– Byłeś kiedyś w sytuacji, gdzie... gdzie śmierć wydawała się najlepszym rozwiązaniem? Nie dlatego, że miałeś dość życia i problemów z nim związanych, tylko dlatego, że wiedziałeś, co czeka cię na końcu i dlatego wolałbyś śmierć.
– Nie zabiję cię, Paki. – Po policzkach atramentowego wilka spływały łzy. Nadszedł dzień, na który absolutnie nie był gotowy.
– Szkoda... – Wymawiający te słowa basior był tak bardzo nienaturalnie spokojny. Uśmiech, który nie znikał od dobrych kilku dnia, nadawał mu wyglądu trupa. I w pewnym sensie niestety nim był. – W takim razie zabierz mnie gdzie indziej. Gdzieś z dala od chabrów. I Shików.
– Pójdę z tobą.
Na pojedynczą chwilę, na jedną, jedyną sekundę oczy Paketenshiki stały się jakby obecne. Żywe. Patrzył na swojego ukochanego, a nie gdzieś w nieodkrytą przestrzeń, a w jasnym złocie chowały się smutek i wdzięczność.
– Dziękuję.
I martwa obojętność na powrót zagościła na twarzy rudzielca, przystrojona dodatkowo trupim, bezbarwnym uśmiechem. Pomocnik medyka zapłakał gorzko. Oto minęła ostatnia minuta spędzona ze swoim najdroższym, kiedy ten jeszcze zamieszkiwał to wilcze ciało.
⫷⫸
Gdy ciemność opatuliła tereny watahy Srebrnego Chabra, Yir zawiązał wokół Paketenshiki sznur, by zabrać go z dala od domu. Na zewnątrz nory czekała na niego rodzina. Wayfarer. Pinezka. Skinka. Dziewczyny płakały, po cichu, by nie zbudzić śpiących w okolicy wilków, jednak młody Wayfarer nie był w stanie wypuścić z siebie ani jednej łzy. Ale chował się pod kapeluszem, widoczny był tylko czarny guzik nosa. Symbol wewnętrznej rozpaczy, jakiej młodzieniec jeszcze nigdy nie doświadczył. Atramentowy wilk czuł się całkiem podobnie, sam nie był w stanie płakać, choć pojedyncze łzy wciąż jakoś znajdywały się na już i tak mokrych policzkach.
Zendayafiri pożegnała swoich rodziców, każdemu z nich podarowując własnej roboty wisiorek. Yir był wdzięczny. Paketenshika tylko uśmiechał się martwo, nawet nie zauważając obecności swojej ukochanej córki. Citlali przytuliła ich obu, nie mogąc powstrzymać łez, po czym schowała się w norze. Nie potrafiła znieść widoku martwego taty i odchodzącego ojca.
Skinterifiri przez długi czas obejmowała swojego starszego braciszka, z którym spędziła praktycznie całe swoje życie. Wyszeptała słowa pożegnania, mimo że Paki nie był w stanie jej usłyszeć, a ona doskonale o tym wiedziała. Nie chciała jednak go puścić od tak, bez jakiejś modlitwy. Obiecała mu, że jeszcze się spotkają, że to nie koniec. Że zawsze będą rodzeństwem, a szlaki ich dusz jeszcze nie jeden raz się przetrą. Choć możliwość ponownej inkarnacji przez duszę Paketenshiki była niezwykle mała, biorąc pod uwagę, że uciekła gdzie indziej niż do zaświatów. Żadne z tu obecnych nie chciało jednak w to wierzyć.
Wayfarer się nie odzywał. W milczeniu podszedł do swojego taty, pierwszego wilka w jego życiu, który był mu bliski. Jedynego, który zajmował tak ogromną część jego serca. Podczas gdy Skinka i Pinezka pozostały z tyłu, w norze, on towarzyszył swojemu tacie i jego partnerowi w podróży poza tereny watahy Srebrnego Chabra. Milczący niczym duch, a jednak w pełni obecny. Podpierał Paketenshikę, gdy ten tracił równowagę, usuwał przeszkody spod jego nóg. A gdy wreszcie trójka basiorów znalazła się na rozstaju dróg, podniósł czerwone oczy, całe błyszczące krystalicznie w blasku księżyca i zwrócił się w stronę swojego najdroższego opiekuna.
– Żegnaj, tato.
Uścisk, jakim się podzielił, był o wiele cieplejszy niż kogokolwiek innego. Był to uścisk syna, który w tym momencie tracił najcenniejszą w całym swoim życiu rzecz. Brązowy wilk przez długi czas przytulał osobę, która pomimo braku wspólnych genów była jego ojcem i tatą, opiekunem i najważniejszym wsparciem w trudnych życiowych chwilach. Więź, która łączyła tych dwóch była o wiele mocniejsza niż wielu sobie wyobrażało i dopiero w tym ostatnim momencie, kiedy niebyt odebrał Paketenshikę z łap rodziny, zostawiając tylko pustą skorupę, więź ta ukazała się innym w pełnej swojej okazałości. Wreszcie została uroniona pojedyncza łza. Kto wie, czy nie jedyna w całym życiu podróżnika.
– Żegnaj, Yirze. Będę za wami tęsknić.
– Bywaj, młody. Trzymaj się. Dla siebie i dla Pinezki. – Yir próbował się uśmiechnąć, jednak ból, z jakim się to wiązało, nie mógł zostać pokonany. Pozostał więc przy ponurej minie i tylko przytulił podopiecznego swojego ukochanego. Krótko. Po męsku. – Pamiętaj o swojej rodzinie, gdy będziesz podróżował zimą.
– Moja rodzina umarła. – Wayfarer ukradkiem spojrzał na stojącego nieruchomo Pakiego.
– Nie, Way. Twoja rodzina to nie tylko Paki. To także Nere'e i Skinka. I każda osoba, jaka stanie ci się bliska w trakcie twojego życia. I... jeśli mogę... chciałbym cię prosić o jedną rzecz.
Wayfarer przytaknął w ciszy. Atramentowa łapa oparła się o brązowe ramię.
– Wracaj każdej wiosny do watahy Srebrnego Chabra. Dla Pinezki, by nie została sama. Zaopiekuj się nią. Dopóki nie dorośnie. Zrobiłbyś to dla nas? Dla Pakiego?
Kolejne przytaknięcie, powstrzymujące w gardle łzy. Yir poszedł dalej, ciągnąc za sobą już-nie-Paketenshikę, a młody basior pozostał z tyłu, na rozstaju dróg, nieruchomy niczym drzewo. I tylko ciche uderzenia kropli o trawę zdradzały, że po brązowych policzkach spływają strumieniem słone, bolesne łzy.
⫷⫸
I tak właśnie zakończyła się przygoda nie jednego, a dwóch wilków, których miłość pokonała śmierć i doprowadziła do wzajemnej śmierci. Jeden z nich umarł, odchodząc, a drugi umarł, zostając. Gdyż nie mogli przepłynąć przez rzekę Styks, zmuszeni byli wciąż zamieszkiwać świat śmiertelników, we dwóch, już na zawsze nierozłączni, związani sznurem, choć nie małżeńskim, puści od środka. Nikt nie wiedział, kiedy zniknęli ani dokąd się udali, więc nikt inny nie mógł już się z nimi pożegnać. Ale to i lepiej. Nie powinni widzieć dwóch żywych trupów, złamanych od środka, których nawet śmierć nie chce przyjąć. A to może być właśnie najgorszy los na zakończenie swojego żywota. Nie śmierć. Nie usunięcie się absolutnie z kart historii. Ale po prostu, zwyczajnie, już więcej nie żyć.
<Żegnajcie - Yir>
Cytat z tytułu autorstwa Wiktora Hugo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz