Bractwo… Pierwszy raz zasłyszała taki termin, stąd też odebrała to za jakąś poważniejszą organizację. Zważywszy na fakt, który sprzedał jej wcześniej prawdopodobnie strażnik pilnujący jej, skoro nikt nie dołączył tu z własnej woli.
— Powiesz mi w końcu, co tutaj robiłaś? Musisz mieć nie po kolei w głowie, jeśli wybrałaś się na spacer po pustyni w 45 stopni co najmniej. Z resztą, jak ty wyglądasz, wychudzona, ledwo stoisz na łapach...
Wadera zastrzygła uszami, wyrywając się z rozmyśleń i spojrzała na samca przez ramię.
— Jak ty wyglądasz? — Parsknęła na dogryzkę. — Wyrośnięty, poszarpany na mordzie gbur.
Wśród nich na moment zapadła cisza, po czym od ścian odbiło się głębokie westchnienie.
— Starzy wygnali mnie z watahy, chciałam oddalić się od tych terenów.
Podświadomość podpowiadała jej, że ten wilk jest inny niż pozostałe z całego tego podziemia. Skoro nie wykonał rozkazu, definitywnie jest przeciwko systemowi. Ale niektóre informacje się ze sobą gryzły, kompletnie nie pasowały do żadnej z wersji, które ta właśnie snuła w swojej głowie.
— Uciekając z terenów starej watahy przypadkiem wtargnęłaś na teren bractwa szkolącego wojowników? Straciłaś w młodości węch, czy coś?
— Okoliczne zapachy, wyobraź sobie, że jakoś najmniej mnie wtedy interesowały.
Basior poczynał działać jej teraz na nerwy, zresztą… Zapewne z wzajemnością. Dwie niesamowicie prędko irytujące się stworzenia nie skleją razem normalnej konwersacji. Oxide podniosła zad znad zimnej, kamiennej podłogi i znów zbliżyła się do kamiennego łuku, jakoby gotowa do przeciśnięcia się między ścianą, a siedzącym w przejściu wilkiem, na co ten zareagował nieco, nastawiając bystrze swoje uszy.
W blasku pochodni wiszącej blisko nich, była w stanie dostrzec cztery małe różki na jego czole.
— A to co? — Zaśmiała się, wskazując głową w ich kierunku. — Nowo narodzony jelonek?
Towarzyszyła im doprawdy dziwna atmosfera, bardzo sarkastyczna, ale również poważna, irytująca… Specyficznie dopasowana do aktualnej sytuacji. Poza tym, Oxide po prostu eksponowała swoje najgorsze w tej chwili cechy.
— Dużo humoru jak na twój los. — Odparł krótko, praktycznie bez żadnych emocji.
Skłamałaby mówiąc, że w środku nie pojawiła się nuta niepewności co do niedalekiej przyszłości. Czyżby musiała zmienić taktykę?
— Skoro go jeszcze nie znam, niewiele mnie to martwi. — Burknęła, począwszy kręcić się teraz przy ścianach przejścia.
Odpowiedzi niestety już teraz nie uzyskała, ale może i lepiej? Choćby wydostała się stąd, wciąż nie wie dokąd prowadzą chłodne korytarze niegdyś starej kopalni. Jeżeli trzymają tu wilki wbrew ich woli, co drugie przejście musi być obstawione jakimiś strażami, czy czymś w tym rodzaju. Prawdopodobnie im dłużej odwlekać będzie próby wydostania się stąd, tym później się jej pozbędą.
— To taka jakby Atlantyda, co nie? — Zagadnęła, a samiec odwrócił głowę w jej stronę. Wydało się przez moment, że podłapał jej dziwne wibracje.
— Coś w tym stylu.
Wadera przytaknęła, zadzierając pysk w górę, udając zainteresowanie pomieszczeniem, jakby było w nim coś choćby dostatecznie cennego, niczym w najlepszym muzeum.
Niedługo po dłuższej ciszy z jednego z korytarzy rozległ się stukot pazurów i… Prawdopodobnie skrzypienie jakiegoś zardzewiałego metalu. Szary wilk obejrzał się za siebie na moment i zauważywszy kogoś ze swoich, wrócił do obserwacji.
— Trzeba ją przywrócić do formy na spotkanie z Alfą. — Usłyszała za moment, a w przejściu pojawił się szaro-biały wilczur, podobnej budowy do tego drugiego, z drewnianym wiadrem w pysku, które za chwilę położył obok towarzysza. — Później skołuję jakieś żarcie.
— Jasne - Prychnął pod nosem drugi. — Dam sobie radę, Lucjan.
Lucjan. Zanotowane.
Odczekawszy moment, aż tamten odejdzie, zbliżyła się po raz kolejny do strażnika.
— A na ciebie jak wołają?
Wydał się nagle trochę zakłopotany. W końcu… Nieczęsto porwana istota interesuje się takiego typu sprawami.
— Aiden.
Kiwnęła głową.
— Oxide.
Zdziwił się wyraźnie, gdy tylko się przedstawiła.
— Grasz w jakąś psychologiczną grę? — Zmarszczył nos, choć jej osoba wydawała się imponować mu w pewnych momentach. — Niezbyt mnie to kręci.
— Skoro już stąd raczej nie wyjdę to warto chyba poznać tutejszych.
Spojrzeli po sobie raz jeszcze, zanim Aiden podsunął łapą stojące obok jego boku wiadro z wodą, bardziej w kierunku środka kamiennej nory. Podejście Oxide zmieniło się teraz z bojowego, na najzwyczajniej w świecie nieufle, lecz nieco bardziej zaintrygowane. Podeszła do naczynia i schyliła łeb, począwszy łapczywie pić chłodną, źródlaną ciecz. Niezwykle stawiające na nogi, za jednym zamachem wypiła praktycznie całe wiadro. Będąc blisko końca, uśwadomiła sobie, że nie wiadomo kiedy dostanie znów możliwość napojenia się, dlatego też z żalem podniosła głowę, oblizując swój mokry pysk. Parę kropel spłynęło po jej brodzie i z delikatnym pluskiem wpadło z powrotem do naczynia.
— Nie wyglądasz jakbyś chciał tutaj być.
— Doprawdy? Ty również.
Przewróciła oczami, po czym zamiotła ogonem i powędrowała do jednej ze ścian bliżej wyjścia, przy której położyła się, zatrzymując przy sobie resztki ciepła.
— Wolałabym chyba wrócić do tych czterdziestu stopni. — Wymamrotała cicho, jednak na tyle głośno iż była finalnie słyszalna, choć reakcji zwrotnej dotąd nie otrzymała żadnej.
Ułożywszy łeb na swoich przednich łapach, okryła się ogonem na tyle, na ile tylko mogła. Adrenalina całkowicie poluzowała wodze i teraz do jej głowy wkradła się kompletna obojętność do tego, co wydarzy się dalej. Organizm wyłapał brak siły do dalszej walki, mięśnie zasygnalizowały, że mają dość. Ogromny chłód przeszył jej ciało, w wyniku czego zatrzęsła się nagle.
Tego dnia doszła do wniosku, że chyba faktycznie lepiej byłoby być martwym.
<Aiden?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz