Oto problemy Maleńkiej
Czekałam niecierpliwie na powrót
medyczki, wychylając się co jakiś czas ze swojego miejsca. Jaskinia medyczna
była o wiele większa niż myślałam, ale cieszyłam się bo nie byłam na widoku
każdego pacjenta.
- Musimy Ci jeszcze zrobić
badania psychologiczne Kanno. – powiedziała Flora zjawiając się nagle w zasięgu
mojego wzroku. Już miałam otwierać pysk by zadać jedno z pytań, które
momentalnie mi się nasunęło, jednak zrezygnowałam z tego czując nagłe ukłucie
strachu. Pokiwałam lekko głową i ruszyłam za waderą, która zaprowadziła mnie do
odosobnionego pomieszczenia w głębi jaskini.
- Vitale niedługo do Ciebie
przyjdzie, poczekaj tu chwilę. – ponownie kiwnęłam tylko głową nie wydając z
siebie dźwięku i czując coraz szybciej bijące serce. Słyszałam różne historie na
temat naszego psychologa i żadna nie zachęcała do spotkań z nim. Położyłam się
na posłaniu umieszczonym w pomieszczeniu i czekałam na przyjście nieznanego mi
basiora.
---
- No dobrze, to zaczynajmy. –
powiedział Vitale siadając przede mną i przyglądając mi się dokładnie. Nie wiem
jak długo na niego czekałam, ale na pewno dłużej niż powinna. Nie powiedziałam
jednak nic, tylko zniżyłam wzrok pod naporem jego wzroku. – Nieśmiali jesteśmy,
tak? – chrząknął nieznacznie.
- No już dziecko spójrz na mnie. –
powiedział bez cienia zachęcenia w głosie. Basior zdecydowanie nie chciał tu
być, a moja obecność nie była mu na rękę. Odwzajemniłam w końcu jego wzrok,
starając się nie pokazywać słabości, z którymi się mierzyłam.
- Myślimy czasem o śmierci, co
nie? – spytał nie spuszczając ze mnie oczu. – Jakby to było jakbym umarła…
jakbym nigdy się nie urodziła? Hmm?
Otworzyłam lekko pysk, żeby zaprotestować,
ale po chwili zorientowałam się, że nie mogę. Bo to była prawda. Nie myślałam
nigdy by odebrać sobie życie, jednak… moje myśli krążyły wokół tego
nieustannie. Znowu spuściłam wzrok i przechyliłam głowę na bok w wyrazie
zawstydzenia.
- Przeszkadza Ci to, że jesteś
inna od wszystkich, prawda? – basior nawet nie czekał na moją odpowiedź. Czytał
ze mnie jak z kartki, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. – Karłowata.
- Karłowata? – usłyszałam słowo
wychodzące z mojego pyska
- Tak się opisuje twój stan. W
skrócie cierpisz na niedobór wzrostu i najpewniej nigdy już nie urośniesz.
- Nigdy? – mój głos złamał się na
tym jednym krótkim słowie.
- Nie ma innego wyjścia jak
pogodzić się z tym… a jeśli nie jesteś w stanie, to zapraszam na terapie. Tylko
nie teraz. Teraz nie mam czasu. – powiedział i wstał z miejsca wychodząc z
pomieszczenia. – No, już sio! Wróć do Flory jeśli będziesz chciała się umówić
na wizytę.
Wstałam powoli i szurając łapami
po ziemi wyszłam z pomieszczenia a potem z jaskini. Pod drodze minęłam się z
Florą, która widząc mnie od razu skierowała się do rozmawiającego ze mną
basiora.
- Miałeś jej nie mówić! – jej głos
choć uprzejmy i spokojny, naładowany był negatywnie.
- Ktoś musiał jej powiedzieć. Nie
patrz tak na mnie.
Wyszłam na zewnątrz i spojrzałam
na otaczającą mnie naturę. Wszystko wyglądało tak jak trzeba. Tylko ja byłam
inna, nie na miejscu, genetycznie uszkodzona…
Oto nowi dorośli
Wszyscy byli szczęśliwi. Nawet
Kanna była lekko podekscytowana dzisiejszym dniem, choć od dnia badań była
raczej nieswoja. Starałem się ją jakoś pocieszyć, albo chociaż dowiedzieć się
co ją trapi, ale wadera była nieugięta. Możliwe, że popełniliśmy błąd wysyłając
Kanne do Flory, jednak czy nie lepiej jest wiedzieć co się dzieje? Moja siostra
wydawała się mieć inne zdanie, ale miałem nadzieję, że z nami obok, poradzi
sobie ze wszystkim.
- Wybraliście już stanowisko? –
spytał nas Irys, gdy wszyscy razem szliśmy do Agresta poprosić o przydział.
- Ja myślę o ratowniku. –
powiedziałem od razu.
- Ja też. – odparła od razu
Kanna, choć nie rozmawialiśmy o tym wcześniej.
- Ja już jestem szpiegiem! –
zawołała Kawka radośnie. – Może nie powinnam wam tego mówić…
- Ale to nie nas masz szpiegować!
- Ja będę sprinterem! –
powiedział Irys automatycznie wypruwając na przód jakby musiał nam udowodnić,
że się nadaje.
- A ty Cyklamen? – zapytała brata
Kawka. Basior spojrzał na mnie spode łba i wzruszył ramionami jakby to co
będzie robił przez resztę życia nie miało dla niego znaczenia.
Jedno było pewne. Szczęśliwi czy
nie, podobni czy też całkowici różni, każde z nas wchodziło dzisiaj w
dorosłość. Teraz już nie miało znaczenia co nam pozwolą bądź zakażą rodzice.
Byliśmy tylko my, każde z osobna, przeciw światu i choć każdego świat krążył
wokół czegoś innego musiałem wierzyć, że nigdy się nie rozstaniemy.
Koniec Promyków Letniego Świtu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz