Przebiegłem spojrzeniem po zebranych. Spoglądali na mnie wyczekująco, a za razem stresująco. Natłok myśli ogarnął mój umysł, nie mogłem się odezwać. A co za tym szło, Wrotycz i reszta denerwowali się. A ja? Miałem wrażenie, że wychodzę na szpiega. Tak nie było. Byłem zbyt lojalny wobec władzy, aby ich od tak zdradzić. Zwłaszcza, że w grę wchodzi Uroboros. Im nie mam zamiaru służyć. Chcę chronić innych przed tą grupą. Żeby to zrobić, musiałem w końcu zebrać się w sobie i odezwać. Powiedzieć cokolwiek. A nie wpatrywać się jak ciele w malowane wrota.
Wziąłem głęboki wdech, uspokoiłem do reszty i szybko zebrałem swoje informacje, dotyczące możliwego zagrożenia. Bo to, czy Wataha Srebrnego Chabra jest następna w kolejce do "resocjalizacji", wcale nie było pewne. Jednak, mimo wszystko, prawdopodobne.
Postanowiłem zacząć od końca. Od ostatniego pytania ptaka, gdyż na te mogłem odpowiedzieć prosto, łatwo i przejrzyście.
— Z Ceris. — Odwróciłem wzrok na drzewa, gdyż te pozwalały mi skupić swoje myśli, aby nie były jedynie rozbieganym nurtem, z którego nic konkretnego nie da się wyciągnąć. — Należy do Valhalli. Jest dobrą wojowniczką, lecz poza tym, to zwykły wilk, bez żadnych zdolności. Dlatego nie wiem, dlaczego została przyjęta akurat do tej frakcji. — Ostanie zdanie wymamrotałem z czymś na wzór zazdrości w głosie. Ze zdziwieniem zauważyłem, że nigdy tego nie czułem. Nie miałem styczności z kimkolwiek, kto byłby zazdrosny. Czy to znaczy, że sam nauczyłem się akurat tej emocji?
Mundus poruszył się w miejscu, rozłożył nieznacznie skrzydła, gdyż te zapewne ścierpły mu od trzymania w jednej pozycji, a następnie spojrzał na Wrotycza. Basior westchnął ciężko, po czym zwrócił się w moją stronę.
— Do czego należy? Określ się.
— Prze- — Zacząłem, lecz wilk uderzył łapą o ziemię, podrywając w górę pył. Odruchowo cofnąłem się i opuściłem uszy. Czy to znaczy, że zdenerwowałem Wrotycza? Mojego nowego szefa? Jeśli tak, to znaczy, że znowu kogoś zawiodłem!
— Daj mu skończyć. — Ptak ponownie zmienił pozycję, przenosząc ciężar chudego ciała z jednej nogi na drugą. Bił od niego spokój, rozsądek i opanowanie. Można wręcz powiedzieć, że to udzieliło się również mnie, gdyż szybko wróciłem do przerwanego wątku.
— Z tego, co wiem, Uroboros dzieli się na frakcje. Każda z nich odpowiada za coś innego. — Zacząłem rysować pazurem w ziemi prosty schemat. — Na samej górze, wszystkim zarządza Liivei. Spotkałem się z nim tylko raz. Wiem jednak na pewno, że nie jest normalny. Może i zachowuje stoicki spokój, ale kiedy mówi o tym, że ma boską misję na tym świecie, przechodzą wilka dreszcze. Dosłownie. — Zrobiłem chwilę przerwy na kolejne przemyślenia. — No i on należy do frakcji Asgardu. Razem z piątką innych wilków, zajmują się rządzeniem i dyplomacją. Kim są pozostali, nie wiem. To i tak nie jest pewna informacja, ponieważ w kwestii przywódców, wszystko jest pilnie strzeżone i okryte tajemnicą.
Wrotycz wstał, po czym zaczął powoli chodzić wte i we wte, poruszając nerwowo ogonem. Wymieniłem spojrzenia z Mundusem, a ten nakazał mi gestem czekanie. Więc wiernie czekałem. Aż ostatecznie wilk do nas powrócił, lecz nie usiadł.
— A Valhalla? Czy jak to się nazywało?
— Tak określa się wojskowe ramię Uroborosa. Tam należą wszyscy, którzy dokonują przemian watah objętych "światłem Uroborosa". A kiedy nie mają jakiś konkretnych rozkazów, to są najemnikami. Do tego współpracują ściśle z Niflheimem, czyli frakcją szpiegów, skrytobójców i reszty tałatajstwa. Znajdziesz tam wszystkie mendy tego świata. Oni, według tego, co słyszałem, dołączają do ugrupowań i watah, aby badać strukturę od środka, a następnie wszystko przekazują Asgardowi.
Mundus skinął głową. Nie odezwał się jednak, a w dodatku wyglądał, jakby czekał. Wtedy przypomniałem sobie o jego pozostałych pytaniach.
— Ah, skąd są? Z północy. Tak się uważa, bo w tamtych rejonach zaczęły masowo ginąć wilki. W kwestii liczebności, niestety, nic na ten temat nie wiem.
< Wrotycz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz