Słysząc słowa basiora, momentalnie wyprostowałem się. Młody alfa? Czyli tak jakby mini alfa? To znaczy, że... Prawie zamordowałem swojego szefa, oczywiście, tylko prawie.
- Przepraszam za me słowa, panie. - Skłoniłem się jak najniżej byłem w stanie. - Nie wiedziałem, z kim mam do czynienia.. Wybacz te okropne zachowanie wobec waszej osoby.-
Podniosłem łeb dopiero wtedy, gdy basior westchnął cicho. Tym razem nie wyprostowałem się, od razu uznając jego wyższość. W duchu pomściłem na swoją ignorancje i fakt, że nie potrafię zapanować nad samym sobą. Być może powinienem spotkać się z kimś, kto pomoże mi uwolnić meandry umysłu od tej ciągłej żądzy krwi. Na szczęście, Wrotycz uśmiechnął się jedynie tryiumfująco, zadowolny z faktu wygrania tej niewerbalnej bitwy o władzę.
- W takim razie, chodźmy, Haruhiko. - Basior potruchtał powoli przed siebie, oglądając się raz po raz przez ramię. Cały czas jednak naśłuchiwał, aby w razie czego zacząć się obronić. Chęć do ukrócenia jest ziemskich cierpień przeszła, można by nawet rzec, że została wymazana z mojego umysłu i na jej miejscu pojawiło się wspomnienie wyniosłej postaci mojego pana. Był jak gniewny bóg, strącony z niebios, aby tułać się wiecznie po pustkowiach. I tak samo jak eteryczne bóstwo, był zabójczo przystojny. Z tyłu głowy pojawiła mi się myśl, że "zabójczy" to odpowiednie określenie Wrotycza - mimo postury, emanował potęgą i siłą. Nie miałem zamiaru z nim walczyć, na pewno nie na śmierć i życie, chociaż mały trening w przeszłości nikomu nie zaszkodzi.
Skierowaliśmy się przed siebie, w całkowitej, pełnej napięcia ciszy. Próbowałem dotrzymać mu kroku, co przychodziło mi z trudnością. Aby nieco nadgonić, czasami zaczynałem biec. Na ten widok wilk prychał ostentacyjnie. Nie zwracałem mu uwagi, nie chcąc się narazić młodej alfie. W moich oczach nadal nią był, mimo, iż od razu wyłapałem z jego myśli wzmiankę o byciu omegą. To nie miało znaczenia. Wrotycz miał w sobie zbyt wiele gracji czy dostojności, aby być wyrzutkiem. Nadal jednak nie wiedziałem, co takiego zrobił, że zasłużył na los odszczepieńca. Basior nagle zatrzymał się, a ja wpadłem na jego bok. Od razu odsunąłem się, próbując nie zaciągnąć się wonią futra towarzysza. Pokręciłem nieznacznie łbem, odrzucając od siebie nazbyt wyuzdane skojarzenia.
- Ludzie. - warknął Wrotycz, stając w bezpiecznym cieniu drzewa. Rozejrzałem się wokół, szukając zagrożenia. Kiedy ujrzałem grupę dwunogów z strzelającymi patykami, dołączłem bezszelestnie do alfy, żeby móc go chronić w razie walki. Oddałbym za niego życie, a nawet swą duszę, jeśli będzie trzeba. Wspólnie odprowadziliśmy spojrzeniem myśliwych. Bury wilk poczekał, aż przejdą dalej, po czym wystrzelił do przodu jak z procy.
- Ej, nie jestem tak szybki jak ty. - mruknąłem pod nosem i pognałem za basiorem. Szybko straciłem go z pola widzenia, w dodatku te tereny nie były mi całkowicie znane. Stanąłem więc na brzegu rzeki i spojrzałem w stronę domu. Gdzieś tam sa istoty, które chcą naszej śmierci, śmierci Wrotycza. Czy nie lepszym rozwiązaniem byłoby... najpierw pozbyć się ich?
- Bezsilność . - Wyszeptałem w nicość, nim ruszyłem na poszukiwania swojego pana.
< Wrotyczeusz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz