sobota, 21 kwietnia 2018

Od Wrotycza CD Haruhiko

Wilk niemal przykucnął przede mną i schylił się, wbijając posępne spojrzenie w ziemię.
- Nie żartuj sobie - prychnąłem cicho, wstając ze swego miejsca i omijając towarzysza z niechęcią - albo idziesz, albo zostawiam cię tutaj samego - w tamtym momencie odeszła mi ochota na jakiekolwiek dowcipy.
- Nie, nie - krzyknął - już idę! Poczekaj, łaskawy...
- Daruj sobie - osobnik z każdą chwilą denerwował mnie coraz bardziej. Fuknąłem znacząco. W jednej chwili stulił pysk i wyprostował się lekko, patrząc na mnie wciąż pełnym żalu i smutku wzrokiem. Odwróciłem się jeszcze na chwilę, lekko rozluźniając mięśnie na pysku i nieświadomie rezygnując z marszczenia brwi. Westchnąłem w duchu.
- Mogę doprowadzić cię do Polany Życia? Tam już pewnie dasz sobie radę.
- Och nie, to znaczy... - basior z bezradnością odpowiednią podrastającemu szczenięciu rozejrzał się wokół jednym, szybkim spojrzeniem i zawiesił wzrok na mnie.
- Co ci znowu nie odpowiada? - zapytałem spokojniej - chyba nie boisz się zostać tu sam, co, mocarzu? - mając w pamięci mało przyjazne wyzwiska, którymi butnie uraczył mnie niecałą godzinę temu, gdy spotkał mnie po raz pierwszy, a jednocześnie dochodząc do stwierdzenia swojej pewnej wyższości moralnej nad tym podejrzanym typem, powstrzymałem się od mocniejszych określeń, stosunkowo delikatnie nazywając go po prostu mocarzem. Nie podejrzewałem, by był to powód do obrazy z jego strony. Nie, po tym, jak zachował się na początku, nie ma prawa się boczyć.
- Nie, przepraszam - znów spuścił głowę, unikając kontaktu wzrokowego. Może to i dobrze, niech nie patrzy mi w oczy, nie mam nic przeciwko temu.
- I nie przepraszaj mnie ciągle - pokręciłem głową, przypominając sobie, o swoim, dość niskim teraz stanowisku. Równocześnie powróciły myśli o tym, co mieliśmy jeszcze ustalić z resztą kierownictwa Ligi Beżowych Ziem, które z kolei pociągnęły za sobą świadomość, że przecież nawet tam nie pełniłem funkcji dygnitarza i władcy. Byłem przecież jedynie marnym urzędniczyną, mającym za zadanie dbać o społeczeństwo. Zacisnąłem szczęki. Poważnie, musisz zacząć się hamować, wilczku. W samej lidze wszyscy są równi, a w twojej rodzinnej watasze jesteś najniżej, a nie jak do niedawna, najwyżej ze wszystkich. Z tym niefizycznym uderzeniem się w pierś, westchnąłem raz jeszcze i zebrałem się nawet na kilkusekundowy, słaby uśmiech skierowany do drugiego wilka - chcesz iść dalej, tam, dokąd ja idę, nie widzę przeciwwskazań.
- A więc idziemy razem - basior zamachał ogonem, ja natomiast poczułem ukłucie gdzieś w sercu, sam nie byłem przekonany, czy zaliczyć to do doznań przyjemnych, czy też spowodowanych  czystym strachem. Zaprowadzę Haruhiko dalej, do ligi, czy jednak reszta naszego towarzystwa będzie z tego zadowolona? To, mimo wszystko, dosyć podejrzany wilk. O ile znam już dosyć wielu przedstawicieli naszego gatunku, ten chyba nie zachowuje się raczej jak przeciętny jego przedstawiciel, taki, jakich mnóstwo otaczało mnie przez całe życie.
Popatrzyłem na niego uważniej, ruszając w dalszą drogę. Teraz nie było już odwrotu, obiecałem mu to, zdawał się cieszyć. Co to za alfa, która ciągle zmienia zdanie? Ach, alfa. Nie jestem przecież alfą. Nie zmienią tego nawet odległe marzenia o dostaniu się do elity żołnierzy wyszkolonych przez NIKL*, które to niedawno okazały się możliwe, ale tylko możliwe do spełnienia. Nie, one nie zmienią mojej obecnej sytuacji.
Haruhiko... z jego psychiką coś jest chyba mocno inaczej. Nie jestem jednak w stanie tego rozgryźć. Kimże ja jestem, nigdy nie byłem dobry w takich sprawach. Ale, czy to byłoby konieczne? Znam przecież kogoś, kto potrafi to zrobić, jak ja potrafię walczyć i polować. Kto ma siłę, by patrzeć w oczy i czytać z nich, jak z zapisanej kartki, a emocje każdego rozmówcy rozpozna jak własne. Co jednak najważniejsze, niewyczerpalnym majątkiem, którym obdarzył mnie los, jest jego przyjaźń i to, że czeka na mnie tam, gdzie zmierzamy.
Tymczasem zbliżyliśmy się do celu. Bezpiecznie minęliśmy północne tereny WSC, docierając wreszcie na Stepy. Siedziba ligi zaraz będzie widoczna.

- To tutaj - usiałem na ziemi przy jednym z karłowatych drzew, które rosły wokół i podrapałem się po szyi. Haruhiko stanął obok mnie, mierząc wzrokiem pokryty piaskiem i nielicznymi kępami trawy obszar.
- Wybacz teraz, czekają na mnie. Rozgość się, wrócę za jakąś godzinę, muszę pokazać cię reszcie dowództwa - wstałem i skierowałem się w stronę głównej siedziby. Za sobą jednak usłyszałem kroki.
- Co robisz? - zapytałem.
- Mogę podejść bliżej? - cofnął się o krok - jeśli to zakazane, będę czekać tutaj.
- Nie musisz czekać w ogóle - wzruszyłem ramionami - ale jeśli chcesz zostać z nami, muszę przedstawić cię reszcie - powiedziałem, po czym, spotkawszy się z milczeniem ze strony towarzysza, westchnąłem i przypominając sobie o nietypowości osobnika, którego sprowadziłem, zmieniłem zdanie - wiesz co? Przedstawię cię teraz. Potem rób co zechcesz.
Weszliśmy do wnętrza obszernej nory, która służyła nam za miejsce obrad. Wszyscy zgromadzeni, to jest Ardyt Ligrek i Mundurek, rozmawiając wesoło, zdawali się nie być nawet zniecierpliwieni oczekiwaniem na mnie. Wewnątrz dało się wyczuć dosyć intensywny, ostry zapach naszego eliksiru, jak przyjęło się nazywać ten sprowadzony ze wsi specyfik, który zwykliśmy popijać podczas narad.
- Wrotycz! - Mundus uśmiechnął się, głośno sygnalizując kompanom moje nadejście - i ktoś jeszcze, powitać gościa.
- Ach tak, witajcie, przybyszu - Ligrek odwrócił się i nieco chwiejnym gestem pozdrowił Haruhiko.
- Tak jest, co cię do nas sprowadza? - Ardyt nie czekając długo, przeszedł do rzeczy, wbijając w przybyłego spojrzenie na tyle uważne, na ile pozwalał mu błogostan, który następował zazwyczaj po wypiciu eliksiru.
- To nasz gość - po raz drugi dzisiaj poczułem niepokojące ukłucie niepewności, po czym spojrzałem na Mundusa, który widząc to, kiwnął głową. Liczyłem na to, że szybko odgadnie, że potrzebuję wsparcia - poznałem go dzisiaj i zastanawiam się, czy ewentualnie, w przyszłości nadałby się na członka naszego zrzeszenia - wykrzywiłem się, uświadamiając sobie, że z tymi słowami stanowczo się pośpieszyłem. Cóż jednak, jak widać, zadziałała moja podświadomość. Może jednak by się nadał?
- Znacie go? - Ardyt potoczył spojrzeniem po pozostałych.
- Tak, to nowy członek Watahy Srebrnego Chabra - odpowiedział Mundurek - jest tam zaledwie kilka godzin, na stanowisku mordercy, chyba nie zdążył uczynić niczego, co świadczyło by o nim źle.
- Skąd o tym wiesz? - zapytałem, z pewną dozą chmurności orientując się, że mój przyjaciel wiedział o nim więcej, niż ja. Tego się nie spodziewałem, ale trudno, teraz też to wiem.
- Zapominasz, że nadal działam w twojej rodzinnej watasze i to w bardzo konkretnym charakterze - Mundurek uśmiechnął się lekko. Ach, no tak. Byłbym o tym zapomniał.
Mój towarzysz odsłonił kły, powarkując groźnie. Posłałem mu karcące spojrzenie, które, zgodnie z oczekiwaniami, uspokoiło go w mgnieniu oka. Mimo to nadal patrzył na przedmówcę z nieskrywaną wrogością. W sumie trudno było się dziwić, też nie lubię ujawniać obcym pewnych szczegółów ze swojego życia, nie mówiąc już o sytuacji, kiedy po prostu znają je sobie bez mojego pozwolenia.
- Ktoś ma coś przeciwko? - zapytał mój przyjaciel, napotykając jedynie niepewne spojrzenia towarzyszy - potrzeba nam rąk do budowy lepszego świata.
- Ma rację - kiwnął głową Ardyt - przyjąłbym go, nie zaszkodzi. Oczywiście nie na stałe, ale jeśli chce pobyć u nas przez jakiś czas, czemu nie?
- Czemu nie... - powtórzył Ligrek - nie odmawiamy gościny.
- Mieliście zrobić obchód - zauważył Mundurek - dziś wieczorem, sprawdzić, jak idzie praca przy rozbudowie głównej siedziby.
- Ach, oczywiście - przytaknął Ardyt - Mundurek, nadal nie rozumiem, dlaczego nie chcesz należeć do dowództwa. Zawsze we wszystkim najlepiej się orientujesz.
- Jest wiele powodów - uciął krótko ptak - a jak widać, potrzebny jestem wam raczej jako zegarek, nie kolejny dowódca.
- Jak wolisz, koguciku - ziewnął Ardyt - mi wystarczy, że budzisz nas za wcześnie. Nie wyspałem się dzisiaj.
- Myślę, że to zmęczenie jest spowodowane raczej promilami we krwi.
- Co ty gadasz?
- Nieważne, po prostu prześpij się, Wrotycz i Ligrek dadzą radę sami.
- A wiesz, że to dobry pomysł - napuszył się basior - wolę spać.
- Śpij zatem.

Ligrek, Haruhiko, Mundus i ja wyszliśmy na zewnątrz, pozostawiając Ardyta w głównej siedzibie, pod ziemią. Słońce było już nisko, a wieczór robił się coraz chłodniejszy.

< Haruhiko? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz