Spragniona przygody młoda dusza
Ruszyłam naprzód zostawiając za
sobą skonfundowane rodzeństwo. Poczułam niesamowitą siłę, której nie czułam
jeszcze nigdy. Musiałam odnaleźć to stworzenie i dowiedzieć się co ma do
powiedzenia. Może jakąś pradawną prawdę? Może sekret tych ziem, albo żyjących
tu wilków? A może miejsce ukrytego skarbu!? Opcji było tak wiele, a ja nie wiedziałam
na którą się przygotować.
- Na pewno w tamtą stronę
odleciał? – usłyszałam za sobą i zatrzymałam się raptownie.
- Czemu idziesz za mną? –
zapytałam szczerze zaciekawiona patrząc na swojego brata szeroko otwartymi
oczami.
- A nie mogę?
- Mieliśmy się rozdzielić… -
szepnęłam nieśmiało, na co Kenai przysunął się do mnie.
- Jesteś świetną przewodniczką i
ty widziałaś to stworzenie! Stwierdziłem, że lepiej iść za Toba niż w
nieokreślony kierunku, gdzie mógłbym nie trafić w dobre miejsce.
- Naprawdę tak uważasz? –
spytałam patrząc na niego zdziwiona.
- Oczywiście. A ty nie? – spytał jakby
wszystko co mówił było tak pewna jak słońce na niebie. Nie myślałam nigdy, że
jestem w czymś dobra, albo że mogę komuś pomóc. Skoro Kenai wierzył w moje
umiejętności to może faktycznie powinien pójść ze mną…
- Okey, pozwolę Ci pójść, ale pod
jednym warunkiem! – nagła pewność siebie zadziwiła nas oboje, jednak ja
postanowiłam tego nie okazywać.
- Jakim?
- Cokolwiek powie nam to
stworzenie, ja mam pierwszeństwo we wszystkim!
Kenai wydawał się zastanawiać nad
moimi słowami przez kilka chwil, ale w końcu uśmiechnął się szeroko i zgodził
na moje warunki. Skoro byłam taką dobrą przewodniczką to niech teraz mnie
słucha!
Szliśmy wśród drzew, nie zważając
na nic po drodze. Czułam, że idziemy w dobrą stronę, jakby coś… albo ktoś w
mojej głowie prowadził mnie prosto do określonego przeze nie celu. Czy to może
być los? Albo przeznaczenie? Tata mi opowiadał, że to los złączył jego i mamę,
i że nawet jakby chcieli nie byliby w stanie żyć osobno. Chociaż razem też nie
jest im łatwo. Czy to właśnie los mnie teraz kierował? Czy nieważna była obrana
przeze mnie droga? Czy ostatecznie zaprowadzi mnie w to samo miejsce,
niezależnie od sytuacji? Chciałam wierzyć, że tak. Bałam się odpowiedzialności,
wolałabym, żeby moje decyzje nie wpływały na otaczającą mnie rzeczywistość,
nieważne czy moją czy kogoś innego.
Dotarliśmy do dużej polany,
której środek przecinał niewielki strumyk. Jak wielkie było moje zdziwienie,
gdy przy chłodnej wodzie stała istota którą widziała wcześniej. Od razu
wiedziałam, wystarczyło kilka sekund bym znalazła się u boku stworzenia, z
oczami w górze i uśmiechem na pysku. Opierzone „coś” zerknęło w dół i podleciało
na sekundę do góry, jakby w wyrazie zaskoczenia lub strachu. Przestraszyłam je?
- Oh… to wy. Myślałam, że dłużej
wam zajmie dotarcie tutaj. – istota wygładziła swoje pióra skrzydłami, zupełnie
jakby czuła się zawstydzona. Odkrzyknęła.
- Nazywam się Madeline Niline
Zeria Anabe, ale możecie do mnie mówić Miodełka. – uśmiech opierzonej istoty
wyglądał dziwnie, ale poczułam ogromny podziw i zachwyt gdy patrzyłam w górę.
- Ja jestem Kenai, a to Kanna. –
powiedział mój brat widząc, że odjęło mi mowę. Wpatrywałam się w wysokie
stworzenie jak w obrazek, a wszystko o co chciałam zapytać nagle rozpłynęło się
w nicości mojego umysłu.
- Dlaczego masz tak długie imię? –
spytałam ni stąd ni zowąd, jakby to to było teraz najważniejsze.
- Nadałam je sobie jako dziecko.
Nigdy nie lubiłam swojego pierwotnego imienia, ale udało mi się do niego przyzwyczaić.
Dlatego właśnie przedstawiam się obydwoma. Krótkim Miodełka i długim, który
nadałam sobie bardzo dawno temu. – jej głos był uspokajający i
- Nam rodzice nadali imiona, czy
ja tez mogę je zmienić?
- Jeżeli bardzo chcesz, to nie
widzę przeszkód. – postać zniżyła się do nas i poklepała mnie po głowie swoim
wielkim błękitnym skrzydłem. – Wielkie osoby rodzącą się wraz z nadaniem nowego
imienia.
Moje oczy powiększyły się o dobre
dwa razy gdy udało mi się zrozumieć te słowa. Chciałam być wielka. Większa od
wszystkich i każdego z osobna.
Opiekuńcza bratnia dusza
Kanna wydawała się tak zaabsorbowana
nową znajomością, że zapomniała o całym świecie. Odsunąłem się lekko na bok,
żeby nie przeszkadzać jej w rozmowie, jednocześnie jednak czujnie obserwując
całą sytuację aby w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa wkroczyć do akcji.
- Nadamy sobie imiona!? Kenai, no
proszę. – głos skierowany do mnie wyrwał mnie z dziwnej zadumy.
- Możemy. Za chwilę. – powiedziałem
i podszedłem do wysokiego ptaka, skupiając na nim całą uwagę.
- Kim jesteś? – zapytałem przechylając
lekko głowę.
- Już mówiłam Madeli…
- Nie, nie… gatunkowo mi chodzi.
- Ah… widzę, że mam do czynienia
z inteligentnym osobnikiem. – uśmiech ponownie rozlał się na jej dziobie, po to
by za chwile zniknąć.
- Należę do gatunku Rublia
caerulea. Jesteśmy rzadkością, zwłaszcza na tych terenach. Lepiej nie mylić nas
z czaplami… a tym bardziej z bocianami. Bardzo tego nie lubimy.
Pokiwałem głową, rozumiejąc, a
przynajmniej starając się zrozumieć jej wypowiedź i odwróciłem się do siostry. Patrzyła
nadal na opierzoną postać jakby musiała nacieszyć oczy jej pięknem przed
odejściem.
- Czyli nie jest legendą. – powiedziałem
cicho, po czym dodałem głośniej. – To jak chcesz się nazwać?
- Kanna Nita! Albo nie! Za krótko…
Kanna Madeline Nita! Nie… nie… To imię Miodełki. Może…
Słowotok z jej pyska nie miał
końca, w końcu po kilku minutach przerwał jej spokojny acz dosadny głos.
- Kanna Ermine Nita. –
powiedziała Miodełka przybliżając się do niej i zniżając się do naszego poziomu.
– To do Ciebie pasuje.
Uśmiech na pysku Kanny rozszerzył
się jeszcze bardziej, choć sądziłem że bardziej już się nie dało.
- A ty roztropny młodzieńcze od
dzisiaj będziesz Kenai Lianthony Sitka. Oczywiście jeżeli Ci to pasuje.
Pokiwałem głową i uśmiechnął się
lekko i ledwo zauważalnie.
- Musimy wracać. – powiedziałem do
siostry, a ona spojrzała na mnie z zawodem w oczach. – Zaraz będzie ciemno, a
musimy jeszcze znaleźć Kawkę.
- Ja też już muszę lecieć. Spotkamy
się znów mi mili.
Tajemnicza Miodełka jak powiedział
tak zrobiła. Kilka sekund później szybowała na rozpiętych skrzydłach
najdostojniej jak kiedykolwiek wiedziałem. Kanna się nie myliła. To była najpiękniejsza
istota jaką kiedykolwiek widziałem.
<Kawka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz