- Od bycia uprzejmymi jesteście wy. Myślę że to wystarczy.... - powiedziałam i niecierpliwie machnęłam ogonem.
Miałam na dziś dość towarzystwa. Kilka dni temu, samiec alfa pobliskiej watahy, odkrył moją jaskinię.
Powiedział że jest to teren jego watahy, więc chcąc - nie chcąc, zostaję uznana za jej członka. Nie było mi to na rękę. Lubię być sama. W mojej jaskini mam wiele ksiąg, na których liściach zapisana jest cała mądrość świata natury. Mam więc co robić, czytanie i studiowanie zajmuje tyle czasu że brak go na głupoty. "Po co mi to?" - pomyślałam. Jemu zaś odpowiedziałam chłodno że może sobie uznawać co chce, byleby nie zawracał mi głowy. Na tym spotkanie się skończyło.
Dziś jednak, gdy rano wracałam do jaskini z nocnej włóczęgi, zobaczyłam przed nią drobną, białą wilczycę, której tylne nogi drżały jak w febrze. Zaglądała do mojej jaskini. Jej naprężony ogon i zjeżona na karku sierść zdradzały strach. "W sumie rozczulająca" - pomyślałam i wdałam się w tą niepotrzebną rozmowę. Teraz miałam jej już dość więc wyraźnie to sygnalizowałam.
- Dlaczego jesteś taka niemiła? - dopytywała młoda samica.
- Jestem jaka jestem. Jak ci nie odpowiada, możesz stąd odejść. W sumie to byłoby to najlepsze rozwiązanie tej sytuacji - powiedziałam przybierając groźną postawę. Spuściłam łeb i obnażyłam kły. Niech wiedzą że nikt tu nie jest i nie będzie mile widziany.
<Murko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz