czwartek, 6 czerwca 2019

Od Azaira Ethala CD Rutena - "Motyl Nocny"

Azair na początku nie odpowiedział, zajęty przyglądaniem się bezwładnemu ciału Mundusa.
Był teraz taki bezbronny... Mógłby po prostu go złapać, skręcić mu kark i nigdy więcej nie musieć go oglądać.
Ruten mógłby zaprotestować. Pomimo tego, że używa Mundusa jak worka treningowego na wszystkie swoje chore pomysły, jest z nim związany relacją. Skomplikowaną co prawda, ale jednak.
Zawsze mógłby najpierw obezwładnić nauczyciela. Uderzyć go w bok głowy, tylko ogłuszyć, na parę minut... Nie. Nie byłby w stanie.
A poza tym... To nudne. Nie zabiłby sparaliżowanego. Wolałby uśmiercić go w walce, kiedy czapla byłaby w pełni sił, albo rozszarpać go od tyłu. Tak, czuć, jak krew z jego rozerwanej szyi oblewa jego sierść, spływa mu po pysku i kapie na ziemię. Aza oblizałby się wtedy i przeciągnąłby trupa za pióra do swojej jaskini, gdzie chełpiłby się zwycięstwem, póki truchło by nie zgniło. Wtedy wyrzuciłby je do rzeki i tylko czekał, aż ktoś je znajdzie.
Myśli o zamordowaniu Mundusa były takie przyjemne!
Więc dlaczego miałby go zabijać? Mógłby go poturbować, uszkodzić. W końcu zabić go może tylko raz, a wyobrażać jego śmierć może tysiące razy.
— Halo? — odezwał się Ruten. Azair otrząsnął się z rozmyślań i zmierzył basiora spojrzeniem. — Pytałem, kto będzie następny.
Aza kiwnął łbem na znak, że zrozumiał i przejrzał w myślach listę potencjalnych ofiar.
Nie mógł to być nikt z WSC, źle by się to skończyło. Chociaż bez wątpienia cieszyłby się, widząc paru współczłonków bez ruchu na ziemi, to nie chciał, żeby Ruten musiał za to płacić.
Najlepszym wyjściem w takiej sytuacji byłoby więc po prostu przejść się na tereny jakiejś pobliskiej watahy, zgarnąć pierwszego lepszego wilka (najlepiej waderę, albo szczeniaka; Aza uwielbiał szczeniaki).
Przedstawił swoją propozycję Rutenowi, a ten, po krótkim rozmyśle, przyznał mu rację.
— Długo zostanie w tym stanie? — zapytał biały basior, ledwo powstrzymując się od kopnięcia czapli.
— Jakiś czas — odparł wymijająco Ruten; najwyraźniej sam nie był pewny co do tego, ile utrzymuje się ten stan. — Ale myślę, że zdążymy przejść do WSJ.
Wyszli więc z jaskini i skierowali się w odpowiednim kierunku.


Azair siedział za krzakiem i mierzył spojrzeniem drobną, szczupłą waderę o brązowej sierści, która zajmowała się najwidoczniej kwiatami, które rosły w równych rzędach.
Rozdzielili się z Rutenem już jakiś czas temu; ustalili, że każdy weźmie po jednym wilku i zaprowadzi go do ustalonego miejsca spotkania.
Basior wstał więc, przeciągnął się, przywołał na pysk szarmancki uśmiech i ruszył w stronę wadery.
— Piękny mamy dzisiaj dzień — oznajmił, podchodząc bliżej.
Wilczyca odwróciła się do niego i, chociaż przez pierwsze sekundy była jakby niepewna, uśmiechnęła się radośnie.
— O tak! — zawołała entuzjastycznie. — Kiedy słońce tak pięknie świeci, słoneczniki kwitną!
Aza ledwo powstrzymał się od przewrócenia oczami.
Bajerował ją przez prawie dwadzieścia minut, hamując wymioty na widok jej rozanielonej miny. Nie wyszedł jednak ze swej roli. Nachylił się nad uchem wadery i wyszeptał parę słów, na które zarumieniła się mocno.
Zawahała się przez parę sekund, ale Azair już wiedział, że ją ma.
Uszli kawałek drogi, a gdy schowali się za głazem, w miarę ustronnym miejscu, wilk obezwładnił ją jednym, szybkim uderzeniem. Złapał waderę szczękami za kark i ciągnął za sobą, póki nie ujrzał sylwetki Rutena i jeszcze jakiegoś innego wilka.

< Ruten? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz