poniedziałek, 24 czerwca 2019

Od Notte CD Rutena ,,Nocny włóczęga"

Stałam przez chwilę w tym samym miejscu, patrząc ze zmrużonymi oczami za odchodzącym basiorem. Po chwili przymknęłam je. Obraz tamtej nocy wciąż był przenikliwie wyraźny. Czułam złość i zarazem ulgę, że nie jest w stanie jej dostrzec bez możliwości czytania w myślach. Nie byłam pewna, czy ta długa, zaskakująca dedukcja z jego strony powinna być powodem do obaw. Blizna była pod futrem niewidoczna - miał szczęście, czy też tylko mi się tak zdaje? Jednego mogłam być pewna. Wyróżniał się na tle innych wilków na wielu płaszczyznach, nie można mu odmówić pewnej inteligencji. Podsumowując, przypadki nie istnieją. Wzięłam głęboki wdech świeżego powietrza.
— Ciekawe, skąd ty tyle o tym wiesz... - mruknęłam do siebie, machając ogonem.
- Idziemy. - rzuciłam krótko do niedźwiadka. Po kilku krokach uśmiechnęłam się lekko. Brawo, Rutenie. Zarysowałeś czubek góry lodowej.
~Trochę czasu później~
Wracałam z wyprawy po zioła dla Ursy w dobrym humorze. Dzieciak zaraził się jakąś cholerną wysypką od jednego z wilków, a Etain jakby zrządzeniem losu poprosiła mnie o przyniesienie opisanych roślin, rosnących jedynie w tej części terytorium watahy. Większą część ziela schowałam w małej, pożyczonej torbie, resztkę dla chorej wadery trzymałam w pysku. Bezskrzydłym osobnikom dotarcie tu zajmowało w najlepszym wypadku prawie cały boży dzień, dla mnie była to kwestia kilku godzin. 
Nieoczekiwanie zaczęło robić się ciemno. Ciężkie, ołowiane chmury w zastraszającym tempie gromadziły się na niebie. Zanosiło się na nagłą burzę. Wzleciałam ponad korony drzew, by przyjrzeć się bliżej sytuacji. W tym samym momencie w oddali przede mną walnął piorun. Wiatr uderzał we mnie z ogromną mocą. Natychmiast zleciałam na ziemię i przyspieszyłam do truchtu, ignorując pierwsze krople deszczu, który wkrótce przerodził się w gwałtowną, silną ulewę. Kiedy jednak dołączył do niej grad wielkości co najmniej jajek, nie było mi do śmiechu. Szczęśliwie zauważyłam w gąszczu ciemny otwór jakiejś jaskini. Gdy znalazłam się w suchym pomieszczeniu, westchnęłam z ulgą. Po chwili jednak skrzywiłam się. Uderzył mnie silny zapach śmierci. 
Zostawiłam zioła pod ścianą i ostrożnie zeszłam krótkim, acz stromym przejściem, a raczej przewężeniem, do kolejnej groty. Stanęłam w wejściu, czując przyspieszone bicie serca. W środku znajdowały się dwa ciała w stanie rozkładu, jedno pod ścianą, drugie niemalże pośrodku. Na posadzce i ścianach widoczne były ciemne plamy po zaschniętej krwi. Smród był okropny. Mimo wszystko przemogłam się jakoś i po chwili podeszłam do najbliższego trupa. Wtedy rozpoznałam w nim coś, co kiedyś było żywym wilkiem, a teraz bezładną kupą futra i na wpół zgniłych tkanek. Z szeroko otwartymi oczami wodziłam po wilku, mimo woli nie mogąc oderwać wzroku, chłonąc każdy szczegół. Pewnie już dawno powinny zostać po nim tylko kości, lecz nieustanny chłód, skalne podłoże i mała ilość destruentów nie sprzyjały rozkładowi. Z uważnej obserwacji można było wyciągnąć jeszcze jeden wniosek: ciała były masakrowane. Wokół zresztą walały się kawałki gnatów. Odkrycie to było dla mnie dość sporym zaskoczeniem w stosunku do tego, gdzie nastąpiło. Tereny WSC były uważane raczej za wyjątkowo bezpieczne w porównaniu do sąsiadów.
Wreszcie odeszłam od trupów, z którymi nic już nie można było zrobić. W momencie, gdy odwróciłam się do wyjścia, usłyszałam stukot pazurów na kamieniu i czyjś oddech. 
— Świetnie...wszystko mi przemoknie. - bordowy wilk zrobił krok do przodu, wzdychając. 
Trochę zszokowana, trochę instynktownie, wyskoczyłam zza rogu i rzuciłam się na basiora, przygniatając go do ziemi. Działanie to nie miało żadnego logicznego uzasadnienia i ja również nie znałam swoich motywów. Było to czyste szaleństwo. Fakt faktem, że znajdował się teraz pode mną. Jego torba wypełniona czymś kanciastym wbijała mi się w łapę. Nigdy jednak nie podejrzewałabym, co stanie się dalej.
Przez jedną, krótką chwilę rysy jego pyska wyostrzyły się, ściągnęły, czubki kłów wysunęły się na światło dzienne, ale przede wszystkim w oczach Rutena pojawił się ten dziwny, nieokreślony słowami błysk. Odskoczyłam do tyłu, na wszelki wypadek mocno zapierając się kończynami o podłoże. Wilk wstał powoli, niemalże ceremonialnie. Na jego pysku gościł znów zwyczajny wyraz, to znaczy lekki, chytry uśmieszek. Czubek ogona basiora drgał lekko. Z tej odległości odór był, delikatnie mówiąc, uderzający, on zaś wszedł tu jak na swoje, nie zwracając na to uwagi. Jedno ciało więcej w tej jamie nie zrobi raczej wielkiej różnicy. Albo nie? Z nim nigdy nic nie wiadomo...
<Ruten? Mam nadzieję, że się nie obrazisz, w razie czego jak najbardziej mogę usunąć...musiałam ich jakoś spotkać xD Power jest, to najważniejsze>

2 komentarze: