Odkąd pierwszy przebiśnieg wzniósł się ponad zimny i nieprzyjemny puch, każda następna godzina, każdy nowy dzień zbliżał Oxide do wyśnionej wiosny, do czasu, kiedy całkowicie mogła oddawać się swej naturze, a wokół było jakoś ciut weselej, choć sama do optymistów nie należała. Wreszcie nie trzeba będzie kryć się przed mrozem kąsającym w nos oraz wręcz tnącym niczym najostrzejszy sztylet poduszki łap. Powietrze zmieniło się diametralnie, czuć było w nim bowiem jak okolica budzi się do życia. Zapach rosy, trawy o poranku, charakterystyczny klimat unosił się wokół, budząc jednocześnie większą chęć do życia białej wadery. Chmury coraz rzadziej okrywały niebo, przegrywając walkę ze słońcem, które okrywało swoimi promieniami tereny watahy i zwalczało ledwo dyszący na gruncie śnieg, zieleń wyraźnie opanowała większość okolicy, pojawiło się więcej innych żyjątek wokół.
Ah.. I ten słowik.
Oxide momentami odnosiła wrażenie, iż ten chce jej przekazać jakieś wieści. Niestety nie mogła robić niczego więcej, niż słuchać jego niezrozumiałego dla niej śpiewu.
Gdy promienie słońca leniwie wyjrzały zza małej chmurki, ta podniosła łeb spoglądając w kierunku błękitnego nieba i wzięła głęboki wdech, wypełniając swoje płuca chłodnym, jednak wciąż przyjemnym powietrzem.
Rozglądawszy się moment, postanowiła ruszyć w dalszą drogę. Czego szukała? W zasadzie… Sama nie była do końca przekonana. Głód odpuścił jej dziś dokuczanie, jakby los miał już dla niej zaplanowany ciąg wydarzeń na dziś, choć jej przeczucie było spokojne niczym woda w pogodny dzień. Wędrowała powoli, przemierzając teraz las. Było raczej cicho, jedyne dźwięki wytwarzała teraz natura, gdzie niegdzie można było usłyszeć nawet tuptanie małych kończyn, zapewne zajączków lub jelonków i saren… Ptaki radośnie zwiedzały korony drzew i gałęzie, nawet wiewiórka wspięła się do jednej z dziupli w większym pniu. Wspaniale było brać udział w tym przedstawieniu. Dzisiejsza pogoda była doprawdy wspaniała, Oxide w pewnym momencie uznała, że drzemka na rozgrzanym już zapewne piasku wśród dźwięków z oddalonej odrobinę polany byłaby idealną rutyną na najbliższe miesiące. Westchnęła cicho. Czyżby… Tęskniła za towarzystwem? Wokół roiło się od najróżniejszych stworzeń, więc co aktualnie zaprzątało jej głowę?
Dawno nie widziała się z Anubisem.
Potrząsnęła głową z cichym parsknięciem, nie pozwalając tej myśli przebić się głębiej w odmęty jej umysłu, te najbardziej podatne, najsłabsze. Było to bowiem doprawdy absurdalne dla niej zjawisko, uzależnić się od obecności duszy, której nawet… Pomimo kilku już spotkań dobrze nie znała, a jednak od wilka biła do tej pory nieznana jej energia, która namąciła w jej głowie, stała się zagadką. Nie znali się wcześniej, a Oxide mogła przysiąc, że czuła się z nim jakoby znali się od szczenięcia, albo i jeszcze dalej, może w jakimś poprzednim wcieleniu.
Nie zauważywszy nawet zmiany terenu, wędrowała dalej, wpatrując się pod własne łapy by znów nie zrobić z siebie ofiary losu i nie potknąć się o nic. Jak na złość, z ziemi nagle wyrósł korzeń, który podciął jej tylną kończynę, sprawiając, że musiała asekurować się przednimi łapami ażeby nie zaliczyć kompromitującej gleby. Wyklinając pod nosem najróżniejsze przekleństwa, odwróciła się w kierunku oponenta, który jak się okazało był tam już wcześniej, a ona po prostu go nie zauważyła. Chociaż wokół nikogo nie było, zażenowała w tym momencie siebie samą. Czarne myśli przykryły jej własne niebo, być tak beznadziejnym jest aż niemożliwe. Raz jeszcze rozejrzała się wokół, w oddali słychać było spokojny szum morza, raz po raz nawet dało się usłyszeć skrzek mew przelatujących ponad plażą. Coś jednak wstrzymało waderę przed wychyleniem się i wejściem na nagrzany od słońca piasek. Zauważyła w oddali dwie wilcze postury, prawdopodobnie rozmawiające ze sobą na jakiś temat i nastawiwszy uszy przysiadła za drzewem. Już z daleka rozpoznała jednego z nich.
- Możesz wyjść. - Usłyszawszy nagle, wzdrygnęła się. - Przede mną się nie schowasz.
- Oxide.
Wadera otrząsnęła się jakby z transu i trzepiąc łbem, wysunęła się zza drzewa, szurając pazurami jakby bez siły aby podnieść swoje łapy. Niewidzialne kamienne kule znów zostały przykute do jej kończyn, nadając jej doprawdy podły nastrój. A przecież to właśnie na to spotkanie tak podświadomie wyczekiwała.
- Miałam nadzieję, że zagłuszy mnie morze. – przyznała, gdy znalazła się bliżej.
- Nie ukryjesz bicia serca. Nie przed moim uważnym uchem. – przyznał, siadając.
Zmierzyła go wzrokiem, po czym pozwoliła sobie dosiąść się kawałek od niego. Zapadła cisza, jednak nie należała ona do tych niezręcznych. Słońce ogrzało jej całe ciało, rozluźniając do tej pory spięte mięśnie, było to niczym okrycie najcieplejszym kocykiem. Powietrze nie było jeszcze w stu procentach wiosenne, dało się wyczuć w nim pozostałości mrozu, jednak słońce wynagradzało to, radośnie świecąc nad głowami wszystkich stworzeń z okolicznych terenów.
- Jesteś dziś mało gadatliwa. – Usłyszała po dłuższej chwili.
Zastrzygła uchem, odwracając głowę w kierunku siedzącego obok basiora.
- Ty z kolei chyba aż za bardzo.
Wilk parsknął pod nosem na jej słowa.
- Po prostu żyję pełnią życia. Przebiśniegi tamtego wieczoru wypełniły mnie nadzieją na ciepłe dni, które jak widać zbliżają się więcej niż wielkimi krokami.
Lekki uśmiech pojawił się na pysku wadery, na samo wspomnienie zbliżającego się czasu.
- Słyszałem, że znów przegrałaś walkę z korzeniem.
I jak szybko się on pojawił, tak szybko zniknął. Zastąpiło go wówczas udawane i przerysowane oburzenie.
- Phi. Twoje uważne ucho musiało się zatem pomylić. – Odparła wreszcie, obierając dostojny ton głosu. – Patrzę już pod nogi.
Szum morza zachęcał do zanurzenia w nim swoich łap, nie sposób było mu odmówić. Ta sama myśl prawdopodobnie przebiegła właśnie przez głowę Anubisa, ponieważ ten za chwilę zdecydował się jednak podnieść z miejsca i zbliżyć się do wody, a gdy ta podmyła jego pazury, ruszył dalej, na tyle, ażeby woda pokryła jego prawie cały grzbiet. Oxide przechyliwszy na początku głowę poczęła jedynie obserwować i wybadać następne planu Apollo, jednak niewiele potem ruszyła za nim, już nieco radośniej, a ciężar z jej łap zniknął całkowicie. Nim zdążyła się obejrzeć, usłyszała głośny plusk i taflę wody rozpraszające się za moment w masę małych, mieniących się w słońcu kropli. Nie była fanką pchania się pełną parą do wody, jednak towarzysz nie pozostawił jej za wiele wyborów i sam postanowił przyzwyczaić jej ciało do chłodnej cieczy, która w kontakcie z jej futrem, a potem skórą, wycisnęła z niej przezabawny pisk, podobny do tego, który słyszała wcześniej, gdy Anubis otrzepał się w obecności innej niż ta jej.
- Czym sobie na to zasłużyłam?! – Wykrzyknęła z cichym chichotem i z ogromną siłą wskoczyła po szyję do wody, w kierunku Anubisa, który nagle również głośno się zaśmiał i usiłował uciec w przeciwnym kierunku.
Oxide ruszyła za nim, płynąc w taki sposób ażeby rozchlapywać wodę na wszystkie strony. Z perspektywy osoby trzeciej zapewne ktoś pomyślałby, że ta zaczyna tonąć i rozpaczliwie potrzebuje pomocy, a to po prostu najsłodsza zemsta. Radosne śmiechy i odgłosy wodnej zabawy roznosiły się po plaży.
Szczenięca strona obudziła się w niej bardzo szybko, chyba dawno się tyle nie śmiała i nie czuła tej ciekawej nuty adrenaliny, bo ona też się pojawiła, zwłaszcza w momentach, kiedy Anubis odwracał się i postanawiał oddać wszystkie celne chlapnięcia z prawie podwójną mocą, jakby już kiedyś pluskał się tak za dzieciaka z jakimś ze swoich tamtejszych przyjaciół. Wadera pierwszy raz widziała go w tak dobrym humorze, widocznie wilk, z którym rozmawiał wcześniej bardzo poprawił mu dzień.
Ona również chciała poprawić mu dzień.
- Zabawa stop, zabawa stop! – Wykrzyknął nagle, co wyrwało ją z rozmyśleń, które po raz kolejny już tego dnia wymykały się spod kontroli, ściągając nad nią czarne chmury zbędnych i natrętnych myśli.
Oxide uważnie zilustowała wzrokiem Anu, oboje znajdywali się teraz obok siebie, woda sięgała im może do połowy brzuchów, a z przemoczonych futer raz po raz jeszcze uciekały kropelki poprzedniej zabawy, podobnie jak po uszach, czy pysku. Basior kichnął nagle, a ona chcąc się odezwać i życzyć mu znanego wszystkim „na zdrowie”, nabrała powietrza w płuca i już miała się odezwać, gdy nagle jedna z większych fal zaatakowała ją z nienacka, ścinając praktycznie z nóg i zabierając pod wodę.
- Matko święta! – Usłyszała jeszcze zanim udało jej się wynurzyć z powrotem. – Nic ci się nie stało? Nie brzmiało to jak element zabawy.
Nabrawszy głębokiego oddechu, wykasłała resztkę wody ze swojego gardła i otrzepała łeb z kilku wodorostów.
- Doprawdy? – Zerknęła na niego, z równie udawanym zirytowaniem, a z jej prawego rogu zwisała jeszcze jedna morska roślina.
Apollo zachichotał raz jeszcze, robiąc do tego zwycięską minę, po czym zarzucając ogonem musnął nim rogi Oxide. Niedługo po tym zbliżył się, łapiąc zębami za wodorost, którego ta nawet nie zauważyła i ściągnął go z niej, wrzucając z powrotem do wody.
Stali tak jeszcze chwilę, w ciszy, którą zagłuszały jedynie fale rozbijające się o klify w oddali, a słońce grzało ich plecy i głowy, które jako jedyne części ciała wystawały teraz znad wody. Wadera śledziła wzrokiem krople spływające ze skroni wilka, które mijały jego zamglone oczy. Woda raz po raz unosiła ponad dno ich ciała i opuszczała z powrotem. Nutka stanu nieważkości była doprawdy przyjemna. Nadmorska woń unosiła się wokół, nadając nawet mylne wrażenie środka gorącego lata.
Wierzyła,
a raczej chciała wierzyć, że znalazła swego rodzaju bratnią duszę.
<Anu?> NO JUŻ WSTAWILAM JUŻ MASZ CO ROBIC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz