— Co zrobiłeś...
— Mógłbym zapytać Cię o to samo.
Negatywne wibracje ustały wraz z cichym powarkiwaniem z obu stron. Uszy wadery wyprostowały się z pozycji przytulonej do rogów z tyłu jej głowy, a z oczu poczęło bić nagle ogromne zaciekawienie. Dało się zresztą zauważyć, że to uczucie nie towarzyszyło tylko i wyłącznie jej. Była święcie przekonana, że kiedyś ktoś zdążył ostrzec ją o możliwości takiego zjawiska, ale uznała to wówczas za jakąś głupią gadkę, straszenie? Legendę? Coś w rodzaju historyjki dla głupich szczeniąt.
Korzystając z chwili rozkojarzenia, wysunęła się spod Aidena i podniosła się prędko, otrzepując z pyłu, kurzu i reszty piasku, która wysypała się gdzieś z odmętów jej futra. Dokładnie ilustrując go wzrokiem, doszła wreszcie do wniosku, że dalsze próby toczenia jakiejkolwiek walki z nim nie będą miały najmniejszego sensu. A nuż może basior jej się do czegoś przyda...
— Intrygujące... — Uśmiechnęła się słabo w jego kierunku, tym razem jednak trochę bardziej szczerze.
W końcu... Są z tej samej branży.
Aiden jedyne co zrobił to przechylił odrobinę swoją głowę, wyrażając równie duże zainteresowanie zaistniałą sytuacją. Nie odpowiedział jej w żaden sposób, ale słowa były raczej zbędne. Przysiadł w miejscu, w którym wcześniej stał i zaczął najzwyczajniej w świecie wodzić za nią wzrokiem. Oxide odetchnęła głęboko, wpuszczając do swoich płuc wilgotne, zimne powietrze. Kroczyła leniwie wokół miejsca, w którym aktualnie się znajdywali, szurając pazurami i podłoże. Gdyby ktoś miał zdefiniować wizualnie pojęcie śmierci, zapewne w tej chwili byłaby to właśnie ona.
— Miałeś się za jedynaka w kwestii tej mocy? — Odezwała się po czasie, zerkając na niego.
— Oczywiście, że nie. — Odparł niemal od razu. — Ale nigdy nie przydarzyła mi się podobna sytuacja.
Przytaknęła, jej łapy były zmęczone, a jednak w sytuacji pobudzającej jej nerwy nie była w stanie usiedzieć w miejscu.
— Wybacz.
Basior zastrzygł jednym uchem i rzucił jej pytające spojrzenie. Oxide nie była najlepsza w przepraszaniu i okazywaniu skruchy, połowicznie była pewna, że postąpiła dobrze. Druga strona natomiast uparcie twierdziła, że cios ten był kompletnie zbędny i można było rozegrać to inaczej. Wilk był widocznie zagubiony przez parę następnych sekund, zanim doszedł do sedna sprawy i uświadomił sobie, o co dokładnie mogłoby jej chodzić.
— Nie szkodzi.
Szczerze, odechciało jej się podejmować następnych prób ucieczki. Jeżeli ktokolwiek nad nią czuwa, nie przyszykował dla niej tychże atrakcji bez powodu. Zauważywszy, że jej towarzysz teraz ułożył się spokojnie w miejscu, zwolniła tempa chodu. W jej głowie rodziło się coraz więcej pytań odnośnie tego miejsca. Chociażby to, jak tu funkcjonowano bez wiedzy tak potrzebnej i prostej jak chociażby o porze dnia. Skąd też sama miała wiedzieć, kiedy powinna była iść spać? Czy może nie miało to tutaj w ogóle znaczenia...
Przysiadła w miejscu, a chwilę potem przylgnęła do podłoża, okrywając swój bok ogonem. Czy się poddała? Nie odbierała tak tego, miała plan.
Choć jeszcze sama nie do końca wiedziała jak go rozegrać.
Wrażenia dnia dzisiejszego ostatecznie odbiły na białej waderze swoje piętno i zanim się obejrzała, jej powieki opadły, mięśnie rozluźniły się, otrzymując wreszcie upragniony odpoczynek po całej pracy, jaką dziś wykonały. Owszem, straciła przytomność parę godzin wcześniej ale raczej nie mogła nazwać tego drzemką. Po bliżej nieokreślonym czasie wybudziło ją ciche powarkiwanie, jakby co najmniej wydarzyć się miała za moment jakaś afera. Oxide otworzyła niechętnie swoje fioletowe ślepia, badając sytuację póki co leżąc w bezruchu, jednak gdy dostrzegła, że w okolicy wciąż nie ma nikogo nowego oprócz Aidena, podniosła się do wpół siedzącej pozycji i ziewnęła głośno. Zdawać się mogło, że ten miał jakieś koszmary, albo po prostu śniło mu się teraz coś doprawdy ciężkiego. Wadera otrzepała swój łeb i podniosła się, powoli zbliżając do leżącego kawałek dalej wilczura. Dychał ciężko, ale dość szybko, a końcówki jego łap jakby delikatnie podrygiwały.
— Hej? — Zagadnęła nieco niepewnie, po czym przewróciła oczami jakoby na samą siebie.
Nie uzyskawszy odpowiedzi, przysiadła obok, ułożyła się, a swój puchaty ogon zarzuciła na jego kark. Skrzyżowała przednie łapy i opierając na nich łeb jeszcze przez moment obserwowała go, a gdy niespokojne odgłosy ustały, postanowiła kontynuować swoją drzemkę.
<Aiden?>
Totalny gniot, przespałam wenę... Następny będzie lepszy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz