Moje kroki tamtym razem były wyjątkowo stanowcze. Stawiałem je dumnie i zdecydowanie, jeden za drugim, od swojego domu aż do miejsca, w którym spodziewałem się zastać bohaterkę dnia skwaśniałego, jedyną postać, która była w stanie namieszać mi w życiu po prostu się w nim pojawiając. Albo nawet nie pojawiając. A przynajmniej nie osobiście. Posłuchajcie zresztą sami nieszczęsnego alfy i jego znajomej o nietypowych upodobaniach.
- Mitriall, znalazłem dzisiaj list miłosny, który był podpisany twoim imieniem. Chciałbym, abyś była ze mną szczera. Czy to ty go napisałaś? - zacząłem bez hucznego powitania, za jednoznaczną niewątpliwie odpowiedź otrzymując tylko zdumione spojrzenie. Przez chwilę milczeliśmy, nie skłamię, jeśli z łapą na sercu oświadczę, że zbierając myśli; oboje.
- Ja wszystko rozumiem - mruknąłem powoli, a moje oczy przybrały wyraz na poły zdeterminowany, a na poły przepraszający za usta, które w ogóle potrafiły rzucić takie oskarżenie. - Po ostatnim wydarzeniu... po tobie spodziewałbym się... naprawdę wielu rzeczy, ale list miłosny do Puchła? Pełen mrocznych wyznań i obrazowych scen? Muszę przyznać, że tego ani w ząb nie rozumiem.
Jej pysk przybrał maskę uczucia skrajnie nieklarownego, jednego z tych dostępnych niemal wyłącznie dla wielkich tego świata, jakichś poświęconych na zawsze życiu duchowemu ascetów, czy posępnych poetów w szalikach. A ja, mimo wszystko, nadal czekałem na odpowiedź. Czekałem jak ten wzór naiwności, zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz odkąd ją spotkałem.
- Mogę liczyć na wyjaśnienie? - pośpieszyłem z pośpieszeniem, lecz zamiast skruszonego spojrzenia i szybkiego sprostowania wszystkich rodzących się w mojej głowie wątpliwości, otrzymałem coś zgoła bardziej przykrego.
Oto do jaskini wpadł obcy wilk, natarty od łap po szyję różowawym, pachnącym setkami kwiatów pyłem. Zaśmiał się potężnie, zakręcił w koło i padł na ziemię, jęcząc coś bezładnie.
Przez chwilę patrzyliśmy w jego stronę, niepewni, co robić i co myśleć.
< Mitriall? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz