-Ja? Ja jestem sobą- odparłam nie łudząc się nad odpowiedzią.- To jak mnie każdy z osobna widzi to inna sprawa. Skoro każdy ma swoje standardy i sposób widzenia, niech mu sobie będzie, póki nie zacznie tego innym narzucać. Innymi słowy jestem sobą i pozostanę nią, czy to się innym podoba czy nie.
-Wraca ta spoko ty.
-Jakbym tylko w części była do polubienia.
-Kto wie.
-Więc? Zamierzasz tak się obijać czy ruszamy dalej?- Powiedziałam nagle stojąc a nie leżąc, jak dobrą sekundę temu. Zabawne bo sama nie zauważyłam swoją zmianę stanu. Basior parsknął w odpowiedzi. Można by rzec, że jakby cofnęliśmy się w czasie i znowu gawędziliśmy w swoich tematach, które oboje lubiliśmy. Idąc tak, dobiegło nas czyjś bieg. Odwróciłam się ku źródłowi dźwięku a tam biegł do nas wielce zdyszany wilk. Jak przystanął potrzebował jeszcze chwili, aby móc normalnie oddychać.
-Coś się stało?- Zapytałam pochylając się ku przybyłemu wilkowi.
-Dziwna sprawa... Potrzebują... Byś do nich podeszła... Matko, daj mi chwilę...
-Pewnie. Wyglądasz jakbyś zaraz miał wypluć płuca- powiedziałam spokojnie czekając aż, będzie w lepszym stanie.
-Dobra, już lepiej. Na czym stanąłem?
-Coś, że mam do kogoś podejść- dopowiedziała mu. Zastrzygł uszami.
-Och, racja. Niby sprawa nie jest pilna, ale jesteś proszona o przyjście najszybciej, jak możesz. Ale widzę, że oprowadzasz nowego członka...
-Gdzie to jest?- Przerwałam mu czekając na kolejne informacje.
-Na wschodniej części polany.
-Daj znać, że podejdę lada chwila.
-Ok. Dzięki, Palette!- Pomachał nam jeszcze i wilk znikł z pola widzenia.
< Canay? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz