Bleu siedział obok Pelaszy i spoglądał na nią spod byka.
Byli ponownie w jaskini medycznej. Wadera wyrwała go od ważnej pracy, a także
przerwała jego myśli o spotkaniu na jakie chciał się wybrać. Co prawda nie
umówione, ale miał nadzieję spotkać się ze Szkliwem i ubłagać o pewną sprawę.
Kto wie, może nawet w końcu pozna samą alfę, bo za wiele o niej nie wie i nie
widział w sumie w osobie.
—Nie. Jaśmina durniu. — Delta przyłożył łapę do swojego czoła zamykając ciasno
oczy. Wadera na którą burczał wyprostowała się jak struna gitary jaką ostatnio
naciągał na gitarę. Jego praca rozpędzała się i rozszerzała w kierunkach, w
których musiał wysilać swoje szare komórki aby myśleć jak to czy tamto zrobić,
gdyż bladego pojęcia nie miał. Ten dobry szary ptak powtarzał, że w książkach
znajdzie, ale młodzik ani pisać ani czytać. Ledwie węgielki w łapie trzymał i
umiał używać.
—Spójrz. Jeśli uciśniesz za mocno to…— medyk zdzielił większa łapą w brzuch. Ta
sapnęła z bólu i skuliła się nieco ze swojego prostego kręgosłupa.
—Rozumiem. Rzeczywiście. Krzywdę idzie komuś zrobić. — westchnęła.
—No właśnie. — parsknął. Jego łapa powróciła na brzuch Pelaszy, a on wygonił
Bleu i Jaśminę kawałek dalej, aby móc w spokoju badać.
—Eh. Wiele jeszcze przede mną. Nie wiem czemu ja się tego
nauczyć nie mogę. — odetchnęła, pomimo że pewnie wewnątrz siebie znała
odpowiedź na to pytanie. Bleu jednak nie
wiedział, dlatego odetchnął ciężko.
—Ma podobnie. Miałem iść szukać Szkliwa ,a siedzę tutaj, nie robiąc nic a nic.
— kręcił nosem.
—Ha. — Pomocnica medyka zaśmiała się cicho i zerknęła na niego z góry. — Wiesz.
Jestem zaskoczona, że jako taki młodzik masz tyle pracy. —
—No wiesz. Jestem pierwszym w watasze rzemieślnikiem. Nikt inny nie ma mnie jak
czegokolwiek nauczyć o tym. Nie mam mentora jak ty, sam muszę wszystko
wymyślić. —
—i pewnie niezły dorobek co? —
—No. Można tak powiedzieć. Z pewnością mi jedzenia, metalu i tkanin nie
braknie. — kiwnął jej głową. Jej bystre oczy wbijały się w jego osobę. Czuł to
każdą swoją komórką.
—To dość niezwykłe. Taki młody, a taki talent. Sam szyjesz te bandany co masz
na szyi prawda? —
—Tak. Ta jest ostatnio moja ulubiona, ale muszę ją wyprać. Jednak woda jest
jeszcze za chłodna na to. Wiosna się ledwo zaczyna. —
—To prawda. A gdzie ta twoja pracownia jest? Zastanawiałam się bowiem czy samej
nie zakupić czegoś ładnego do noszenia. Robisz kolczyki? —
—Nie, ale mogę spróbować. W sumie nigdy nie zastanawiałem się jak to zrobić.
Hym…. — zamyślił się na chwilę. Nawet nie zauważył kiedy badania na jego
siostrze dobiegły końca.
—I jak? — Jaśmina od razu wypaliła, zaangażowana w tą całą sytuację.
—Jest dobrze na razie, ale młodzieńcze ciąże często obarczone są pewnymi
zagrożeniami. Na ten moment nie widać żadnych oznak błędów w rozwoju ani ewentualnych powikłań, ale to
wszystko może się zmienić w ciągu kilku sekund. — Delta przemył swoje łapki.
Bleu czasami zastanawiało dlaczego ten wilk był taki mały. W końcu on sam nie
należał do największych, ale medyk przerastał jego wszelkie wyobrażenia pod
względem swojej wielkości.
—Oby nie. — Tijadea odetchnęła ciężko. Zamartwiała się tym niemiłosiernie,
chciała to już mieć za sobą .
—na pewno nie! — Jaśmina machnęła łapą zadowolona. — Wiadomo ile ich jest? —
—Jeszcze nie tak szybko Jaśmino. — Delta skarcił ją. W końcu miała uczyć się
medycyny, a wciąż myliła proste fakty.
Szkliwo spojrzał zaskoczony na młodego Bleu. Ten wbijał w
niego swoje niebieskie ślepia z zapałem. Chciał w końcu rozwinąć swoje skrzydła
w swoim żywiole w pełni. Chciał…
—Nauczyć cię pisać i czytać? — ptak kłapnął dziobem jakby ta informacja jeszcze
powoli docierała do jego głowy.
—Tak. — Bleu powtórzył swoją odpowiedź. Błagał go praktycznie o tą możliwość,
gdyż kto inny mógłby to dobrze wykonać. No. Może jeszcze alfa, ale Bleu coś
czuł, że Agrest może mieć ważniejsze zajęcia niż lekcje czytania dla malućkiego
poddanego.
—No dobrze. Możemy… spróbować. — Szkliwo poprawił swoje skrzydła i machnął
niecierpliwie ogonem., jednak patrząc na cieszącego się jak szczenię młodego
dorosłego uśmiechnął się.
—Kiedy zaczynamy? — w kocu basior uspokoił się nieco i z nadal śmigającym
ogonem stanął przed towarzyszem.
—Jutro, z samego ranka! — zapowiedział „żuraw” po czym oboje poszli swoją
drogą.
—To jest Z tak? — Szkliwo cierpliwie stał nad Bleu pokazując
mu te literki i ucząc go. To była już 5 lekcja, piąty dzień, a dzieciakowi szło
całkiem nieźle, jak na dorosłego. Chociaż jaki był tam z niego od razu dorosły.
—Tak. Ale piszesz je źle. — poprawił jego pisownię. Piach bywał oporny, ale
przynajmniej dało się go używać więcej niż raz, nie jak kartkę.
—UGH. — zirytowany i zmęczony Bleu prychnął na swoje dzieło.
—Spokojnie. Nic gorszego od pisma Delty na tym świecie już nie będzie. — ptak
poprawił mu nieco humor. Jeszcze chwilę pochylali się nad literami przed
jaskinią rzemieślnika, kiedy oderwały ich od tego kroki. To Jaśmina powoli
wstąpiła w pole ich widzenia.
—Witajcie Bleu… Szkliwo. — zaskoczyła się ewidentnie obecnością ptaka, który
dygnął delikatnie w jej kierunku.
—Myślę że będę się już zbierał. Chyba masz bowiem klienta. — szary towarzysz
uśmiechnął się do Bleu, który podziękował mu jeszcze za jego czas.
—A ciebie… co tu sprowadza? — Bleu zamazał litery na piachu łapą. W powietrzu
zabiły skrzydła i Szkliwo zniknął z ich wzroku.
—Znacie się? —
—Zaryzykowałbym nawet stwierdzeniem, że całkiem dobrze. — Bleu odparł na jej
pytanie. Łapą zaprosił do wnętrza pracowni. Jego nowa towarzyszka przyjęła tą
ofertę i niedługo potem oboje siedzieli przy płaskim kamieniu służącym jako
jeden z wielu blatów do pracy.
—Nie wiedziałam, że masz znajomych u władzy. — zachichotała.
—Nie ująłbym tego w taki sposób, ale tak. Znam Szkliwo, poznałem Kawkę. Często
też składam dokumenty w skóry. Ostatnio nawet oprawiałem księgę zasad! —
pochwalił się. Nie zauważył jak w oczku Jaśminy zapaliła się mała lampeczka.
Bardzo niebezpieczna.
—To nieźle! Powiedz mi. Chciałabym kolczyka. Umiałbyś je zrobić, bo dziurkę
uczynię sama! — z ekscytacją w głosie obserwowała jak Bleu wyciąga różne rzeczy
na chłodny blat. Posypały się małe druciki, metale, a nawet i gwoździe.
—Mam też kolorowe farby i parę pereł i jakiś kamieni. — dodał po chwili
dorzucając małe błyskotki na stoliczek.
—Wo… ale wybór. To… chciałabym takiego wiszącego kolczyka z perełką. — Jaśmina
wybrała wskazując na małą błyszczącą kuleczkę.
—Nie wiem czy to nie jakiś kryształek. — basior pochwycił je w swoje paluszki
obracając. — Ale oprawa pójdzie łatwo, nie wygląda na bardzo kruchy. Jeśli
jednak mi się z nim nie uda, dam ci znać. Wybierzesz sobie coś innego. —
uśmiechnął się szeroko. Ona za to potrząsnęła rzęsami i odwzajemniła grymas
szczęścia. Oba ogony zamachały z dwóch różnych powodów.
<CDN.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz