Biegłem, z całą mocą odpychając łapami ziemię skrytą w śniegu, oddychając coraz bardziej równomiernie, z każdą minutą coraz spokojniej. Zajmując ciało i umysł powtarzającymi się, zapalczywymi ruchami, bezskutecznie starałem się nie powracać myślami do tamtej chwili. Przed oczyma jednak nadal stawał mi tylko jeden obraz...
Kama. Pewnie nie będzie chciała mnie znać. Dwójka moich przyjaciół została gdzieś tam, w lesie, nie chciałem nawet przypuszczać, co o mnie pomyślą. Nie szkodzi, sam wiem, że jestem niezrównoważony. Teraz pozostaje tylko próbować walczyć z tym przez resztę życia... albo spróbować uczynić z tego korzyść. Nie wiem, jak to zrobię, ale to będzie od dziś moim celem.
- Mundus! - zawołałem, gdy dotarłem na miejsce, do naszej zacisznej siedziby. Spod ziemi dały się słyszeć śmiechy i odgłosy wesołej rozmowy. "Ja nie mogę, oni nadal świętują" - pomyślałem tylko, z westchnieniem kładąc uszy po sobie.
- Mundus... - po raz kolejny tego dnia cicho wszedłem do jamy.
- Wróciłeś w końcu - ptak odwrócił się błyskawicznie i popatrzył na mnie, z zaniepokojeniem wstając ze swego miejsca - przepraszam was na chwilę - zwrócił się do pozostałych, po czym wyszedł za mną na zewnątrz.
- Co się tym razem stało? - westchnął cicho, widząc mój niepewny wyraz pyska.
- Zrobiłem coś głupiego - odwróciłem wzrok - znowu. Przyjacielu, ja już z tego nie wyrosnę. Nawet się tego nie oduczę.
- Zgaduję, że chodzi o te twoje... nagłe napady?
Popatrzyłem na niego podejrzliwie. On w ogóle o nich wiedział? No nic, nieważne. Smutno pokiwałem głową.
- Jak bardzo jest źle? - zapytał, siadając na ziemi.
- Nie wiem - przycupnąłem obok i wzruszyłem ramionami.
- Powiesz chociaż, co dokładnie zaszło?
- Nie - mruknąłem po chwili ciszy, przenosząc wzrok na rosnące w oddali drzewa. Nie wiedziałem nawet, co mógłbym powiedzieć. Co? Że zamiast trzymać uczucia na wodzy i panować nad pragnieniami, po prostu pozwoliłem im wyleźć na wierzch i sobą pokierować? Chyba nigdy nie zdołam tego wytłumaczyć Kamie... musiałbym przecież przyznać się, że oprócz tego, że lubię ją jako bliską osobę, jest w tym uczuciu dużo więcej...
- Nie mogę ci zatem niczego doradzić - bezradnie rozłożył skrzydła - może jednak postaraj się uspokoić i pomyśleć o tym później - westchnął, siadając na ziemi - kiedy trochę ochłoniesz, bo widzę, że to coś poważnego. A na razie, myślę, że powinniśmy skończyć rozmowę, którą zaczęliśmy przed dwiema godzinami.
- Masz jeszcze coś do powiedzenia w kwestii mojego stanowiska? Chociaż to chciałbym naprawić.
- Właśnie o tym mieliśmy pomówić - Mundus przeciągnął się nieśpiesznie i oparł o pień drzewa.
- A więc? - usiadłem naprzeciw niego i z cieniem nadziei w oczach czekałem na pomysł. W rzeczywistości, chociaż chciałem i planowałem odpracowanie jakoś skazy, którą wyryła na moim życiorysie Liga Beżowej Ziemi, nie byłem pewien, od czego mógłbym zacząć. Liczyłem w tej sprawie na pomoc przyjaciela, to on zawsze miał dobre pomysły.
- Zapomniałeś o szkoleniach?
- Co? - zastrzygłem uszami, dopiero po kilku sekundach przypominając sobie o tym światełku, które widniało gdzieś na końcu długiego, ciemnego korytarza, który miałem do przebycia.
- Mam taką koncepcję... - ptak zastanowił się przez chwilę, po czym przedstawił swój zamysł - dopóki należysz do Watahy Srebrnego Chabra albo Watahy Wielkich Nadziei, możesz próbować dostać się na szkolenia wojskowe, które NIKL przygotowuje co pewien czas. Ardyt już ci o nich opowiadał, mówił też, że dla przeciętnego basiora dostanie się do elity elit, która dostąpi zaszczytu bycia dokształconą przez najwybitniejsze wilki z terenów podległych tej zacnej organizacji, graniczy z cudem. Ty jednak masz pewne wrodzone zdolności, a zważywszy na całe dzieciństwo i trochę więcej, które spędziłeś na ćwiczeniach, jesteś bez wątpienia wśród tych mających spore szanse.
- Naprawdę tak uważasz? - uśmiechnąłem się lekko słysząc słowa, dotykające samego sedna mojej głęboko skrytej próżności.
- Mówię jedynie, że masz szansę, przyjacielu - podkreślił Mundus spokojnie - większość zależy od tego, jakich kandydatów tam spotkasz i jak pójdą ci wszystkie próby, którym zostaniesz poddany. Pomyśl jednak, co możesz przez to zyskać. Kiedy wrócisz tutaj z poręczeniem o zdanych egzaminach i zdobytym na szkoleniach doświadczeniu, alfy będą musiały poważnie rozważyć przywrócenie ci miana pełnoprawnego członka obu watah. Jeśli z jakiejś przyczyny to na nich nie podziała... - lekko zmarszczył brwi i zrobił chwilę przerwy - nie, o to bądź spokojny. Mówiłem ci już kiedyś, że czasami...
- Czyżby, że lubisz czasami troszkę zmieniać zasady? - przerwałem, gdyż nagle przypomniała mi się nasza rozmowa z czasów, gdy byłem jeszcze małym szczenięciem.
- Właśnie to.
- Ale nie powiedziałeś mi nigdy, że byłem twoim ulubionym szczeniakiem. I, że to dlatego tak ofiarnie pomagałeś mi z ćwiczeniami i zgodziłeś się nierozerwalnie związać z Ligą Beżowej Ziemi - patrząc w dal szerzej otworzyłem oczy - i dlatego pomożesz mi również i teraz, w razie, gdyby coś poszło nie po naszej myśli?
- Zauważyłeś, że zaczynasz myśleć dużo jaśniej, niż wcześniej? - ptak nieznacznie zmrużył oczy, przyglądając mi się uważnie - i tak, można tak powiedzieć. A co do ligi, być może zgodziłbym się do niej dołączyć także gdyby z taką jak ty wtedy bezradnością w oczach prosił o to ktoś inny, ale muszę z żalem przyznać się do tego, że to do ciebie od zawsze miałem pewną słabość.
- Z żalem? - położyłem po sobie jedno ucho.
- Zawsze uważałem, że wszyscy są równi, przynajmniej na pewnej płaszczyźnie. Tak chciałbym ich też traktować. A mimo to do ciebie miałem więcej serca, niż do pozostałych szczeniąt.
- Nie da się być zupełnie sprawiedliwym.
- Nie osądzaj tego z takim przekonaniem. W tym względzie nie ma niczego, co byłoby niewykonalne. Wszystko co zależy od umysłu... po prostu zależy od umysłu. Niektóre rzeczy są najzwyczajniej trudne do osiągnięcia. Ja również jestem tylko słabym śmiertelnikiem, muszę czemuś hołdować, a czymś gardzić. Do kogoś czuć więcej sympatii, do kogoś mniej. To naturalne.
- O co więc chodzi?
- Nie chcę, byś źle mnie zrozumiał, ale wciąż zastanawiam się, dlaczego akurat ty.
Chrząknąłem z niezadowoleniem. Dlaczego ja? Domagam się wyjaśnień.
- Coś ze mną nie tak? - mruknąłem, marszcząc brwi.
- Nie, skądże. Chodzi właśnie o to, że chyba nie polubiłem cię aż tak z konkretnego powodu. Widocznie taka jest już moja psia natura, do kogoś muszę się przywiązać. A być może ma to jakiś związek z twoim podobieństwem do Andreia, które jest tak wyraźne, że aż niepokojące.
- Andrei? Któż to taki?
- Był twoim pradziadkiem.
- Dlaczego uważasz, że jestem do niego podobny?
- Miał pewnie dobre serce, ale był jeszcze bardziej nerwowy, niż ty. I również robił całą masę bezsensownych rzeczy, które źle się kończyły... Nie chcę zresztą mówić źle o zmarłych. Jesteś do niego podobny nawet z wyglądu.
Mundus westchnął, a ja zastrzygłem uszami, przez chwilę niczego nie mówiąc.
- Rekrutacja na szkolenia będzie odbywała się już niedługo, jeśli się nie mylę, czasu nie zostało więcej, niż dwa tygodnie. To niedużo, ale to, że praktycznie nie musisz się do nich przygotowywać, daje nadzieje. A tyle czasu w zupełności wystarczy, by dotrzeć do siedziby NIKL'u - powrócił do tematu naszej wcześniejszej rozmowy.
- Mogę przecież wyruszyć nawet dzisiaj! - niemal krzyknąłem z zapałem, zrywając się ze swego miejsca.
- Poczekaj, pohamuj ten żar, który z ciebie bucha - zawołał uspokajająco Mundurek, po czym zaśmiał się cicho - jest jeszcze jedna rzecz.
- Mów proszę - ponownie usiadłem, wbijając w niego pałający ciekawością wzrok.
- Chyba nie chcesz wyruszyć tam sam?
- C c co proszę? - zmarszczyłem nos, lekko unosząc wargi - mógłbyś pójść tam ze mną?
- Nie mówię tu o sobie, Wrotusiu - pokręcił głową - ale dlaczego nie mógłby tego zrobić na przykład Kuraha?
- Kuraha?! - przez moment zaliczyłem zjazd szczeny, słysząc imię, którego... powiedzieć, że się nie spodziewałem, to nic nie powiedzieć.
- Nie mam innego pomysłu - ptak niewinnie wzruszył ramionami.
- Chyba żartujesz - fuknąłem z oburzeniem - z jakiej racji ma ze mną iść?
- Po pierwsze, to jedyny basior z WSC oprócz ciebie, który ma szanse przejść rekrutacje. Od dziecka ćwiczył tak samo wytrwale, jak ty. Po drugie, mam świadomość, że chciałbyś, aby z tobą poszedł.
- Zgaduję, że jest jeszcze jakieś "po trzecie" - uniosłem brwi, a na moim pysku pojawił się zadziorny uśmieszek.
- Dobrze zgadujesz - Mundus chyba również uśmiechnął się w duchu, na chwilę opuszczając głowę i przymykając oczy - po prostu go lubię, na to też nic nie poradzę.
Prychnąłem, usiłując powstrzymać chichot.
- A więc wygląda na to, że jeśli Kuraha będzie chciał obłowić się w jeszcze więcej sławy i uznania społecznego, to idziemy we dwóch. Powiedz mi jeszcze, skąd ta sympatia? - zapytałem podejrzliwie.
- Długa historia - odrzekł tylko - zresztą nie znałeś nawet jego ciotki, co ci będę opowiadać. Po prostu idź i opowiedz mu o szkoleniach. Żal byłoby zmarnować potencjał, jaki drzemie w was dwóch, a przede wszystkim trzeba zdążyć dotrzeć do NIKL'u przed upływem czasu - Mundurek wstał i kilka razy machnął skrzydłami.
- Tak jest! - przytaknąłem ogniście i zdecydowanym krokiem ruszyłem na północ, w kierunku, gdzie spodziewałem się zastać basiora. Problemem pozostawała tylko moja obecna sytuacja, miałem jednak nadzieję, że Kuraś nie należy do wilków przejmujących się przynależnością klasową.
< Kuraho? Druhu najmilszy? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz