∾ Z pamiętnika Pinezki ∾
Trochę mi zajęło, zanim znalazłam swoją ofiarę. Trafiło na jakiegoś zająca (są lasy to i są zające, co nie?) i chociaż nie była to nie wiadomo jaka sarna, to przecież na bezrybiu i rak ryba, a lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. No to postanowiłam złapać tego swojego futrzastego wróbla. I szczerze mówiąc, zrobiłam to bezbłędnie!
Podleciałam nieco bliżej, nie wydając żadnego dźwięku i cały czas żywiąc nadzieję, że uda mi się upolować tego zająca bez żadnych problemów. Już miałam go na jeden skok. Kompletnie się mnie nie spodziewał, miałam niezwykłą przewagę. Powinno pójść gładko. No ale przecież proste rzeczy kochają się partaczyć, no i tym razem nie było inaczej.
Jak już miałam ciało zająca tuż przed swoimi zębami, jego miejsce zajął jakiś o wiele większy, dużo ciemniejszy cień, na który się nadziałam. Usłyszałam głośne "ała!" dobiegające z cienia, więc bez zastanowienia puściłam. Odsuwając się od stworzenia zauważyłam, że stoję oko w oko z psem domowym, który wilka przypominał tylko częściowo. Jelitka (wzorem mojego taty) mi podpowiadały, że będzie to ciekawe spotkanie.
<CDN 2/7>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz