poniedziałek, 5 lipca 2021

Od Kanny CD Kawki - "Promyki Letniego Świtu. Nierozłączni."

Spragniona przygody młoda dusza

Ruszyłam naprzód zostawiając za sobą skonfundowane rodzeństwo. Poczułam niesamowitą siłę, której nie czułam jeszcze nigdy. Musiałam odnaleźć to stworzenie i dowiedzieć się co ma do powiedzenia. Może jakąś pradawną prawdę? Może sekret tych ziem, albo żyjących tu wilków? A może miejsce ukrytego skarbu!? Opcji było tak wiele, a ja nie wiedziałam na którą się przygotować.

- Na pewno w tamtą stronę odleciał? – usłyszałam za sobą i zatrzymałam się raptownie.

- Czemu idziesz za mną? – zapytałam szczerze zaciekawiona patrząc na swojego brata szeroko otwartymi oczami.

- A nie mogę?

- Mieliśmy się rozdzielić… - szepnęłam nieśmiało, na co Kenai przysunął się do mnie.

- Jesteś świetną przewodniczką i ty widziałaś to stworzenie! Stwierdziłem, że lepiej iść za Toba niż w nieokreślony kierunku, gdzie mógłbym nie trafić w dobre miejsce.

- Naprawdę tak uważasz? – spytałam patrząc na niego zdziwiona.

- Oczywiście. A ty nie? – spytał jakby wszystko co mówił było tak pewna jak słońce na niebie. Nie myślałam nigdy, że jestem w czymś dobra, albo że mogę komuś pomóc. Skoro Kenai wierzył w moje umiejętności to może faktycznie powinien pójść ze mną…

- Okey, pozwolę Ci pójść, ale pod jednym warunkiem! – nagła pewność siebie zadziwiła nas oboje, jednak ja postanowiłam tego nie okazywać.

- Jakim?

- Cokolwiek powie nam to stworzenie, ja mam pierwszeństwo we wszystkim!

Kenai wydawał się zastanawiać nad moimi słowami przez kilka chwil, ale w końcu uśmiechnął się szeroko i zgodził na moje warunki. Skoro byłam taką dobrą przewodniczką to niech teraz mnie słucha!

Szliśmy wśród drzew, nie zważając na nic po drodze. Czułam, że idziemy w dobrą stronę, jakby coś… albo ktoś w mojej głowie prowadził mnie prosto do określonego przeze nie celu. Czy to może być los? Albo przeznaczenie? Tata mi opowiadał, że to los złączył jego i mamę, i że nawet jakby chcieli nie byliby w stanie żyć osobno. Chociaż razem też nie jest im łatwo. Czy to właśnie los mnie teraz kierował? Czy nieważna była obrana przeze mnie droga? Czy ostatecznie zaprowadzi mnie w to samo miejsce, niezależnie od sytuacji? Chciałam wierzyć, że tak. Bałam się odpowiedzialności, wolałabym, żeby moje decyzje nie wpływały na otaczającą mnie rzeczywistość, nieważne czy moją czy kogoś innego.

Dotarliśmy do dużej polany, której środek przecinał niewielki strumyk. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy przy chłodnej wodzie stała istota którą widziała wcześniej. Od razu wiedziałam, wystarczyło kilka sekund bym znalazła się u boku stworzenia, z oczami w górze i uśmiechem na pysku. Opierzone „coś” zerknęło w dół i podleciało na sekundę do góry, jakby w wyrazie zaskoczenia lub strachu. Przestraszyłam je?

- Oh… to wy. Myślałam, że dłużej wam zajmie dotarcie tutaj. – istota wygładziła swoje pióra skrzydłami, zupełnie jakby czuła się zawstydzona. Odkrzyknęła.

- Nazywam się Madeline Niline Zeria Anabe, ale możecie do mnie mówić Miodełka. – uśmiech opierzonej istoty wyglądał dziwnie, ale poczułam ogromny podziw i zachwyt gdy patrzyłam w górę.

- Ja jestem Kenai, a to Kanna. – powiedział mój brat widząc, że odjęło mi mowę. Wpatrywałam się w wysokie stworzenie jak w obrazek, a wszystko o co chciałam zapytać nagle rozpłynęło się w nicości mojego umysłu.

- Dlaczego masz tak długie imię? – spytałam ni stąd ni zowąd, jakby to to było teraz najważniejsze.

- Nadałam je sobie jako dziecko. Nigdy nie lubiłam swojego pierwotnego imienia, ale udało mi się do niego przyzwyczaić. Dlatego właśnie przedstawiam się obydwoma. Krótkim Miodełka i długim, który nadałam sobie bardzo dawno temu. – jej głos był uspokajający i

- Nam rodzice nadali imiona, czy ja tez mogę je zmienić?

- Jeżeli bardzo chcesz, to nie widzę przeszkód. – postać zniżyła się do nas i poklepała mnie po głowie swoim wielkim błękitnym skrzydłem. – Wielkie osoby rodzącą się wraz z nadaniem nowego imienia.

Moje oczy powiększyły się o dobre dwa razy gdy udało mi się zrozumieć te słowa. Chciałam być wielka. Większa od wszystkich i każdego z osobna.

Opiekuńcza bratnia dusza

Kanna wydawała się tak zaabsorbowana nową znajomością, że zapomniała o całym świecie. Odsunąłem się lekko na bok, żeby nie przeszkadzać jej w rozmowie, jednocześnie jednak czujnie obserwując całą sytuację aby w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa wkroczyć do akcji.

- Nadamy sobie imiona!? Kenai, no proszę. – głos skierowany do mnie wyrwał mnie z dziwnej zadumy.

- Możemy. Za chwilę. – powiedziałem i podszedłem do wysokiego ptaka, skupiając na nim całą uwagę.

- Kim jesteś? – zapytałem przechylając lekko głowę.

- Już mówiłam Madeli…

- Nie, nie… gatunkowo mi chodzi.

- Ah… widzę, że mam do czynienia z inteligentnym osobnikiem. – uśmiech ponownie rozlał się na jej dziobie, po to by za chwile zniknąć.

- Należę do gatunku Rublia caerulea. Jesteśmy rzadkością, zwłaszcza na tych terenach. Lepiej nie mylić nas z czaplami… a tym bardziej z bocianami. Bardzo tego nie lubimy.

Pokiwałem głową, rozumiejąc, a przynajmniej starając się zrozumieć jej wypowiedź i odwróciłem się do siostry. Patrzyła nadal na opierzoną postać jakby musiała nacieszyć oczy jej pięknem przed odejściem.

- Czyli nie jest legendą. – powiedziałem cicho, po czym dodałem głośniej. – To jak chcesz się nazwać?

- Kanna Nita! Albo nie! Za krótko… Kanna Madeline Nita! Nie… nie… To imię Miodełki. Może…

Słowotok z jej pyska nie miał końca, w końcu po kilku minutach przerwał jej spokojny acz dosadny głos.

- Kanna Ermine Nita. – powiedziała Miodełka przybliżając się do niej i zniżając się do naszego poziomu. – To do Ciebie pasuje.

Uśmiech na pysku Kanny rozszerzył się jeszcze bardziej, choć sądziłem że bardziej już się nie dało.

- A ty roztropny młodzieńcze od dzisiaj będziesz Kenai Lianthony Sitka. Oczywiście jeżeli Ci to pasuje.

Pokiwałem głową i uśmiechnął się lekko i ledwo zauważalnie.

- Musimy wracać. – powiedziałem do siostry, a ona spojrzała na mnie z zawodem w oczach. – Zaraz będzie ciemno, a musimy jeszcze znaleźć Kawkę.

- Ja też już muszę lecieć. Spotkamy się znów mi mili.

Tajemnicza Miodełka jak powiedział tak zrobiła. Kilka sekund później szybowała na rozpiętych skrzydłach najdostojniej jak kiedykolwiek wiedziałem. Kanna się nie myliła. To była najpiękniejsza istota jaką kiedykolwiek widziałem.

<Kawka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz