Nie odmawia się lisowi, gdy prosi by poleżeć z nim na drzewie i porozmawiać. Po prostu się tego nie robi.
Z taką myślą po wielu próbach udało mi się wreszcie wdrapać na jedną z wyższych gałęzi, ogromnego dębu. Shino zajął miejsce odrobinę wyżej i przyglądał mi się z góry.
- To jedna z najdziwniejszych rzeczy, jakie zrobiłem w życiu - mruknąłem.
- Miałbyś beze mnie niesamowicie nudny żywot - stwierdził mój towarzysz. Parsknąłem śmiechem.
Ostrożnie położyłem się na szerokim konarze, w miejscu gdzie się rozgałęział, dzięki czemu czułem się odrobinę bezpieczniej.
- O czym chciałeś porozmawiać? - zacząłem, przyglądając się przestrzeni pode mną.
- Sam nie wiem - przyznał lis. - Wiele się ostatnio dzieje, nie sądzisz?
- Co dokładnie masz na myśli? - zapytałem, mrużąc oczy w nagłym przypływie senności.
- Wiesz, demony i takie tam - przerwał, zapewne by zbadać moją reakcję. - Nie byłeś przygotowywany do tego od najmłodszych lat jak twoi poprzednicy. Pomyślałem, że może to być odrobinę przytłaczające.
- Tak, z pewnością - stwierdziłem bez przekonania, skupiając swoją uwagę na postaci przechodzącej pod drzewem. - Wrotycz!
Postać zatrzymała się i rozejrzała. Bez zbędnego ociągania zeskoczyłem na niższą i grubszą gałąź, równocześnie zmieniając formę, by w razie czego pomóc sobie pazurami. Wylądowałem na szczęście dość zgrabnie, zaledwie metr nad Wrotyczem. Położyłem się, gdy tylko zdałem sobie sprawę z tego, że jedno z moich kopyt niebezpiecznie szybko zsuwa się z gałęzi.
Nim się odezwał, miałem chwilę, by mu się przyjrzeć. Wieści o jego nowym statusie społecznym dotarły do mnie, jak zwykle, z szybkością niezainteresowanego sytuacją kitsune. Dla mnie zresztą też nie miało to większego znaczenia, więc nie zagłębiałem się w temat, a Shino zdawał się nie wiedzieć, czym nasz drogi znajomy właściwie zawinił. Zostawiliśmy ten temat na później, a teraz? Cóż, sam nas znalazł, przynosząc ze sobą dziwne wrażenie, że muszę uważać. Właściwie, to wrażenie pojawiło się już przy naszym pierwszym spotkaniu i nigdy tak naprawdę mnie nie opuściło. Wrotycz nie był do końca zrównoważonym typem i już właściwie nie wiedziałem, czy jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, czy najgorszymi wrogami.
- Kuraha - mruknął basior, wreszcie spoglądając w górę. Ton jego głosu niemal automatycznie sprowadził lisa bliżej nas. Zdecydowanie kierowała nim ciekawość, bo o możliwości rozdzielenia nas w wypadku kolejnej walki nie było mowy. Nie miałem najmniejszego zamiaru schodzić z drzewa. - Właśnie cię szukałem.
Już chwilę później miałem okazje wysłuchać intrygującej historii o zbliżających się szkoleniach wojskowych, której wysłuchałem, udając niespecjalnie zainteresowanego, z leniwie przymrużonymi oczami. Co jakiś czas zerkałem ukradkiem na Shino, który przysłuchiwał się uważnie, ale zupełnie stracił zainteresowanie, gdy usłyszał, że odbywają się w siedzibie NIKLu. Parsknął z dezaprobatą i wrócił na wyższe gałęzie. Wrotycz tymczasem zakończył wyjaśnienia i wyraźnie czekał na moją decyzje.
- Co myślisz Shino? - zawołałem za towarzyszem, który zniknął wśród gałęzi. Wprawdzie podjąłem już decyzje, ale lubiłem znać jego zdanie.
Zamiast rozbudowanej opinii otrzymałem gniewne, ledwo słyszalne "Rób co chcesz." i chyba musiałem się tym zadowolić. Zeskoczyłem z drzewa, przeciągnąłem niespiesznie i wróciłem do wilczej formy.
- To kiedy ruszamy? - zapytałem, licząc na jak najszybszy termin. Nie miałem ochoty spędzić następnych paru dni z Shino, który nagle obraził się z niewiadomego powodu.
< Wrotek, przyjacielu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz