgaduję, że jesteś jakimś śmiesznym szeregowym? — jej słowa sprawiły, że basior się trochę poirytował, poczuł się poniżony, jednak zachowywał spokój.
— Każdy trafił tutaj przez idiotyczną przechadzkę, ja z resztą też. — mukunął. Zszedł z kamienia na którym siedział i podszedł nieco bliżej przejścia. Usiadł idealnie w nim, tym samym blokując swoim ciałem dalsze przejście. Teraz zarówno ona jak i on mogli się sobie bardziej przyjrzeć. Pochodnia oświetlała ich oboje, dość niewyraźnie, ale wciąż. — Kazano mi Cię zabić. — dodał potem, jego ton głosu brzmiał nadwyraz chłodno.
— Zabić? Może tak byłoby i lepiej. — fuknęła biała wilczyca i usiadła, odwrócona plecami do ciemnoszarego basiora. Nie patrzyła na niego od momentu, w którym usłyszała, że ten ponownie zaczął stukać pazurami o kamienną podłogę.
— Ha. — pokręcił głową. — Wyobraź sobie, że moje życie obchodzi mnie bardziej niż Twoje. Gdyby dowiedzieli się, że zabiłem waderę, ja byłbym kolejny w kolejce śmierci. — powiedział, szurając ogonem po podłożu.
— Szanujecie samice, jakie to słodkie i szlachetne. — rzuciła wyraźnym sarkazmem w jego stronę. Gapiła się cały czas w ścianę swoimi przymrużonymi fioletowymi oczyma. Była zdenerwowana, a swoje uszy położyła na sobie. Nie wierzyła w to co słyszy. Mówił, że miał ją zabić, a potem mówi, że gdyby to zrobił, sam byłby teraz martwy, to wszystko wydawało się chore już od samego początku a w głowie białej wilczycy zaczęło się mieszać, skoro tak nie tolerują obcych na swoim terenie, to dlaczego wadera nagle stanowi wyjątek?
— Nie, właściwie to nie. — odpowiedział — Obie płcie są tu traktowane dokładnie w ten sam sposób. Mamy jednak pewne wytyczne których na razie mamy się trzymać. I nie, zakazano mi na razie o nich mówić. Dowiesz się w swoim czasie.
Aiden przyglądał się jej niemalże cały czas. A raczej jej grzbietowi, ogonowi i rogom, które mimo, że lekko, to były cały czas widoczne. Trochę się już na nią napatrzył, gdy jej pilnował, ale dalej w pewnym sensie wydawała się intrygująca, i głęboko w sercu współczuł jej, że czeka ją taki beznadziejny los ku boku ich alfy. Gdyby jej ufał, przestrzegłby ją przed tym co ma być za jakiś czas, ale w ogóle jej nie znał. Nie wiedział jaka jest, kim jest i czy warto w ogóle komunikować się z nią dalej czy po prostu jej pilnować. Z resztą, nie obchodzi go jakaś losowa, nieznana, tajemnicza rogata wilczyca znaleziona przypadkiem na pustyni.
— Powiesz mi w końcu, co tutaj robiłaś? Musisz mieć nie po kolei w głowie, jeśli wybrałaś się na spacer po pustyni w 45 stopni conajmniej. Z resztą, jak ty wyglądasz, wychudzona, ledwo stoisz na łapach... — ponowił swoje pytanie, mierząc ją wzrokiem od góry do dołu.
Oczekiwał konkretnej odpowiedzi. Prawdziwej, a nie jakiejś wyssanej z palca, bo to co do tej pory usłyszał w ogóle nie działało odpowiednio na jego zaufanie.
<Oxide?>
EXCITED, MAM NADZIEJE ZE PODOLALAM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz