Delta chwilę w oszołomieniu patrzył na Pandorę. Niezrozumienie przelewało się przez jego umysł niczym jad trujący kości i oddech. Podczas tej podróży zaufał tej zagubionej wojowniczce jednak nie pojmował, do czego dąży tym razem. Prawda, zaskakiwała go wielokrotnie, ale to nie zmieniło faktu, że oboje stali teraz pod klifami wiszącymi nad przepaścią. Śmierć tylko czekała na ich najdrobniejsze potknięcie. Zażądała od niego wycofania się. Nie chciał jej zostawiać z tym samej. W końcu to on zażądał wyprawy, a ona tylko się przyłączyła, jednak jej wzrok nie znosił sprzeciwu. Dwoma, może trzema susami usadowił się na pobliskim drzewie. Wygodnie oczywiście, jednocześnie gotowy do skoku i pomocy. Przyglądał się jak wadera bierze rozpęd i w kilka susów dosięga kolejnych to półek skalnych, które z gruchotem uciekały spod jej łap. Kamienie rozbijały się w dole wzbijając pył i huk roznoszący się po górach, ale wadera nie spadła. Serce Delty przez ten cały czas ściskał strach, już nawet nie o misję dla swojego przyjaciela, a o Pandorę. Nie chciał patrzeć na kolejną śmierć w nieodpowiednim wieku i niezaplanowanym przez los stylu. Gotów był skoczyć za nią w dół przepaści bele zdążyć uratować jej skórę. Odetchnął jednak z ulgą kiedy ta stanęła na stabilnej skałce i zerwała kwiaty. Jednak nieprzyjemne uczucie zawisło w powietrzu, utrudniając oddychanie i wzbudzając serce do szybszego bicia. Delta nie wiedział co za zagrożenie tym razem wymyślił dla nich świat, ale czuł w głębi serca, że nie jest to nic przyjemnego. Sierść na jego karku zjeżyła się mocno, a zmysły zaszalały. Najpierw poczuł łapami. Ciężkie kroki dudniące po skałach stada zwierząt, których nie umiał zidentyfikować od razu. Potem poczuł nosem. Zapach stęchłego futra i wody niesiony z igłami lasu i młodymi. Dalej jego uszy wyłapały ciche pomrukiwania, a umysł coraz bardziej rozjaśniał się wraz z następstwem wydarzeń. I gdy spojrzał na bok wiedział co tam zastanie. Niezwykły widok stada niedźwiedzi. Stworzenia te o tak brunatnej, ślicznej sierści rzadko kiedy zbijało się w gromady, dlatego niewyobrażalnym było spotkać na swojej drodze taki widok. Cztery, może pięć widocznych z dala zarysów futra. Delta przyglądał się im chwilę w zadumie, dopóki nie zbliżyły się powarkując. Wiedział że te stworzenia pomimo swojej masy są zdolne do wspinaczki na pnie. Dlatego przerażenie nieco go sparaliżowało kiedy zebrały się pod nim. Jedno z nich zadarło głowę aby potem oprzeć przednie łapy o korę i zawęszyło. Nieprzyjemna gula zatrzymała się w gardle granatowego wilka kiedy ostre pazury przerwały powietrze, a dudniący głos zawrzał mu w uszach. Włochate potwory przymierzyły się do niego, a biedak nie wiedział co ze sobą podziać. Niewiele miał do zrobienia, w końcu w porównaniu do nich był tylko puszkiem. Drzewo zatrzęsło się w posadzie, a Delta wbił pazury w gałąź aby przypadkiem nie ześliznąć się na pewną śmierć prosto w niedźwiedzie łapy. Zdało mu się też na chwilę, że jedna z tych zabójczych dam przygląda się mu z odległości, prężąc mięśnie i węsząc. Od razu napadła go myśl, że wielka panna pragnie usiąść obok niego na chropowatej korze, choć zapewne nie na miłą pogawędkę. Gdy tylko jej łapy uderzyły pierwszy raz o ziemię, granatowy wilk zerwał się i wspiął wyżej. To biedne, samotne drzewo, które do tej pory nie zaznawało wagi i problemów, teraz trzymało na sobie niewiele ważącego wilczka oraz ciężkiego niedźwiedzia. Delta miał wrażenie, że pień skrzypi pod tym ciężarem, a korzenie wysuwają się z gruntu chyląc się jednocześnie ku jednej z przepaści. Wilk zatrzymał się przy szczycie patrząc w dół. Rzeczywiście. Wszystko przechyliło się nieco, ale jeszcze trzymało. Samica jakby także to zauważyła zostając nisko na gałęzi. Jednak w jej ślady poszedł kolejny włochaty potwór. Kora zajęczała, drewno pękło rozrywając część pnia u dołu oraz ściągając drzewo ku rychłemu spadkowi. Delta nie ruszał się jednak. Nie miał gdzie. nawet teraz kiedy roślina znajdowała się na równi z kamiennym podłożem gór, na jego drodze do ucieczki stały trzy niedźwiedzie, gdyż dwa właśnie ześlizgiwały się z czarną otchłań śmierci. Gałąź na której stanęły we 2 nie wytrzymała tego naporu łamiąc się zanim ściągnęła ze sobą całą roślinę. Delta stał w miarę stabilnie na drzewie wbijając w nie pazury. Kątem oka spoglądał w dół i myślał, czy jest w stanie przeżyć taki upadek. Jak jego moce zareagują na łamiące kości uderzenie? Czy wytrzymają jego płuca i żebra tak, aby nic nie przebiło się przez serce? Czy będzie w stanie nie zmiażdżyć sobie tchawicy, nosa, oczu, żołądka? Drzewo chwiało się delikatnie na wietrze, a włochate potwory czekały aż korzenie odpuszczą sobie do końca i zsunął się wraz z intruzem w przepaść. Delta westchnął. Tak wyglądał jego koniec i spotkanie z dawną przyjaciółką? Czy może jednak przeżyje ten lot? Patrząc się na młode korzenie wiedział, że nie ma za wiele czasu. Spojrzał ostatni raz na niedźwiedzie...
<Pandoro?>
Pisałem na 3 razy, więc może być trochę inaczej niż zwykle
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz