Bleu odetchnął ciężko. Prace nad małymi elementami były
nużące, gdyż należało pracować małymi narzędziami. Wyginanie metalu,
podgrzewanie go aby było prościej, ciągłe studzenie, żeby nie rozpuszczał się.
Basior czuł się jakby tworzył podkowy dla miniaturowych koników
popierdzielających po jego zgiętych plecach. W rzeczywistości drugi już dzień
robił ten nieszczęsny kolczyk. Oczywiście nie siedział nad tym cały czas.
Stanowił on pewną odskocznię dla palców od ciągłego trzymania igły i krzyków na
skórę, co by może zmiękła na zawołanie. Od nieustannego łamania i namaczania
lnu, aby potem nawijać jego drobne linki na słońcu i ścierać z nich nici. Od
lekcji czytania i pisania. Od Tijadei burzącej jego spokój nawet w progach jego
słodkiego królestwa. Teraz wadera leżała sobie w jego łóżku odpoczywając po
wyczerpującym treningu szeregowca. Bleu
był zdania, że nie powinna się przemęczać, jednak ona w kółko powtarzała mu, że
musi trzymać fasadę. To nadal nie przemawiało do młodego faceta. Po co w ogóle
bawić się z tym całym ukrywaniem? To i tak się wyda, jeśli nastąpi pierwsza
lepsza komplikacja.
Nie było jednak jak przemówić jej do rozsądku. Upierała się przy swoim, jakby
to była jej ostatnia deska ratunku w rwącej, zimnej wodzie.
—Głodna? — zagadnął ją kiedy usłyszał ruch materiału. Tijadea została przez
niego przykryta jedną z wielu tkanin jakie posiadał.
—Trochę. Ale… pójdę zjeść w domu, ok.? — podniosła się i rzuciła mu zaspany
uśmiech. On tylko odłożył swoją pracę.
—W sumie dawno nie odwiedzałem was tam. Może też się przejdę. —zaproponował, a
raczej postanowił.
—No dobrze. Chociaż w domu ostatnio ponuro. Pelasza działa mamą na nerwy, a one
nie wiedzą jak do niej przemówić. Tak przynajmniej słyszałam jak szeptają w
nocy. — pokręciła głową jego siostra. Doskonale rozumiał ich sytuację. Jego
umysł bowiem od razu pomyślał o waderze, która szła u jego boku.
—Jest najmniejsza z nas a tyle szczeka… — zaśmiał się pod nosem. Nie cierpiał
Pelaszy, nienawidził od serca, jednak czasem żal mu było tego demona w wilczym
ciele.
—Nie mów tak. — ale zapomniał na chwilę, że u jego boku dąży jej wielbicielka.
Wierny kompan każdego Pelaszowego życzenia.
W domu rzeczywiście atmosfera nie była najlepsza, chociaż mamy ucieszyły się na widok jedynego synka. Najgrzeczniejszego z dzieci na ten moment prawdopodobnie. I tylko w ich oczach. Obiad smakował zaskakująco gorzko. Nawet trochę za gorzko.
Jaśmina odwiedziła go w jego pracowni po tygodniu jaki
spędził nad tym kolczykiem. Wieczór zapadł już głęboko, a Bleu właśnie go
odkładał, ze względu na jego drobność i brak światła. Pomarańczowy błysk padł
na jego pysk, bawiąc się i tańcząc na nim wraz z ruchem płomienia. Wadera
podeszła bliżej wpatrując się uważnie w młodszego i zaciskając swoje usteczka w
wąską linię. Jej krok był cichy, gdyż nie chciała psuć tego niezwykłego
nastroju jaki panował wewnątrz pracowni. Bleu w końcu wyglądał jakby
zaczarowały go jego własne pracy, kiedy nachylał się nad nimi i delikatnie dopieszczał każdy szczególik.
Odetchnęła kiedy wilk spojrzał na nią i uśmiechnął się. Basior zaprosił ją łapą
aby się zbliżyła. Ta uczyniła to powoli, co dla młodego było niezrozumiałe.
Świece rozstawione w pomieszczeniu, trzy tylko, ale dawały wystarczająco
światła aby nie potknąć się na drodze.
—Jak tam twój przyjaciel Szkliwo? — zagadnęła go. Z gracją przysiadła sobie
przy wielkim kamieniu.
—Ma się dobrze, a ja jeszcze lepiej. Powoli uczę się pisać, czytać. Chociaż
słabo mi to idzie. — przyznał czerwieniąc się. Każda jego wada zdawała się być
wiecznie głębsza i niedogodniejsza niż w rzeczywistości była.
—Ah. To cudownie. Niedługo będziesz sam pisać rządowe dokumenty ślicznym
pismem, zapewniam cię! — zaśmiała się, jakby z jakiegoś żartu. Bleu nie bardzo
zrozumiał, jedynie przechylając niezdarnie głowę na bok. — Nie ważne. — dostrzegła
to wycofując się ze swojego stanowiska od razu.
—Po co przyszłaś? —
—A! no właśnie! Jak tam ten kolczyk. Ja wiem, że masz sporo pracy i w ogóle,
ale… chciałam sprawdzić, bo dziurkę już mam! — klasnęła w łapy. Bleu od razu
powrócił uśmiech na pyszczek.
—Jest gotowy. — prawie że szepnął. Jego łapy ostrożnie podniosły niewielki
przedmiot ukazując jego błyszczącą osobliwość oczom wadery. Ta wbiła w niego
swoje oczka niczym oczarowana.
—Jest cudowny. To nie perła z tego co widzę. — przejęła przedmiot od niego
zachwycona.
—Nie. Po łagodnym szlifie okazało się, że to kawałek szkła. Prawdopodobnie z
ludzkich butelek, ale wyglądało tak pięknie, że nie mogłem mu odmówić tego
zaszczytnego miejsca. — powiedział. I rzeczywiście. Kiedy Pomocnica Medyka
przyjrzała się lepiej kamykowi szczelnie owiniętemu metalem przejrzała przez
niego na wylot, a jednak nadal wyglądał on niczym piękny diament. Światło
bawiło się na jego warstwach, jakby woda i Bleu specjalnie starali się o ten
efekt. Zadowolona wsunęła przedmiot na swoje ucho i zapięła go. Dla
przetestowania trzepnęła uchem parę razy, a gdy nic nie spadło i nie połamało
się spojrzała zadowolona na Bleu.
—Co chciałbyś w ramach zapłaty? — dotknęła ozdoby ze szczenięcą radością w
oczach. Jej łapa była nader delikatna.
—Em… To trochę zawstydzające, ale… obawiam się pytać moich mam…. — zaczął.
Samica zerknęła na niego zaintrygowana.
—Czyli? —
—Chciałbym, żebyś odpowiedziała mi na pytanie. — wypalił cały czerwony. Cóż.
Zebrał się na odwagę. Doszedł do wniosku, że problem jaki ma i brak porządnej
edukacji odbija się na nim. Dodatkowo ciekawość pożerała go od środka. A kogo
lepiej spytać niż prawie medyka, prawda?
—Oh. Oczywiście. To taka niewielka cena za takie cudeńko. Co chciałbyś
wiedzieć! — oparła się o blat i wbiła w niego te lawendowe ślepia.
—No cóż… Nikt mnie nigdy nie nauczył kobiecej anatomii… I… — zagmatwał się.
—Po prostu spytaj, misiek! —
—Jak robi się dzieci? — wypalił. Jaśmina zamrugała dwa razy, a uśmiech zniknął
z jej pyska, aby potem ponownie powrócić wraz ze śmiechem.
— Rozumiem… Już rozumiem. Ciekawi cię jak zachodzi się w ciążę, co? — zaśmiała
się. Widziała jak wilk czerwieni się do tego stopnia, że nawet czubki jego uszu
zmieniły kolor. — Już. Nie wstydź się tak. Większość wilków nie ma nawet odwagi
spytać i sami się dowiadują. A potem są wpadki jak z twoją siostrą jak nie
wiedzą co i jak! — wstała i otrzepała się. — Dam ci dobrą lekcję anatomii
kobiecej, ok.? —
—ok. — Bleu mruknął cicho nie bardzo wiedząc jak zareagować. Jego łapa wyłożyła
parę drewienek na blat. Nie ma co na to marnować kartek.
—Nie, nie. … Z mówienia nie nauczysz się za wiele. Powiedzmy, że… — rozejrzała
się i prędko zgasiła jedną ze świecy obok.
Płomienie na reszcie zakiwały się do akompaniamentu jej oddechu. —
Pokażę ci na żywo. Dotkniesz czy tam powąchasz. — machnęła łapą. — Bo inaczej
to nie będziesz wiedzieć jak wygląda, a
będziesz wiedzieć jak się nazywa. A ja rysować nie umiem. Chodź.
— podała mu łapę. Ten niepewnie chwycił ją.
Zaprowadziła go do siebie. Można powiedzieć, że pokazała mu zupełnie nowy świat.
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz