- Czy... pamięć mi wróci? - zapytała Kanaa, wyglądając na przerażoną.
- Powinna wrócić - uśmiechnęła się lekko i trochę niepewnie nasza medyk. Popatrzyłem najpierw na jedną, a potem na drugą waderę. Nie wiedziałem, co mam robić. Naprawdę, nie wiedziałem. Z jednej strony, obawiałem się podejść bliżej do mojej małżonki, usiąść obok niej i zacząć opowiadać o naszym pięknym, wspólnym, dotychczasowym życiu, gdyż nie byłem pewien, czy chce to słyszeć, ani, czy dobrze wpłynęłoby to na jej psychikę, która przecież przeszła już i tak zbyt wiele w ciągu ostatnich kilkunastu godzin. Wciąż niezdecydowany, usiadłem więc w bezpiecznej odległości, aby nie przestraszyć wadery jeszcze bardziej.
- Kanuś... - szepnąłem cicho - uspokój się, uspokój... - uśmiechnąłem się słabo, kładąc łapę na łapie wilczycy - zaraz wszystko ci wytłumaczę.
Palette wyszła z jaskini, aby zebrać jakieś zioła. Zostawiła nas samych wierząc, że Kanaa pod moją opieką powoli dojdzie do siebie. Ja również chciałem w to wierzyć, choć muszę przyznać, że sam czułem wewnętrzny lęk.
- Powiedz mi... - zaczęła wadera, po tych słowach jednak zawieszając głos i milcząc przez chwilę.
- Najpierw odpocznij przez chwilkę - odpowiedziałem spokojnie - zawołam Kamę i Zawilca.
- Nie! Poczekaj - westchnęła - najpierw powiedz mi dokładnie, kim jesteś? Chciałabym wszystkich poznać, to w końcu mój nowy... mój dom.
- Oleander, samiec alfa Watahy Srebrnego Chabra - uśmiechnąłem się niemal przez łzy, walcząc z dramatycznym uczuciem, które towarzyszyło mi podczas wypowiadania tych słów. Muszę przedstawiać się własnej małżonce? Jak obcej osobie?
- Tak, a dokładniej? Znamy się? - wbiła we mnie zagubiony wzrok.
- Jesteśmy... - zawahałem się przez chwilę - jestem, twoim partnerem, Kanuś.
< Kanaa? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz