Chwila ciszy.... Nieśmiałe, białe zwierzę wycofało się, uprzejmie zostawiając mnie z moją ulubioną towarzyszką - samotnością. Męczył mnie każdy kontakt z innym osobnikiem, choćby był mojego gatunku... Te bezsensowne rozmowy, teatralne uprzejmości... Nie byłam nawykła do takich zachowań. Co mnie to wszystko interesuje? Odrywa mnie tylko od tego, co jest dla mnie naprawdę ważne. Od zgłębiania prawd zawartych w moich księgach, od delektowania się ciszą, doświadczania rzeczywistości.
Po posiłku i drzemce uznałam że pora na spacer. Wiem że gdzieś koło jeziora, wylęgły sie małe elfy. Pamiętam dobrze ich matkę. Była jedną z nielicznych istot, których towarzystwo tolerowałam. Mało tego - teraz kiedy jej już nie ma, myślę że nawet lubiłam. Chwilę przed śmiercią, powierzyła zniesione przez siebie jaja mojej opiece. Muszę sprawdzić co się tam dzieje. Jak radzą sobie maluchy.
Las wokół był zalany słońcem. Nieliczne muchy przelatywały mi nad głową, nie burząc tym mojego spokoju. Nagle stanęłam jak wryta. To niemożliwe! Przed moim nosem, nad ścieżką dyndała uwieszona za tylną łapę biała wilczyca. Kręciła się i wirowała zawieszona na sznurze jak średniej klasy baletnica. "To jakiś sen" - pomyślałam.
- Czy nie zaznam już spokoju? - spytałam zrezygnowana.
Drobne, subtelne stworzenie wirowało dalej, starając się przegryźć linę.
- Przepraszam, nie chciałam pani niepokoić... - wysapało baletopodobne wilczę - nie jestem natrętna, chętnie bym stąd odeszła ale jak pani widzi nie bardzo mam jak...
Podskoczyłam i zawisłam zaczepiona kłami za sznur. Kilka ruchów szczęki i obie spadłyśmy na ziemię.
- Ech... - westchnęłam przylizując sczochraną sierść.
Wilczyca lizała obolałą łapę, zerkając na mnie spode łba. Znów dostrzegłam w jej oczach strach. "W sumie to miłe stworzenie. Jak ja kiedyś..."- pomyślałam.
- Poczekaj, znajdę ziele koślawca i opatrzę ci łapę - powiedziałam już spokojnie. Żal mi było tej biednej wilczycy. Dawno już nikt nie obudził w moim starym sercu takiego odczucia.
<Murko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz