wtorek, 20 sierpnia 2013

Od Sonaty- "wyprawa po towarzysza"

Wstąpiłam do watachy niedawno,czuję się trochę samotna.Postanowiłam poszukać towarzysza,najlepiej latającego.Uprzedziłam o wyprawie jedynie parę alfa.Wyruszylam o świcie by zmniejszyć ryzyko spotkania po drodzę jakiegoś wilka.Nie byłam pewna czy lepiej rozpocząć poszukiwania na lądzie,czy w powietrzu.


Dzień 1


Najpierw udałam się do wodopoju by ugasić doskwierające pragnienie.Nie byłam głodna więc polowanie zaplanowałam na dzień następny.Ruszyłam truchtem przez Lasek,by dojść do Ścieżki Górskiej,która miala jeszcze tego samego dnia doprowadzić mnie na Stepy.Nie uważałam wcale że mogłabym znaleźć tam jakiekolwiek zwierze,no przynajmniej nie na ziemi.Widząc pierwsze uschnięte krzaki i piasek,wzbiłam się w powietrze.Leciałam nisko nad zięmią by dokladnie przeszukać teren. 
Po kilku godzinach bezowocnych poszukiwań wróciłam na Ścieżkę.Byłam naprawdę zmęczona,upał nie dawał spokoju,a skrzydła odmawiały posłuszeństwa.Postanowiłam poszukać jakiejś kryjówki.Z tego co mówiły wilki wynikało że po obu stronach ścieżki rozciąga się Polana Życia,na której bytuje wiele zwierzyny łownej.
Na polanie znalazłam kilka krzewów rosnących bardzo blisko siebie,tworzyły coś na kształt jaskini z liści i gałązek.Było tam na szczęście dość miejsca by wygodnie ułożyć się do snu.


Dzień 2

Obudziłam się głodna i spragniona.Musiałam wreszcie zapolować,co znacznie ułatwiają skrzydła.Wzleciałam więc w góre by wypatrzyć jakieś zwierzęta.Nieopodal pasło się kilka łań i jeleń.Nie byłam jednak na tyle pewna siebie by podjąć ryzyko i zaatakować tego dumnego rogacza.Na swój cel wybrałam więc utykającą na przednią nogę samicę.Zajełam w powietrzu właściwą do ataku pozycję i "zanurkowałam" w dół.
Po sutym posiłku nadszedł czas na wznowienie poszukiwań towarzysza.Lecąc przez Lasek i omijając drzewa zastanawiałam się czy znajdę przyjaciela wśród wilków z watachy.Nagle w coś udedrzyłam i spadłam nieprzytomna na ziemię.


Dzień 3

Ocknęłam się pod Skałą Wielkiego Huka.Rozejrzałam się dookoła i wtem zobaczyłam przed sobą błekitnego smoka.Nie był jak na smoka tako duży,ale to wcale nie sprawiło że mniej się bałam.
Zadziwiło mnie to,że nie porozumiewał się ze mną za pomocą słow.Czytał w moich myslach,a ja w jego.Myślałam że zaraz wstanie i odleci ale on tylko leżał i wpatrywał się we mnie.Po długiej,niepokojącej ciszy przemówił na głos:
-Wiem czego szukałaś i mam nadzieję że nie zawiodłem twoich oczekiwań.
-Ty je przerosłeś-zapewniłam go zachwycona.
Jeszcze tego samego dnia przedstawiłam go reszcie watahy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz